– Chcemy zwrócić w nim uwagę na biurokratyczne podejście do rozliczenia zdalnego nauczania, które nie poprawia jego jakości – mówi Marek Pleśniar, dyrektor Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty, które szykuje apel do MEN. Chcą się poskarżyć m.in. na obowiązek wypełniania ankiet przysyłanych przez kuratoria. Zdaniem dyrektorów i nauczycieli, dla urzędników ważniejsze niż sami uczniowie staje się zbieranie "dowodów”, że się ich w ogóle uczy.
Mechanizm jest taki – resort edukacji prosi o sprawozdanie kuratorium, jak działa zdalna edukacja, kuratorium zbiera dane od dyrektorów, ci w związku z tym każą nauczycielom prowadzić rozbudowaną dokumentację, a na samym końcu nauczyciele częstokroć muszą mieć namacalne dowody od uczniów, co często spada na głowę rodziców.
– Więcej czasu zajmuje mi wypełnianie tabel i tabelek w specjalnych formatach dla dyrekcji niż przygotowanie lekcji – mówi jedna z nauczycielek warszawskiej podstawówki.
A oto przykłady wymagań, jakie otrzymują nauczyciele: "druk godzin ponadwymiarowych do wypełnienia; proszę, aby były wpisane dodatkowe zajęcia, które rzeczywiście były przeprowadzone i ich odbycie zostało udokumentowane wpisem do dziennika”; "działając zgodnie z Rozporządzeniem MEN, będą rozesłane Państwu przez przewodniczących zespołu tabele, w których należy wpisywać planowane na kolejny tydzień treści do zrealizowania w poszczególnych klasach wraz z informacją o formie zajęć” albo "prosimy pamiętać o cotygodniowych raportach: informacja dot. dzieci nielogujących się, z którymi nie ma żadnego kontaktu powinna zawierać informacje, jakie działania zostały podjęte, aby nawiązać kontakt (telefon, wysyłane e-maile, rozmowy z uczniami danej klasy)”.
Reklama
W efekcie w cały system włączeni są również rodzice. – Czasem do późna wieczorem, już po swojej pracy, wysyłam filmiki czy prace mojej córki, żeby udowodnić, co zrobiła – opowiada jeden z rodziców.
Dyrektorzy twierdzą, że to efekt rozbudowanych, ale i nieracjonalnych oczekiwań ze strony kuratoriów. – Od 12 marca dyrektorzy zostali poproszeni o wypełnienie w niektórych województwach nawet 14 ankiet. Kuratoria pytają w nich np. o liczbę uczniów w placówce, o realizowany nadzór pedagogiczno-psychologiczny, czy jest zgodny z wytycznymi, jak wygląda forma kontaktu nauczycieli z uczniami i rodzicami, czy i w jaki sposób zostały przeprowadzone próbne egzaminy ósmoklasistów, jakie inicjatywy podejmują szkoły, by wspomagać zdalne nauczanie – wylicza Marek Pleśniar. Przyznaje, że to są rzeczy ważne, ale można je zebrać w jedną zbiorczą ankietę, a nie pytać o nie co kilka dni. Poza tym wśród tych ankiet tylko jedna dotyczyła problemów, jakie pojawiły się przy okazji wprowadzenia zdalnego nauczania. Co więcej, została zawężona do kłopotów związanych z posiadanym sprzętem. Nie zapytano o oprogramowanie do zdalnej nauki czy inne trudności, na które napotykają dyrektorzy i nauczyciele, oraz o to, co jest potrzebne, by je rozwiązać.
Tymczasem, jak podkreśla, to jest właśnie czas na rozmowę o realnych potrzebach szkół i przedszkoli, szczególnie że od września nauka na odległość znowu może stać się normą. Trzeba, jak wyjaśnia, zastanowić się na tym, jak zlikwidować wykluczenie cyfrowe uczniów i nauczycieli.
Kuratoria bronią ankiet. Jak mówią, od momentu wprowadzenia zdalnego nauczania stały się one, obok e-maili, jedyną formą monitoringu tego, co dzieje się w placówkach oświatowych. Dodają też, że to realizacja zadań zleconych przez MEN. – Dostaliśmy polecenie z resortu, by zapytać o konkretne rzeczy związane z nauczaniem na odległość – mówi Anna Kij, dyrektor wydziału jakości edukacji w Kuratorium Oświaty w Katowicach. Jak twierdzi, do szkół w regionie przesłanych zostało ok. 10 ankiet i apeli. – Pierwsza już po ogłoszeniu zdalnego nauczania. Zapytaliśmy, czy w placówkach przez pierwsze dwa dni była organizowana, zgodnie z wytycznymi MEN, działalność opiekuńczo-wychowawcza i dla ilu dzieci – tłumaczy. Kolejne ankiety dotyczyły m.in. tego, czy w placówkach odbyły się rady pedagogiczne w sprawie zdalnego nauczania, z jakich platform korzystają nauczyciele przy nauce na odległość, jak wygląda u nich dostęp do potrzebnego sprzętu, jakie mają problemy z kształceniem zdalnym, jak realizowana jest pomoc pedagogiczno-psychologiczna, jakiego rodzaju wsparcie udzielane jest uczniom. Podkreśla, że choć w ostatnim czasie ankiet było sporo, to były krótkie, zawierały najwyżej po dwa–trzy pytania. – Dają one obraz tego, jak wygląda zdalnie nauczanie obecnie. Bez nich nie byłoby możliwe wytyczenie kierunku potrzebnych zmian.
Anna Kij nie zgadza się z opinią dyrektorów, że w ankietach zabrakło pytań o problemy ze zdalnym nauczaniem. – Jedna z ankiet dotyczyła potrzebnego sprzętu i infrastruktury. Dzięki niej udało nam się ustalić placówki, w których wyposażenie było najsłabsze. Kontakt do nich został przekazany firmom, które chciały wspomóc szkoły – mówi. Poza tym, jak dodaje, w każdej z ankiet dyrektorzy mają możliwość zawrzeć dodatkowe informacje od siebie na temat tego, z jakimi trudnościami się jeszcze mierzą, co jeszcze wymaga poprawy, co już udało się naprawić. – Bywa, że jedna ankieta jest do nas nawet trzy razy wysyłana przez szkołę. Z każdym razem jest adnotacja, że to ta właściwa, poprawiona, uzupełniona – informuje Anna Kij.
Minister edukacji Dariusz Piontkowski publicznie deklaruje, że resortowi ta biurokracja nie jest potrzebna. I że nauczyciele nie powinni mieć większych sprawo zdawczych obowiązków niż w czasach tradycyjnego nauczania.
– Nie wymagamy od nauczycieli i dyrektorów nadmiernej biurokracji. W ramach monitorowania sytuacji w szkołach i placówkach zapytaliśmy kuratorów o proste dane liczbowe, których podanie nie wymagało przygotowywania się przez nauczycieli lub dyrektora – przekonuje Anna Ostrowska, rzeczniczka MEN. Jak tłumaczy, pracownicy kuratoriów realizują działania z zakresu nadzoru pedagogicznego, po to by służyć szkołom i placówkom pomocą w rozwiązywaniu problemów.