W środę ma dojść do pierwszego po październikowych wyborach spotkania zespołu do spraw statusu zawodowego pracowników oświaty, w skład którego wchodzą przedstawiciele rządu, związków zawodowych zrzeszających nauczycieli i korporacji samorządowych. Minister edukacji narodowej Dariusz Piontkowski zapowiedział w połowie stycznia, że chce, by w pierwszej kolejności zespół zajął się postępowaniem dyscyplinarnym, gdyż - jak mówił - temat ten budzi w środowisku duże kontrowersje.

Reklama

W uchwalonej w czerwcu ub.r. nowelizacji ustawa Karta Nauczyciela, zapisano m.in., że dyrektor w ciągu trzech dni musi powiadomić rzecznika dyscyplinarnego nauczycieli, jeśli jego zdaniem doszło do "czynu naruszającego prawa i dobro dziecka". Przepis ten posłowie wprowadzili na wniosek Rzecznika Praw Dziecka.

Mamy bardzo dużo uwag do tego, jak wyglądają postępowania dyscyplinarne - powiedział PAP przewodniczący Sekcji Krajowej Oświaty i Wychowania NSZZ "Solidarność" Ryszard Proksa. To, co się dzieje po czerwcowej nowelizacji jest wręcz niebywałe - wskazał. Według niego, problem stanowi m.in. określenie "czyn naruszający dobro dziecka", gdyż nie jest ono nigdzie zdefiniowane. Dlatego każdego nauczyciela rodzic i dyrektor może oskarżyć wręcz o wszystko - mówił. To prowadzi do nadużyć - ocenił. Chcemy albo wykreślenia z ustawy sformułowania "dobro dziecka" albo określenia co pod tym terminem należy rozumieć, bo wszystko co robimy w szkole, robimy dla dobra dziecka - zaznaczył.

Chcemy też wyrzucić tzw. ekspresowy czas na zgłoszenie sprawy. Zapis o trzech dniach, które ma dyrektor na zgłoszenie sprawy do rzecznika niezależnie od wagi popełnionego czynu to kuriozalny zapis - powiedział szef oświatowej "S". Jak mówił, czas ten powinien być wydłużony, tak by sprawa została wyjaśniona przez szkołę i by można było ewentualnie przeprowadzić mediację między stronami. Według Proksy, należy też zastanowić się, czy część spraw, których dotyczą postępowania dyscyplinarne zamiast być rozpatrywana przez rzeczników, nie powinna być badana przez sądy powszechne.

Wprowadzone w ub.r. przepisy dotyczące postępowania dyscyplinarnego krytykuje też Związek Nauczycielstwa Polskiego oraz Forum Związków Zawodowych.

Widzimy jak narastają emocje w szkołach, w radach pedagogicznych, wynikające z postaw części rodziców, który stali się roszczeniowi - zasypują dyrektorów szkół żądaniami oceny pracy nauczycieli, karania nauczycieli, wyciągania konsekwencji dyscyplinarnych wobec nauczycieli. Wielu dyrektorów szkół niestety temu ulega. Artykuł, który mówi o >dobru dziecka< daje możliwość ostrego dyscyplinowania nauczycieli - powiedział PAP prezes ZNP Sławomir Broniarz.

Według niego brak zdefiniowania co należy rozumieć pod terminem "dobro dziecka" powoduje, że w efekcie dochodzi do absurdalnych sytuacji. Jako przykład przywołał dwie sprawy zgłoszone do rzeczników dotyczące dwóch nauczycieli z dwóch różnych szkół w jednym mieście. Jednego z nauczycieli zgłoszono za to, że nie zgodził się, by dziecko wyszło z klasy w trakcie lekcji do toalety i drugiego zaś za sytuację odwrotną - za to, że zgodził się, by dziecko wyszło z klasy do łazienki samo. Do rzecznika - jak podał Broniarz - trafiła też sprawa nauczyciela, który spóźnił się kilka minut na lekcję, po tym jak został zatrzymany przez jednego z rodziców, który przyszedł do szkoły porozmawiać o swoim dziecku. Te przykłady pokazują, w jakiej sytuacji znaleźli się nauczyciele i dyrektorzy szkół. Dlatego powinniśmy się temu przyjrzeć i zastanowić się, dlaczego od 1 września ub.r. gwałtownie wzrosła liczba wniosków do komisji dyscyplinarnych - dodał prezes ZNP.

Także on wskazał na to, że trzy dni na podjęcie przez dyrektora decyzji, czy zgłoszoną do niego sprawę skierować do rzecznika dyscyplinarnego, to za mało. Dlatego możemy mieć do czynienia z pewną nadgorliwością dyrektorów. Wolą zgłosić do rzecznika każdą sprawę po to, by samemu nie zostać ukaranym dyscyplinarnie, za niedopełnienie obowiązków - za to, że nie zgłosili sprawy do rzecznika - powiedział.

Reklama

Szef ZNP pytany czy sformułowanie "dobro dziecka" powinno zostać w ustawie, odpowiedział: Tak, nie relatywizując czy dany czyn jest mniej lub bardziej naganny, dobro dziecka jest warunkiem funkcjonowania nauczycieli i pedagogów w każdej sytuacji, ale to dobro dziecka powinno być postrzegane przez pryzmat innych dzieci. Nie możemy naruszać interesu jednego dziecka kosztem drugiego. Dlatego może spróbujmy jakoś opisać, zdefiniować, doprecyzować co rozumiemy pod pojęciem "dobro dziecka+, ale przede wszystkim dajmy czas dyrektorowi, aby mógł spokojnie z udziałem wszystkich zainteresowanych stron wyjaśnić, czy rzeczywiście doszło do naruszenia interesów dziecka - zaznaczył.

