Pani zaczęła zebranie od tego, że podręczniki MEN są beznadziejne. Że uczy już długo i ma doświadczenie. Potem, prosząc o dyskrecję, poprosiła, żeby zebrać pieniądze na ksero i papier oraz segregatory. Zapowiedziała, że będzie kserować materiały - opowiada matka 7-letniego Jasia.
CZYTAJ TAKŻE: Sławomir Broniarz o podręczniku MEN: Wracamy do stanu wojennego>>>
Joanna, której 6-letni syn poszedł do pierwszej klasy w szkole koło Krakowa, opowiada, że w klasie dzieci mają równolegle dwa podręczniki – "Nasz elementarz" i komercyjny. – Na zebraniu nauczycielka zapytała, czy pamiętamy, co nam sprawiało największą trudność w czasie nauki pisania. Chodziło oczywiście o zawijasy, literki, które nie są proste, geometryczne, ale mają np. zakręcone ogonki. A potem pokazała nam, jak nielogicznie ułożona jest kolejność poznawania liter w rządowym elementarzu. Pani prosiła, żeby nie przyznawać się do tego, że uczy z dwóch książek. To mi przypomina tajne komplety – relacjonuje pół żartem, pół serio matka i prosi, by na wszelki wypadek zostawić jej nazwisko i informację o szkole do wiadomości redakcji.
Nic dziwnego. Nauczyciele, prosząc o dodatkowe pieniądze na materiały, ryzykują. Zgodnie z przepisami takich składek od rodziców pierwszoklasistów zbierać nie można. Ustawa o systemie oświaty gwarantuje uczniom szkół podstawowych i gimnazjów prawo nie tylko do bezpłatnego dostępu do podręczników, lecz także innych potrzebnych w edukacji materiałów. Tak, by z punktu widzenia rodzica nauczanie było bezpłatne.
Szkoły dostają więc rządowy elementarz i dotację na materiały ćwiczeniowe, których uczniowie potrzebują do pracy. Po 75 zł na głowę.
Szkoły pytane o to, jak sobie radziły z wydatkami na materiały, odpowiadają enigmatyczne. – Wydaliśmy je zgodnie z ustawą – informuje dyrektor Szkoły Podstawowej nr 28 w Bielsku-Białej. W gminie tłumaczą, że to, na co szkoły wydały pieniądze, będą wiedzieć, dopiero kiedy spłyną faktury od dyrektorów.
Jak alarmują nauczyciele i dyrektorzy, tych środków jest za mało. Marta, która ma dziecko w jednej z placówek w stolicy, opowiada: – Wydano całe pieniądze na materiały dodatkowe, a zabrakło na ćwiczenia z kaligrafii. Rodzice poza szkołą zebrali pieniądze, jeden z ojców kupił je na swoje nazwisko i podarował wychowawczyni, a ta rozdała je uczniom.
W jednej z mazowieckich szkół podstawowych nauczycielka, tak samo jak i jej koleżanki z innych miast, ostro skrytykowała darmowe materiały z MEN. Dzieci otrzymały zupełnie nowy pakiet od jednego z wydawnictw: szkoła kupiła go za te pieniądze, które otrzymała z samorządu na materiały dodatkowe. Elementarz powędrował do szafy.
Dyrektor Szkoły Podstawowej nr 1 w Płocku Tadeusz Ciastkowski: – Całą dotację przeznaczyliśmy na podręczniki do angielskiego i ćwiczenia. Wydawnictwa wyceniały je tak, by kosztowały dokładnie tyle, ile na ucznia przeznaczyło ministerstwo. Podobnie było w Szkole Podstawowej nr 91 w Łodzi. – Nie uwzględniono, że ważniejsze niż książka do angielskiego są ćwiczenia do nauki tego języka – ocenia dyrektor Konrad Kurczewski i dodaje, że jego szkoła kupiła wszystkie potrzebne ćwiczenia, ale to wyczerpało dotację. Na kserowanie materiałów już nie starczyło. – Papier do ksero kupujemy z budżetu szkoły, a z tonerami pomaga nam rada rodziców.
