Masowe rezygnacje. Uczelnie zmagają się z poważnym kryzysem

Dropout, czyli przerwanie studiów przed uzyskaniem dyplomu, staje się jednym z kluczowych wyzwań szkolnictwa wyższego. Problem ma charakter ogólnokrajowy i dotyka zarówno uczelni publicznych, jak i niepublicznych. Najnowszy raport OPI PIB (Ośrodka Przetwarzania Informacji – Państwowego Instytutu Badawczego) pokazuje, że w latach 2012–2020 ponad 1,3 mln rozpoczętych studiów zakończyło się przedwcześnie. To 40% wszystkich epizodów studiowania w Polsce.

Reklama

Największy odpływ następuje już na pierwszym roku – w niektórych uczelniach nawet 60–70% nowych studentów nie kontynuuje nauki po pierwszych dwóch semestrach.

Dlaczego studenci rezygnują? Raport wskazuje dwie grupy przyczyn

Czynniki instytucjonalne – gdy system nie nadąża za potrzebami

Do najczęściej wskazywanych powodów związanych z funkcjonowaniem uczelni należą:

  • niedostosowany program studiów,
  • przeciążenie zajęciami i zbyt wysoki poziom trudności,
  • słaba organizacja dydaktyki,
  • przestarzała infrastruktura,
  • opłaty przewyższające możliwości studentów.

Wiele osób rezygnuje już po pierwszym zetknięciu z realiami studiowania, zderzając się z dużą liczbą zadań, egzaminów i wymaganiami wyższymi niż oczekiwano.

Powody indywidualne – od braku motywacji po konieczność pracy

Druga grupa przyczyn dotyczy sytuacji osobistych studentów. Wśród nich najczęściej pojawiają się:

  • brak zainteresowania kierunkiem lub rozczarowanie programem,
  • problemy rodzinne lub zdrowotne,
  • trudności finansowe i potrzeba podjęcia pracy,
  • studia w innym mieście i koszty życia poza domem.

To właśnie połączenie presji akademickiej i osobistych wyzwań najczęściej prowadzi do podjęcia decyzji o odejściu.

Nie tylko problemy. Eksperci: dropout bywa też elementem naturalnej selekcji

Autorzy raportu zaznaczają, że wysoka skala rezygnacji nie powinna być interpretowana wyłącznie negatywnie. Dyrektor OPI PIB, dr inż. Jarosław Protasiewicz, podkreśla, że porażki edukacyjne są nieuniknioną konsekwencją wysokich standardów dydaktycznych. Zmuszają studentów do refleksji nad własnymi predyspozycjami i często pomagają wybrać lepszą ścieżkę kariery.

Co ważne, dropout rzadko oznacza definitywne porzucenie edukacji. Duża grupa osób powraca na studia po przerwie albo decyduje się na praktyczne kursy zawodowe, które szybciej pozwalają wejść na rynek pracy.

Najwięcej rezygnacji na kierunkach ścisłych i humanistycznych. Medycyna i sztuka bronią się najlepiej

Dane OPI PIB pokazują wyraźne różnice między poszczególnymi dziedzinami.

  • Kierunki ścisłe – dropout sięga 51%.
  • Kierunki humanistyczne – ok. 47%.
  • Kierunki medyczne i artystyczne – najniższe wskaźniki, jedynie 29%.

Eksperci tłumaczą, że studia medyczne i artystyczne wymagają ogromnych nakładów pracy i finansów już na etapie rekrutacji. To sprawia, że studenci, którzy rozpoczynają naukę, są zwykle mocno zdeterminowani, by ją ukończyć.

Uczelnie, studenci i gospodarka płacą cenę za rosnący dropout

Minister nauki i szkolnictwa wyższego, dr inż. Marcin Kulasek, zwraca uwagę, że rezygnacja studentów to problem wielopoziomowy.

  • Uczelnie tracą finansowanie powiązane z liczbą słuchaczy.
  • Studenci tracą czas i pieniądze.
  • Polska gospodarka zyskuje mniej wysoko wykwalifikowanych specjalistów, co hamuje rozwój i innowacyjność.

Trend ten może więc mieć poważne konsekwencje w dłuższej perspektywie, szczególnie w kontekście starzejącego się społeczeństwa i rosnącego zapotrzebowania na wysoko wykształconych pracowników.

Czy da się zatrzymać falę rezygnacji?

Rozwiązaniem może być:

  • lepsze dopasowanie programów studiów do realiów rynku,
  • modernizacja infrastruktury,
  • wsparcie psychologiczne i doradztwo zawodowe,
  • większa elastyczność ścieżek kształcenia,
  • rozwój studiów dualnych i praktycznych.

Eksperci podkreślają, że kluczowe będzie także podniesienie jakości komunikacji z kandydatami – aby wybory edukacyjne były bardziej świadome, a studenci rzadziej czuli się rozczarowani po pierwszych miesiącach nauki.