W Rzeszowie rok temu, żeby dostać się do liceum, wystarczyło zdobyć 120 pkt na 200 możliwych. W tym roku, jak przekonuje rzecznik miasta, nawet ci ze 160 pkt mieli kłopoty z dostaniem się do ogólniaka.
Podobnie jest w Gdańsku. W Liceum nr 5 im. Stefana Żeromskiego do klasy o profilu medycznym w poprzednim roku dostawały się dzieciaki od 174 pkt. W tym już trzeba było mieć 179 pkt. Na profilu politechnicznym liczba ta wzrosła ze 171 do 184 pkt. Efekt? Wielu uczniów mogło się przeliczyć, bowiem wybierali placówki, bazując na punktacji z poprzedniego roku. W takiej sytuacji nawet możliwość zaznaczenia dużej liczby szkół w systemie elektronicznej rekrutacji nie gwarantowała sukcesu. W Gdańsku 1215 kandydatów w pierwszym etapie nie dostało się do wskazanej przez siebie szkoły średniej (767 ze szkół podstawowych i 448 ze szkół gimnazjalnych).
W Lublinie z podobnym problemem boryka się niemal 600 osób. Z czego 471 uczniów, którzy muszą przystąpić do rekrutacji uzupełniającej, to ci, którzy marzyli o liceum. Miejsca są, ale nie w tych szkołach, które wskazali jako pierwszego wyboru. – Miasto przygotowało łącznie 10 353 miejsca, zakwalifikowanych zostało 8950 kandydatów. Pozostaje nadal 1400 miejsc wolnych: 778 miejsc dla absolwentów podstawówek, w tym 306 w liceach ogólnokształcących, oraz 624 wolne miejsca dla absolwentów gimnazjów, w tym 249 miejsc w liceach – mówi Olga Mazurek-Podleśna rzecznik UM Lublin.
Reklama
Jak podkreślają eksperci, w żadnym roku nie było takiej sytuacji. Szczególnie w miastach, gdzie oferta jest szeroka, dzięki czemu każdy uczeń od razu dostawał się do wybranej szkoły. Jednak, na co wskazują liczby, nie było aż takiej dysproporcji jak w tym roku, kiedy do szkół ponadpodstawowych startują dwa roczniki: jeden kończący ósmą klasę, drugi po ostatniej gimnazjalnej. Co prawda dwukrotnie wzrosła liczba kandydatów, ale liczba nieprzyjętych w wielu miastach wcale się nie podwoiła, lecz potroiła. Tak było np. w Lublinie. W Szczecinie podczas tegorocznej rekrutacji w pierwszym naborze nie zostało zakwalifikowanych łącznie 871 kandydatów – w ubiegłym roku było 314 kandydatów. Również w Zielonej Górze nie dostały się do szkoły pierwszego wyboru 552 osoby. Rok wcześniej było ich 160.
Skąd problem? W Rzeszowie, w którym nie ma miejsc dla tysiąca uczniów, którzy szukali przyszłości w liceum, miasto wiedziało, że będzie problem od początku. – Ale szkoły nie są z gumy. Po prostu fizycznie nie ma miejsca – mówi Maciej Chłodnicki, rzecznik prezydenta miasta. Być może uda się otworzyć jeszcze kilka klas, ale to zwiększy pulę o ok. 100 miejsc.
Olsztyn, w którym nie ma miejsc dla 800 osób, nie był przygotowany, że zgłosi się więcej osób z ościennych gmin. Marta Bartoszewicz, rzeczniczka urzędu miasta, ma nadzieję, że sytuacja się polepszy, bowiem część uczniów składała papiery również do placówek niepublicznych. – Gdy wybiorą inną szkołę, będziemy wiedzieli, iloma miejscami jeszcze dysponujemy – podkreśla. Wskazuje, że może będzie też więcej miejsc w miejscowościach ościennych. Jednak urzędnicy przekonują, że w powiecie wcale nie jest różowo – owszem przygotowano 500 miejsc i wszyscy, którzy składali papiery, dostali się do wybranej placówki. Jednak pula wolnych miejsc nie jest duża: zostało ok. 50.
Również w powiecie gdańskim szkoły nie uratują miejskich placówek. U nich w powiecie jest mniej miejsc niż uczniów podstawówek i gimnazjów. Liczyli, że tak jak w poprzednich latach młodzież będzie dojeżdżać do Trójmiasta. Tymczasem okazało się, że tam miejsc brakuje.
W części miast problemów nie będzie. W Katowicach przygotowano niemal dwa raz więcej miejsc niż uczniów z podstawówek i gimnazjum. Jak przekonuje zastępca naczelnika wydziału edukacji Grażyna Burek, miasto jest gotowe na „przyjezdnych” spoza Katowic. Podobnie jest w Łodzi, gdzie mają więcej miejsc niż uczniów. W obu miastach jednak rekrutacja się jeszcze nie skończyła. Wyniki będą dopiero w połowie lipca.
Zdaniem Burek nie wszyscy muszą dostać się do liceum. Są miejsca w technikach i szkołach branżowych. – W poprzednich latach też uczniowie nie dostawali się do szkoły pierwszego wyboru – mówi.

Szkoły nie są z gumy, po prostu fizycznie nie ma w nich miejsca