Problem widać także na forach internetowych, gdzie rodzice wymieniają się podobnymi historiami. „Pani poprosiła nas o zakupienie z klasowej składki (60 zł na rok) tuszu do jej drukarki w domu. Jak tłumaczyła, musi przygotowywać dodatkowe materiały poza tym, co znajduje się w ćwiczeniach, a korzysta przy tym z prywatnej drukarki domowej. Dlaczego nie drukuje pojedynczych egzemplarzy, by potem kserować je w szkole? Bo szkolny sprzęt nie zawsze jest dostępny. Dlaczego trzeba coś drukować, skoro są ćwiczenia? Bo tych darmowych jest mniej, niż było w pakietach wskazywanych przez szkołę jako obowiązujący zestaw podręczników. Nieważne, że drukowanie na domowej drukarce do najtańszych nie należy. A żeby było jeszcze ciekawiej, wyjaśniło się, dlaczego na początku roku kopie, które dostawały dzieci, bywały nieczytelne – pani przygotowywała je, robiąc telefonem zdjęcie wybranych ćwiczeń z jakiejś książki, po czym drukowała je na domowej drukarce” – pisze jeden z rodziców.
Joanna Dębek z MEN przypomina, że szkoła nie ma prawa żądać dodatkowych wpłat od rodziców. – Nie dajmy wykorzystywać swojej niewiedzy. Jeśli nauczyciel będzie prosił o pieniądze na materiały, rodzic może zgłosić się do dyrektora, a jeśli to nie pomoże – do kuratorium – radzi i dodaje, że jeśli szkoły chcą dawać uczniom kserówki, powinny to zaplanować w dotacji.
Wyprawka szkolna tonie w papierach
Choć Ministerstwo Edukacji Narodowej ma pieniądze na dofinansowanie wyprawki szkolnej, nie pomaga wielu potrzebującym rodzinom. W budżecie resortu zostaje blisko połowa przeznaczonych na nią środków – alarmuje Najwyższa Izba Kontroli. W najnowszym raporcie wytknęła resortowi wiele błędów.
W 2012 r. wsparcie otrzymało 332 tys. dzieci, czyli 60 proc. uprawnionych, a rok później – 386 tys., czyli 67 proc. W 2012 r. z zaplanowanych w ramach programu „Wyprawka szkolna” 140 mln zł wydano 54 proc., a w 2013 – 55 proc. z zaplanowanych 170 mln zł.
Zdaniem kontrolerów największe problemy wiązały się z brakiem informacji o programie. „Rodziny wielodzietne lub znajdujące się w trudnej sytuacji życiowej w niskim stopniu korzystały z możliwości uzyskania pomocy, a gminy nie czyniły skutecznych starań, by pomóc tym rodzinom w aplikowaniu o środki” – stoi w raporcie. Te wnioski potwierdzają rozmowy z rodzicami. Jako bariery sprawiające, że nie aplikowali o środki, wskazywali: krótkie terminy wnioskowania, trudność w wypełnianiu wniosku, skomplikowane procedury oraz to, że za książki najpierw trzeba zapłacić, a potem czekać na zwrot.
„Wyprawka szkolna” to program, który ma pomóc najbardziej potrzebującym rodzicom w wyposażeniu dzieci w podręczniki. W zależności od potrzeb zapomoga w tym roku mogła wynieść od 175 do 770 zł. O dofinansowanie z MEN mogą się ubiegać rodzice uczniów niepełnosprawnych oraz ci w trudnej sytuacji życiowej (u których dochód netto na osobę w rodzinie nie przekracza 539 zł) oraz rodziny wielodzietne. Mimo przekroczenia limitu dochodowego są one uprawnione do otrzymania wyprawki szkolnej.