Przewodniczący Branży Nauki, Oświaty i Kultury Forum Związków Zawodowych Sławomir Wittkowicz powiedział PAP, że chciałby, aby uczestnicy spotkania w MEN zastanowili się, czy w ogóle jest konieczne odrębne postępowanie dyscyplinarne dla nauczycieli, czy nie wystarczy odpowiedzialność pracownicza, cywilna, lub karna w zależności od popełnionego czynu. Gdyby jednak MEN i pozostali partnerzy opowiedzieli się za utrzymaniem odrębnego postępowania dyscyplinarnego dla nauczycieli, to trzeba je ucywilizować - zaznaczył.

Według niego, postępowanie dyscyplinarne powinno dotyczyć wyłącznie najcięższych wykroczeń, przewinień, takich jak naruszenie nietykalności cielesnej, molestowanie, itd., a nie np. podniesienia głosu. Postępowanie w sprawach lżejszych - jak mówił - powinno być prowadzone przez dyrektorów w ramach normalnego nadzoru pedagogicznego, czy pracowniczego.

Nie może być w ustawie pojęcia niedookreślonego. Gdy mówimy o naruszeniu praw dziecka, to wiadomo o co chodzi. Prawa dziecka są skatalogowane z Konwencji o Prawach Dziecka, jest orzecznictwo, jest literatura prawnicza. Pojęcie dobro dziecka nie jest zdefiniowane, może być przez każdego inaczej rozumiane, np. dla jednego wyegzekwowanie od dziecka tego, by trzymało się zasad jest działaniem na rzecz dobra dziecka, a dla drugiego będzie to już naruszenie praw i wolności dziecka - powiedział Wittkowicz.

Wskazał, że termin trzydniowy na zgłoszenie sprawy do rzecznika spowodował, że odebrano dyrektorowi prawo do merytorycznego rozważenia wniosku czy zarzut stawiany nauczycielowi w ogóle kwalifikuje się do postępowania dyscyplinarnego, czy zaś jest zwykłym wykroczeniem przeciwko dyscyplinie pracy, porządkowi pracy, oraz czy jest on w ogóle oparty o fakty. Naszym zdaniem zanim zostanie złożony wniosek dyrektor szkoły lub placówki oświatowej powinien mieć obowiązek wstępnego zbadania sprawy. Powinien mieć na to 14 dni lub 10 dni roboczych - wskazał.

Minister edukacji narodowej Dariusz Piontkowski pytany w ubiegłym tygodniu o zapowiedziane spotkanie zespołu do spraw statusu zawodowego pracowników oświaty, zapowiedział, że na nim chce przedstawić propozycję wydłużenia czasu na zbadanie przez dyrektora szkoły, czy doszło do naruszenia dobra dziecka, nim zgłosi on sprawę do rzecznika dyscyplinarnego. "Wydaje mi się, że potrzeba trochę więcej czasu, by dyrektor mógł spotkać się zarówno z uczniami, ewentualnie nauczycielami, czy rodzicami i próbował pewne rzeczy rozwiązać polubownie, i w ogóle by zbadał, czy doszło do naruszenia dobra dziecka. Tak, więc nie jest to próba zlikwidowania czy osłabienia postepowania dyscyplinarnego, tylko nadanie mu takich normalnych, cywilizowanych barw i rozwiązań" - powiedział.

Nikt nie ma zamiaru ograniczać ochrony dobra dziecka - podkreślił minister. Te rozmowy, które planujemy w końcu stycznia ze związkami zawodowymi i samorządami, mają dotyczyć tego, jak przenieść rozwiązania, które będą skuteczne, będą chroniły dzieci, ale nie będą wprowadzały też absurdalnych zapisów i doprowadza do tego, że za byle głupotę dyrektor będzie zgłaszał wnioski do rzecznika dyscyplinarnego, to może spowodować wydłużenie tego procesu - wyjaśnił szef MEN.

Odniósł się do uwagi, że liczba wniosków, które wpływają do rzeczników dyscyplinarnych, jest znacząco większa, trzy-, czterokrotnie większa w zależności od województwa, niż była przed wejściem w życie obecnych przepisów. "Zbieramy w tej chwili dane z poszczególnych województw. W niektórych województwach jest rzeczywiście więcej wniosków, w innych nie" - powiedział Piontkowski.

Nie zamierzam eliminować postępowania dyscyplinarnego. Ono powinno funkcjonować. (Nauczyciel) to zawód zaufania publicznego, rodzice muszą wiedzieć, że w tym zawodzie pracują dobrzy nauczyciele, dobrzy ludzie, którzy nie wyrządzą krzywdy ich dzieciom" - wskazał. "Chcemy wydłużyć czas, w którym dyrektor powinien zgłosić naruszenie dobra dziecka, np. do 14 dni roboczych - zaznaczył minister edukacji.

Zespół do spraw statusu zawodowego pracowników oświaty został powołany w listopadzie 2016 r. przez poprzedniczkę Piontkowskiego na stanowisku ministra edukacji Annę Zalewską. Do udziału w nim zaproszono przedstawicieli związków zawodowych zrzeszających nauczycieli i pracowników oświaty oraz przedstawicieli korporacji samorządowych. W ramach zespołu powołano cztery zespoły problemowe do spraw: finansowania oświaty, wynagradzania nauczycieli i pracowników, awansu zawodowego oraz czasu i warunków pracy.

W styczniu 2018 r. ZNP podjął decyzję o zawieszeniu rozmów z MEN w ramach zespołu do spraw statusu zawodowego. Decyzję tę związkowcy uzasadniali tym, że ze spotkań zespołu wynikało, że został on powołany do "legitymizowania działań MEN" i był instrumentalnie traktowany przez minister Zalewską. W sierpniu tego roku wznowiono prace zespołu. (