Z artykułu wynika, że osobie władającej językiem angielskim najłatwiej jest opanować inne języki używane w Europie. Jest to konsekwencją tego, że większość z nich wywodzi się od wspólnego przodka i zapisywana jest alfabetem łacińskim, a wiele słów brzmi w wielu językach podobnie.

Reklama

"Economist" przytacza przykład hiszpańskiego słowa "agua" (woda), które w wielu językach europejskich (zwłaszcza romańskich) brzmi podobnie. Ponadto języki europejskie przez wieki zapożyczały różne słowa od siebie nawzajem. Języki niespokrewnione z europejskimi (arabski z rodziny semickiej lub chiński z rodziny chińsko-tybetańskiej) nie tylko nie mają "genetycznego" pokrywania się słownictwa. Są one odległe kulturowo, a więc mają również znacznie mniej zapożyczonego słownictwa europejskiego.

Najtrudniejsze do nauczenia się języki obce

Problem zaczyna się przy nauce języków zapisywanych innym alfabetem, niż łaciński. Chiński wyróżnia się pod względem trudności. Uważa się, że wystarczy znać około 2 tys. znaków, aby móc przeczytać gazetę, jednak szacunki te poddawane są krytyce - znając 2 tys. znaków czytelnik będzie musiał szukać znaczenia nieznanych znaków praktycznie każdym wierszu tekstu.

Jednak niełacińskie systemy pisma nie muszą być trudne - zauważa tygodnik. Na przykład alfabet arabski składa się z kilkudziesięciu liter - komplikacje polegają na tym, że litery zmieniają kształt w zależności od tego, gdzie pojawiają się w słowie (na początku, w środku, na końcu lub samodzielnie) i że krótkie samogłoski nie są zapisywane. Natomiast bardzo prosty jest koreański alfabet hangul, w którym każdy znak oznacza sylabę, a nie pojedynczy dźwięk. Jest on podziwiany za prostotę i logikę.

Drugą rzeczą, która może nastręczać trudności - czytamy w artykule - jest wymowa, a zwłaszcza zjawiska fonetyczne, nie występujące w języku angielskim. Są nimi kliknięcia i mlaskanie w wielu językach afrykańskich i dźwięki wyrzutowe w niektórych językach kaukaskich. Wiele trudności przysparzają też tony w językach chińskich (np. mandaryńskim i kantońskim), co oznacza, że np. sylaba "ma" z równym tonem i "ma" z tonem opadającym mają diametralnie inne znaczenia (np. mandaryński ma cztery tony).

Reklama

"Economist" nie zapomina też o gramatyce, kojarzącej się z końcówkami, których znaczenie zmienia się np. w zależności od użycia słowa w zdaniu. Pojawia się to w języku arabskim, w którym te zmiany mogą być również przedrostkami, przyrostkami lub samogłoskami i spółgłoskami wstawionymi w środku słowa; arabski ma też liczbę podwójną (obok pojedynczej i mnogiej).

Tygodnik zaprezentował wykres prezentujący ile średnio musi poświęcić osoba anglojęzyczna, by opanować dany język i podzielił je na cztery kategorie. Do najłatwiejszych (których poznanie zajmuje średnio 24-30 tygodni) zaliczył m.in. portugalski, hiszpański, szwedzki, norweski, duński czy francuski. 36 tygodni trzeba średnio poświęcić na niemiecki, indonezyjski, malajski czy suahili. Średnio 44 tygodnie zajmuje nauka języków takich jak polski, rosyjski (i innych języków słowiańskich), a także bengalskiego, węgierskiego, hindi czy urdu. Znacznie dłużej, bo 88 tygodni trzeba średnio poświęcić na opanowanie arabskiego, mandaryńskiego, japońskiego czy koreańskiego.

"Jeśli chcesz nauczyć się języka dla zabawy, zacznij od szwedzkiego. Jeśli chcesz osiągnąć imponujące wyniki, zostań w Europie. Ale jeśli naprawdę chcesz zaimponować, rozwinąć swój mózg i zostać językowym Ironmanem - opanuj kantoński lub koreański" - konstatuje "Economist".