Komentarze (89)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszepozbawić praw wykonywania zawodu dozywotnio
Ta choroba pewnie już im się odbiła na wątrobie, albo wypryskuje na czole, tym biedakom, sierotom po bliźniakach
a powinni wzorem fu.jarka przyznać się przynajmniej do "nienienawidzenia" :)
Przecież dał im przykład mały.jarek, jak ... przyznawać mają
się do swoich błędów
Nauczyciele najpierw powinni przemyśleć nowe pomysły, a dopiero potem wciągać stare gumiaki na bose nogi.
Program nauczania i podręczniki powinny być jednakowe dla każdej klasy we wszystkich szkołach w całej Polsce. Przypominam że nasi przodkowie wymyślili coś takiego co nazywa się zeszytem i jest to bardzo dobry sprawdzony stary wynalazek, który służy do zapisywania, a nie jakieś drukowane ćwiczenia, które tylko rozleniwiają uczniów. Uczeń pisząc wyrabia sobie charakter pisma i doskonali ortografię. Dość już tego warcholstwa i samowoli bo zamiast młodzieży wykształconej mamy całą rzeszę osłów, z którymi nie wiadomo co robić na studiach. Ręce opadają.
A może by prokuratury zajęły się tymi troskliwymi nauczycielami?
Ma Pan rację kolego (ja 43 lata pracy w zawodzie).
Dzisiaj studia nauczycielskie nie przygotowują n-li do pracy. Przychodzi taka na praktykę i prosi o podpisanie, że ją odbyła. Wielu dyrektorów szkół podpisuje. Taka praktykantka nie ma pojęcia jak powinna wyglądać lekcja. Nie zna metod nauczania, nie wie jak powinien wyglądać konspekt lekcji. Na SN-ach były praktyki dwutygodniowe i trzy tygodniowe. Wtedy na każdą lekcję pisało się konspekt szczegółowy: np. pytanie n-la i przewidywana odpowiedź ucznia. Bez takiego konspektu nie wpuszczono by praktykanta na lekcję. Studia magisterskie zaoczne nie uczyły już tak jak na SN. Tam był nacisk na teorie, praktyk prawie nie było. Byłam dobrą nauczycielką matematyki dzięki studiom na SN w Szczecinie. Dzisiaj jest wielu n-li z przypadku, nie dostał sie na inne studia - to studia nauczycielskie. A tam powinni iść ludzie z powołania i najlepsi.
Jako człowiek znający cały SYSTEM wyjaśniam, jak TO się odbywa:
1. Wydawnictwo podrzuca do MEN nową wersję podręcznika. Eksperci, recenzenci, itp. oceniają podręcznik pod kątem przydatności, merytoryczności, najogólniej – jakości. Urzędnicy i eksperci dostają od wydawnictwa pod stołem spore pieniądze za zatwierdzenie podręcznika.
2. Autor/ autorzy podręcznika odpalają wydawnictwu pod stołem część swojego wynagrodzenia, tak wyliczonego, żeby nie zbiednieli.
3. Wydawnictwo odbija sobie (z nawiązką) wydaną lewą kasę, zlecając zaprzyjaźnionej prywatnej drukarni druk i oprawę. Zwyczajowa stawka haraczu od drukarni to 10% zlecenia, często idącego w setki tysięcy złotych.
4. Przedstawiciele wydawnictwa krążą po kuratoriach, szkołach dogadując się z nauczycielami/ dyrektorami placówek. Nauczyciele/ dyrektorzy dostają spore lewe pieniądze za zaakceptowanie (kupienie) podręcznika.
5. Summa summarum – podręcznik kosztuje np. 30 złotych, zamiast 15.
6. Wszyscy są zadowoleni, oprócz rodziców, którzy podręczniki muszą kupić!
Ten kryminalny proceder obowiązuje w IIIRP od jej powstania, bez względu na to, kto rządzi.
