To dopiero szósty dzień, a my już nie wytrzymujemy. Jutro chyba go zwiążę – mówił mi we wtorek sąsiad, ojciec Aleksa, który chodzi do czwartej klasy. Niby żartem, ale jednak serio. – Szkoła to pół biedy, ale on codziennie miał jakieś zajęcia sportowe: judo, piłka. Byle chłopaka wybiegać. Nigdy wcześniej nie było tak, że nie ma ani dostępu do kolegów, ani ruchu. Zwariujemy. A jeszcze te lekcje.
Brzmi znajomo? Z podobnymi problemami mierzy się właśnie kilka milionów rodziców. Od półtora tygodnia 4,9 mln uczniów nie może przychodzić do szkół – zamknięto je, by ograniczyć szerzenie się epidemii koronawirusa. Pierwotny plan zakładał 14 dni wolnego. Jednak niewykluczone, że okres ten będzie znacznie dłuższy. Na początku tygodnia minister edukacji Dariusz Piontkowski przyznał, że ławki pozostaną puste, dopóki nie minie szczyt zachorowań, czyli – według przewidywań resortu zdrowia – co najmniej do Wielkanocy. Ale o tym, jak długo dzwonki będą wyłączone, MEN zdecyduje dopiero, gdy otrzyma odpowiednie polecenia z resortu zdrowia.
Nadprogramowy miesiąc laby to katastrofa dla szkoły, która i bez tego ledwo sobie radzi z realizowaniem programów nauczania. Podczas gdy lekarze walczą z rozprzestrzeniającym się wirusem, w uczniowskich domach trwa więc gorączkowa walka o to, by nie były to puste dni.
Reklama

Zdalny zawrót głowy

Reklama
Znów sąsiad: – Jestem kucharzem, pracuję na nocki. Pół dnia przesypiam. Żona też pracuje. Jak mamy jeszcze uczyć Aleksa?
Dobre pytanie. Zapewnienie uczniom zajęcia to nie lada wyzwanie. W pierwszej kolejności – dla MEN. Choć zdalna praca szkoły to fetysz ministrów edukacji jeszcze z czasów Platformy Obywatelskiej (zresztą nie tylko ich – kto pamięta Donalda Tuska zapowiadającego tablet na każdej ławce?), do dziś pozostaje ona jedynie marzeniem. Weźmy na przykład elektroniczne podręczniki, na które resort wydaje unijne miliony. Gdy po niezliczonych perypetiach materiały były w końcu gotowe, okazało się, że w zasadzie można zacząć przygotowywać je od nowa, bo reforma oświaty rządu PiS kompletnie zmieniła podstawy programowe. Póki co daleko też do realizacji projektu Ogólnopolskiej Sieci Edukacyjnej, która miała połączyć wszystkie szkoły szerokopasmowym internetem.