Wczoraj Komisja Wspólna Rządu i Samorządu debatowała na temat dofinansowania oświaty z budżetu centralnego. Dyskusja na temat zmian w tym zakresie nasiliła się podczas pandemii. Jak podkreślają związkowcy, nie ma żadnych regulacji, które mogłyby chronić pensje pracowników szkół i przedszkoli w trakcie zajęć zdalnych lub prowadzonych w sposób hybrydowy. Tylko przez trzy miesiące nauki online, według wyliczeń MEN, samorządom udało się zaoszczędzić 1,4 mld zł. Z kolei z raportu Związku Nauczycielstwa Polskiego wynika, że ponad 62 proc. ankietowanych nauczycieli otrzymywało niższe uposażenie w tym czasie. Organizacje związkowe przygotowały dla swoich członków wzory pozwów o zaniżone pensje, a także procedurę powiadamiania o tym Państwowej Inspekcji Pracy. Choć na wyjście z takimi roszczeniami nauczyciele mają trzy lata, to już są pierwsze efekty ich działań.
Skuteczna bitwa
– Ludzie boją się o pracę, ale ci, którzy zdecydowali się skorzystać z naszej pomocy, wygrywają i to już na etapie przedsądowym. Są pierwsze takie przypadki – potwierdza Krzysztof Baszczyński, wiceprezes ZNP. Podkreśla, że takich sporów jest bardzo dużo. – Mieliśmy takie sytuacje, że bibliotekarzom w czasach postoju dyrektorzy chcieli wypłacać 60 proc. wynagrodzenia. Dopiero po naszej interwencji pozostawiono je w wysokości zasadniczej. To niejedyne nadużycia ze strony szefów placówek. Przy zdalnej nauce nie wypłacano dodatków motywacyjnego, za trudne warunki pracy czy nawet stażowego – wylicza wiceprezes Baszczyński.
Ci nauczyciele, którzy zdobyli się na odwagę, już po kilku tygodniach wygrywali i doprowadzili do wyrównania im zaległych pensji.
– Nauczyciele z naszego terenu, którzy powiadomili PiP o propozycjach niższej pensji za czas zdalnej nauki, otrzymali pieniądze, bo ich argumentację podzielił organ kontrolny. Nawet nałożona została kara finansowa na jedną szkołę. Z kolei ci, którzy złożyli pozwy do sądu, swoim działaniem doprowadzili do ugody i wyrównania świadczeń. Szefowie placówek nie chcieli się procesować – potwierdza Elżbieta Markowska, prezes Pomorskiego Okręgu ZNP.
– Z naszej strony powiadamialiśmy też kuratoria i regionalne izby obrachunkowe. Samorządy zasłaniały się właśnie tym ostatnim organem przed wypłatą pieniędzy za godziny ponadwymiarowe i za pracę w trudnych warunkach. Okazało się, że RIO nie ma nic przeciwko takim należnościom. Batalia jest ciężka, bo samorządy powstrzymują dyrektorów szkół przed wypłatą zaległych świadczeń do samego końca – dodaje.
Inne organizacje związkowe również z sukcesami walczą o nauczycielskie pensje.
– Wskutek interwencji PIP w specjalnym ośrodku szkolno-wychowawczym w Toruniu doprowadziliśmy do wypłaty zaległych dodatków za trudne warunki pracy. Wcześniej organ prowadzący, którym jest marszałek województwa, nie wyrażał na to zgody – mówi Sławomir Wittkowicz, szef branży nauki, oświaty i kultury Forum Związków Zawodowych.
– Jesteśmy na etapie zbierania pełnomocnictw od poszkodowanych nauczycieli. Mamy ich już kilkadziesiąt i pod koniec miesiąca do dyrektorów szkół trafią kolejne wezwania do zapłaty zaległych wynagrodzeń. Jeśli to nie przyniesie zamierzonego skutku, idziemy do sądu – zapowiada Wittkowicz.
FZZ podkreśla, że najwięcej roszczeń jest z tytułu trudnych warunków pracy, które, jak przekonuje MEN, nie przysługują w czasie zdalnej nauki. Część z nich dotyczy też zaległych godzin ponadwymiarowych, które według nauczycieli były wypracowane i zaewidencjonowane.
– Jeśli nauczyciel pracuje z dziećmi niewidomymi, to jego dodatek z powodu trudnych warunków pracy może wynieść nawet 65 proc. wynagrodzenia. To są duże pieniądze z punktu widzenia pracownika oświaty – podkreśla Sławomir Wittkowicz.
Dyrektorzy wyczekują
Sami szefowie szkół obawiają się, że to dopiero początek tego typu roszczeń.
– Jesienią zaleją nas przedsądowe wezwania do zapłaty i pozwy. Tym bardziej że są już pierwsze wygrane, że roszczenia pracowników były zasadne – mówi Marek Pleśniar, dyrektor Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty. Podkreśla, że w wielu przypadkach taka sytuacja nie wynika ze złej woli szefów szkół, ale zaleceń lub wytycznych organów prowadzących, które nie są nawet stroną sporu.
Jacek Rudnik, wicedyrektor ze Szkoły Podstawowej nr 11 w Puławach, przyznaje, że w czasie zdalnej nauki wypłacił nauczycielom wszystkie świadczenia, w tym też te za godziny ponadwymiarowe.
– Część samorządów szukając oszczędności, uchylało się od niektórych świadczeń. Ostatnio mój znajomy dyrektor z sąsiedniej gminy chciał wyrównać dodatek motywacyjny za wrzesień, bo pojawiło się rozporządzenie w sprawie podwyżek o 6 proc. pensji, a od tego proporcjonalnie wzrasta to świadczenie. Pani z gminy poinformowała go, że w tym miesiącu niech jeszcze stosuje niższe stawki według przelicznika z nieobowiązujących przepisów – relacjonuje Rudnik.
Prawnicy podkreślają, że spory związane z wypłatą nauczycielskich wynagrodzeń to pochodna niejasnych przepisów i rozproszonej odpowiedzialności.
– Jeśli są nieprawidłowo ustalone zadania, to trudno wymagać od dyrektora, aby ten wiedział, jakie dodatki ma wypłacać, a jakich nie. Jeśli wypłaci je bez wyraźniej podstawy prawnej, może się narazić na zarzut niegospodarności – mówi Robert Kamionowski, ekspert ds. prawa oświatowego, radca prawny z kancelarii Peter Nielsen & Partners Law Office.
– Gdyby resort edukacji w czasie zdalnej nauki określił w przepisach enumeratywnie, jakie dodatki się należą, nie byłoby tego typu roszczeń – zaznacza mecenas.
W sierpniu ZNP bezskutecznie domagał się od resortu edukacji, aby ten w rozporządzeniu w sprawie minimalnych stawek dla nauczycieli określił również kwestie związane z wynagradzaniem w czasie zdalnego nauczania. Jedyne, co mu się udało wywalczyć, to wprowadzenie do tzw. rozporządzeń covidowych przepisów, z których wynika, że jeśli nauczyciel zrealizował godziny ponadwymiarowe w czasie nauki online, to zachowuje prawo do tego świadczenia.