Rządowy podręcznik (gdzie też najpewniej po drodze są łapówki, ale w sumie o wiele mniejsze) niszczy dostatnie życie wielu tysiącom ludzi w Polsce. STRACH jest dlatego tak wielki, iż ludzie ci drżą na myśl, że następnym krokiem może być ujednolicenie WSZYSTKICH szkolnych podręczników, tak jak ma to miejsce w cywilizowanych krajach.
No, ale Trzeciej RP bardzo daleko do nich…
A ja mam pytanie z innej beczki.
Czy w :
-matematyce
-fizyce
-angielskim
-polskim
-chemii,
-biologii, itp
na poziomie podstawówki czy gimnazjum coś się tak bardzo zmieniło, że co dwa lata musi być nowy podręcznik?
Czy może lobby jest tak silne, że co roku rodzice i tak muszą kupować nowe książki zamiast używane?
Komu zależy aby dziecko zamiast uczyć się pisać całe zdania w zeszycie, wyrabiać sobie charakter pisma, wpisywało po jednej literce na lekcji w jakiś zeszytach ćwiczeń, które są do wyrzucenia?
Według mnie zasada jest prosta. Tak zrobić podręczniki i ćwiczenia aby nie można było z nich korzystać w następnym roku. A rodzice i tak muszą kupić nowe, a wydawcy mają roboty do końca świata po same uszy.
Kolejna po górnikach banda pieszczochów komunizmu. Co wy macie do powiedzenia lapówkarze. Skonczyły sie układy z drukarniami . Każdy zamawial co chcial. Przyklad z liceum. Nau\czycielka mówi . Pani syn nie zda z rosyjskiego. Potrzebna mu pomoc/korepetycje/ Pytam a może pani by pomogła. Nie niestety on jest w mojej klasie to będzie dziwnie wygladało ale dam pani telefon kolezanki z tej samej szkoly ona pomoże .Pomogla zainkasowala 500 zl za parę lekcji syn zdal a pomagajaca odwzajemnila sie koleżance taką sama radą. Dodam że syn zdał ale jak nie umiał tak nie umie.Interes kwitnie i oni tu jeszcze protestuja.Mamy wieksza korupcje niz na Ukrainie.
~oszukiwany od 1000 lat Polak2014-09-30 12:03
Nauczyciele kręcą lody kosztem rodziców. Całkiem jak agenci Watykanu - biorą z budżetu i wiernych.
Gdzie oni byli, gdy ograniczono naukę matematyki? Gdzie oni byli, gdy wprowadzono przeładowaną historię? Dzieci do dziś jej nie lubią.
Motorem takich działań, są bezczelni katecheci. Trzeba wiedzieć, że agentom Watykanu najlepiej wychodzi degenerowanie nauczycieli i i ludzie wszelkiej władzy. Z nieletnich zaś robią bezbronne k..wy i bezbronnych sk..wysynów. A wielu durnych forumowiczów wierzy w bajdy złego, darmowego elementarza.
Sami starcy tu komentują. Litery są te same. Tylko pokazane są różne rodzaje czcionek. Jeżeli taki drobiazg dyskwalifikuje podręcznik, to trzeba mieć na..s... r..ne w głowie.
Wychowankom agentów Watykanu i zwolennikom PiS nie przeszkadza złodziejstwo, zboczenie kapłanów,machlojki ich przywódców oraz pracowanie na kilku etatach jednocześnie, przez protegowanych Kaczfiego i i jego kliki.
Zato zawsze przeszkadza im prostota, uczciwość, skromność i bezpośredniość.
Każdy ma być taki jak oni.Mieć kogoś, komu się pluję w twarz, bije i korzysta z niego bez litości. Ot tacy górnicy, T. Rydzyk i Woj. POlak oraz L. Wałesa w jednym /wpisać niewymienionych, co żyją z budżetu i zgodnie z prawem okradają innych no i są biedni i prześladowani i każą sobie płacić dodatkowo, za swoje genialne pomysły - a durnie płaczą i płacą. To płaćcie cwaniakom do własnej ruiny i śmierci głodowej was i potomstwa waszego..