Jak wyjaśnili przyczyną napisania listu stała się kolejna tragedia w szkole. "Po każdej tragedii w szkole narracja medialna jest niemal zawsze taka sama: Co zrobiła szkoła? Gdzie byli nauczyciele? Tymczasem rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej" - czytamy w liście.
Nauczyciele boją się o bepieczeństwo
Nauczyciele napisali, że chodzą do pracy nie ze zmęczeniem zawodem, czy z wypaleniem, ale "z realnym lękiem o bezpieczeństwo dzieci i własne". Jak dodali, nawet w klasach, gdzie są dzieci w wieku 7–9 lat, spotykają się z sytuacjami skrajnie niebezpiecznymi.
Wyliczyli, że w klasach są uczniowie: przynoszący ostre narzędzia do szkoły, nieprzewidywalni, zastraszający innych, przejawiający zachowania psychopatyczne, które budzą poważne obawy o bezpieczeństwo. Są tam także dzieci przejawiające zachowania o charakterze skrajnie agresywnym, impulsywnym, niekontrolowanym.
"Wystarczy, że nauczyciel odwróci się do tablicy"
Część z tych dzieci posiada opinie lub orzeczenia specjalistów. Czasami mają przypisanego nauczyciela wspomagającego. "Jednak w praktyce jeden nauczyciel wspomagający obsługuje kilku 'trudnych' uczniów o zupełnie różnych potrzebach, często bardzo głębokich" - zwracają uwagę nauczyciele.
Jak zauważyli, "do tragedii nie potrzeba godzin. Czasem wystarczą sekundy". Wystarczy, że nauczyciel odwróci się do tablicy i "realnie boi się, co wydarzy się za jego plecami".
Nauczyciele o edukacji włączającej
Jako jedną z przyczyn problemu wymieniają edukację włączającą. Ich zdaniem w obecnym kształcie jest ona poważnym błędem systemowym. Miałaby sens w sytuacjach, gdy: dziecko jest w normie intelektualnej, wymaga wsparcia funkcjonalnego (np. słabowidzenie, niedosłuch) - argumentują pedagodzy.
Nie ma jednak sensu – i stanowi realne zagrożenie – gdy: w jednej klasie jest kilkoro uczniów z bardzo różnymi, głębokimi orzeczeniami, część dzieci nie komunikuje się werbalnie, część przejawia agresję fizyczną i psychiczną, każde z nich wymaga zupełnie innych oddziaływań. W takiej sytuacji: traci cała klasa, dzieci bez specjalnych potrzeb nie mają warunków do nauki, a nauczyciel "gasi pożary", zamiast uczyć - wyliczają nauczyciele. Dodają, że wszystko odbywa się kosztem bezpieczeństwa.
W dużych szkołach "skala problemów jest porażająca"
Podkreślają, że w małych szkołach wiejskich podobne sytuacje występują sporadycznie. natomiast w dużych szkołach miejskich, gdzie "skala problemów jest porażająca". "Ile tragedii jeszcze musi się wydarzyć, aby: jasno powiedzieć, że brak współpracy rodzica powinien mieć swoje konsekwencje, dać realną decyzyjność specjalistom w szkołach, uznać, że bezpieczeństwo większości dzieci jest nadrzędne, dopuścić zmianę szkoły lub wydalenie ucznia, jeśli stwarza realne zagrożenie" - pytają nauczyciele. Ich zdaniem obecny system chroni wszystkich poza dziećmi i nauczycielami, którzy są w tej rzeczywistości każdego dnia.