Oświatowe związki zawodowe od pierwszych dni z koronawirusem ostrzegały, że nauczyciele masowo będą uciekać ze szkoły na emeryturę, świadczenia kompensacyjne lub urlopy dla poratowania zdrowia. Wszystko z obawy przed zakażeniem. Z danych, do których dotarł DGP, wynika, że nauczyciele zarazy się nie wystraszyli.
Na 30 września 2019 r., a więc jeszcze przed pandemią, z oświaty odeszło z różnych powodów ponad 33 tys. nauczycieli. Rok później, już w czasie pandemii, ze swoim pracodawcą pożegnało się o 5 tys. nauczycieli mniej.
Liczba nauczycieli wzrosła
Co prawda liczba odchodzących na emeryturę wzrosła o ponad tysiąc osób (do 6,1 tys.), ale nie było za to zapowiadanych masowych ucieczek na urlopy dla poratowania zdrowia. W rezultacie, biorąc pod uwagę tych, którzy przyszli w ich miejsce, w obecnym roku szkolnym liczba nauczycieli nie tylko nie zmalała, ale wzrosła o ponad tysiąc – do blisko 610 tys.
Te dane pokazują, że pandemia i strach przed zakażeniem nie wpłynęły znacząco na decyzję pracowników oświaty, aby zmienić pracę lub zakończyć karierę. Mogę tylko stwierdzić, że mit siłaczki jest wciąż aktualny – mówi Sławomir Wittkowicz, przewodniczący WZZ „Forum-Oświata” i członek Prezydium FZZ. I dodaje, że pandemia w żaden sposób nie zachęciła też władz samorządowych do likwidacji etatów.
– Subwencja oświatowa od lat nie rekompensuje nam wydatków na oświatę, ale nawet podczas pandemii trudno nagle zwalniać nauczycieli świetlicy lub pedagogów i psychologów, jeśli mogą być potrzebni dyrektorom – podkreśla Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich.
Sami dyrektorzy szkół nie decydowali się na redukcję zatrudnienia, bo obawiali się ewentualnego dzielenia oddziałów na mniejsze grupy i naukę w tzw. bańkach. Resortowe dane pokazują, że w tym roku na ponad 600 tys. nauczycieli tylko 3,7 tys. otrzymało od nich wypowiedzenie umowy. Co ciekawe, tylko dziewięciu nauczycieli straciło pracę z powodu jednej lub dwóch negatywnych ocen swojej pracy.