W dyskusji o nadchodzących reformach szkolnictwa coraz więcej obaw budzą m.in. praktyczne aspekty wdrażania zmian. Dużo emocji towarzyszy szczególnie kwestii ograniczenia zadań domowych, zapowiadanej i potwierdzonej już przez przedstawicieli MEN. Docelowo ograniczone mają być prace domowe dla dzieci klas szkół podstawowych I-III. O ile sam projekt budzi raczej pozytywny odzew, jego wdrożenie może być dla niektórych szkół dość karkołomne – o czym przestrzegają sami nauczyciele.

Reklama

"Przeważał we mnie sceptycyzm"

Ciekawe rozwiązanie opisuje na portalu deon.pl Agata Rusek – blogerka i mama czwórki dzieci. Jak pisze autorka artykułu, jej dwoje dzieci uczęszcza do publicznej szkoły podstawowej, w której postanowiono zmierzyć się m.in. z tematem zadań domowych. Kwestię zmian rozpoczęto od przedyskutowania pomysłów z rodzicami na początku roku szkolnego. I tu – jak pisze blogerka – pojawiły się pierwsze schody. Każdy z rodziców miał własny pogląd i sugestie dotyczące preferowanych metod nauczania dziecka, a propozycje były wyrażane często "tonem nieznoszącym sprzeciwu".

Reklama

"Zaskoczyło mnie, jak bardzo nie potrafimy ze sobą rozmawiać" – pisze autorka dodając – „(…) zastanawiałam się, jak bardzo szkolne realia zmieniły się na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat i jak trudno osiągnąć teraz konsensus, czym szkoła ma być i w jaki sposób edukować dzieci i młodzież. Bo chociaż nie brakuje haseł-kluczy, co do których niby wszyscy się zgadzamy, to jednak pozostają one pustymi sloganami, gdy zaczynamy rozmawiać o szczegółach ich realizacji" [źródło oryginalnego wpisu: dobrawnuczka.blog.deon.pl].

Reklama

Prace domowe dla chętnych. Czy to się sprawdza?

Jak przyznaje autorka bloga, pomysł prac domowych "wyłącznie dla zainteresowanych" wzbudził początkowo jej sceptycyzm. Część rodziców oponowała podkreślając, że "przedmiot przedmiotowi nierówny", a skuteczna nauka wymaga systematyczności w utrwalaniu materiału. Poważne wątpliwości mieli również sami nauczyciele. Kluczowym argumentem za przyjęciem tego rozwiązania był – dostrzegany przez rodziców i nauczycieli – problem przemęczenia dzieci. Ostatecznie rozwiązanie zostało przyjęte i – jak pisze autorka – okazało się sukcesem.

"Po pół roku funkcjonowania tej reguły jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. Nasz czwartoklasista przynosi średnio jedno-dwa zadania domowe w trakcie tygodnia i jeszcze nie zdarzyło się, by w weekend musiał siedzieć nad czymkolwiek zadanym w ramach uzupełniania lekcji. Da się? Da.” Co istotne, przyjęto założenie, że brak zadania nie wpływa na ocenę końcową ucznia, a zadanie źle wykonane zostaje po prostu omówione przez nauczyciela.

Wyciszone dzwonki i pozwolenie na telefon w szkołach

Placówka opisywana przez blogerkę przetestowała również kolejne, nietypowe rozwiązania. Nie każde z nich okazało się sukcesem. Nie sprawdził się m.in. pomysł na całkowite wyciszenie dzwonków szkolnych. Co ciekawe, o ich powrót zaapelowali sami uczniowie, gdy okazało się, że część dzieci spóźnia się na zajęcia, a nauczyciele czasem przedłużają lekcje. Rozwiązanie kompromisowe? Standardowe dzwonki nie wróciły, ale w klasach pojawiły się zegary.

Kontrowersje wzbudził również pomysł zezwolenia uczniom na korzystanie z telefonów komórkowych. Jak wyjaśnia autorka wpisu, w tym wypadku przeważyło "podejście realistyczne". Uczniowie notorycznie łamali zakaz – zamiast dalszego ograniczenia dostępu szkoła zdecydowała się postawić na edukację cyfrową (m.in. pogadanki o cyfrowej higienie dla rodziców).

Szkołę uratuje rozmowa?

Taką tezę stawia autorka artykułu pisząc o konieczności dialogu, rozmowy o wartościach, a jednocześnie podejściu realistycznym. W podobnym tonie toczy się dyskusja w socjal mediach m.in. na grupach rodziców i nauczycieli. Obok zestawiania przeciwstawnych argumentów coraz głośniej mówi się o tym, aby dać szkołom (nauczycielom i rodzicom) większą autonomię przy wyborze optymalnych rozwiązań dotyczących m.in. prac domowych czy używania telefonów na terenie placówki.

Prace domowe. Co planuje MEN?

Ograniczenie ilości prac domowych w najmłodszych klasach (I-III) szkół podstawowych to jeden z kluczowych postulatów edukacyjnych, opisany m.in. w programie przedwyborczym KO. Plany wprowadzenia tej zmiany potwierdziła już m.in. minister edukacji Barbara Nowacka. Prace ekspertów nad projektem potwierdziła również wiceminister Katarzyna Lubnauer, zapowiadając, że pierwsze zmiany wejdą po przygotowaniu odpowiedniego rozporządzenia – być może już wiosną 2024.