Nauczycielka języka angielskiego Małgorzata Kamińska przez siedem lat uczyła w jednym z warszawskich liceów publicznych. Dziś twierdzi, że co najmniej o sześć za długo. Z żadnego powodu nie wróciłabym już dzisiaj do codziennej pracy w szkole - powiedziała w rozmowie z Dziennik.pl anglistka.
Zwróciła też uwagę, że jednym z najbardziej nieakceptowalnych dla niej czynnikiem w szkołach jest liczba uczniów w klasach. Gdy klasa liczy 25 albo więcej osób, dotarcie do wszystkich uczniów podczas lekcji, jest właściwie niemożliwe - zaznaczyła.
Poza tym istotną kwestią są pieniądze. Jak stwierdziła, "lektor w szkole zarabia niewiele w porównaniu do tego, ile zarabia na zajęciach indywidualnych". A w końcu przecież poza wypełnianiem misji i satysfakcją z nauczania, pracujemy dla pieniędzy- stwierdziła.
Od kilku lat pracuję na siebie. Jestem wśród uczniów i rodziców znana. Zadowoleni polecają mnie znajomym. Nauczam i dzieci i młodzież na lekcjach indywidualnych, co daje mi radość, bo mogę się skupić na danym uczniu i jego konkretnych potrzebach. Znajdujemy słabe punkty i nad nimi pracujemy. Efekty widać błyskawicznie. Poza tym uczniom, którzy ze mną pracują zależy na nauczeniu się języka, więc nie mam przypadków, jak w szkole, że kogoś muszę zmuszać do nauki – podkreśliła.
Nauczycielka hiszpańskiego: To dużo lepsza opcja i dużo lepsze pieniądze
Natomiast Julia, nauczycielka języka hiszpańskiego, "rzuciła" nauczanie w szkole w trakcie pandemii. Uznałam, że skoro w szkole prowadziłam lekcje online, to również mogę nauczać tak, na swoich zasadach w ramach własnej szkoły językowej i udzielania korepetycji - powiedziała.
Julia, dzisiaj naucza łącznie kilkunastu uczniów. Część z nich to kursanci w ramach cyklicznych kursów językowych, które w swojej własnej szkole prowadzę, część pojawia się na lekcjach w ramach korepetycji. Dla mnie to dużo lepsza opcja i dużo lepsze pieniądze. Wreszcie zarabiam godnie i mogę normalnie żyć, bez obaw czy starczy mi do pierwszego - wyznała.
W szkole zarabiałam ok. 3 tys. na rękę. Dzisiaj mam trzy a nawet cztery razy więcej, zwłaszcza, że mam też uczniów z innych krajów, którzy płacą w euro - dodała.
Jak podkreśliła, ważna jest dla niej też autonomia pracy. Odkąd przeszłam na własną działalność pracuję na swoich zasadach, bez dyrekcji, bez pretensji uczniów i rodziców. Nie wróciłabym już do szkoły za żadne pieniądze - zaznaczyła lektorka.
"Łatwo policzyć, że praca w szkole daje mi dużo mniej dochodu"
Oprócz nauczycieli języków również matematycy nie narzekają na zainteresowanie korepetycjami i lekcjami indywidualnymi. Matematyka w szkołach często jest nieumiejętnie nauczana. Skarżą się na to i uczniowie i rodzice, a że jest przedmiotem obowiązkowym na egzaminie ósmoklasisty i na maturze, to korepetycje z tego przedmiotu są dla wielu uczniów jedynym ratunkiem.
Daria w szkole pracuje na umowę na zastępstwo. Mam 10 godz. w tygodniu. Niedługo rezygnuję z tej pracy – powiedziała nam matematyczka.Po wakacjach nie zamierzam wracać do szkoły - dodała.
Aktualnie nauczycielka po pracy w szkole udziela korepetycji.
Zainteresowanie korepetycjami z matematyki od lat jest ogromne. Nie wiem, czy to kwestia zbyt dużej ilości materiału i z byt małej ilości godzin, czy zły styl nauczania, zbyt liczne klasy…nie wiem, w każdym razie chętnych na korepetycje nie brakuje i wręcz mam co roku listy rezerwowe, gdyby ktoś zrezygnował, z automatu wskakuje następny zakolejkowany. Mam zazwyczaj 8 -10 uczniów, po ok. 2 godz. w tygodniu każdy. Biorę po 100 zł za godzinę. Chyba łatwo policzyć, że praca w szkole daje mi dużo mniej dochodu – wskazała.
Podkreśliła też, że taki sposób pracy daje jej jako nauczycielce dużo więcej satysfakcji. Oprócz lepszych zarobków, mam też sukcesy. Moi uczniowie poprawiają słabe oceny, inni dostają celujące na klasówkach szkolnych i egzaminach, a dwójka w ostatnim roku została laureatami olimpiad przedmiotowych. To wielka duma i przyjemność, pracować z takimi ludźmi. W szkole takiej przyjemności nie mam. Tam wszyscy jesteśmy z musu i ja i uczniowie - podsumowała.