W projekcie ustawy budżetowej na 2020 r. zaplanowano subwencję oświatową w kwocie 49,7 mld zł. To o 6 proc. więcej niż w bieżącym roku. Mimo to zdaniem samorządowców subwencja, z której finansują system edukacji i wynagrodzenia nauczycieli, rośnie zbyt wolno w stosunku do potrzeb wydatkowych.
– Transfery z budżetu państwa na edukację w stosunku do wielkości budżetu państwa i PKB niestety maleją – wskazuje Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich. Włodarze chcą wynegocjować powrót do sytuacji z 2016 r., gdy subwencja pokrywała ponad 90 proc. wydatków płacowych, a nie jak dziś ok. 85 proc.
Jeszcze wczoraj szef MEN zapowiedział, że udaje się do resortu finansów na rozmowy o wysokości przyszłorocznej subwencji. MF twierdzi, że było to "standardowe spotkanie w zakresie tematów, które łączą obydwa resorty", a jednym z nich faktycznie była kwestia wysokości subwencji oświatowej na 2020 r. Z kolei MEN deklaruje, że minister finansów w ramach prac nad budżetem państwa na 2020 r. "będzie analizował możliwość zwiększenia wysokości kwoty subwencji oświatowej".
Na to liczą samorządowcy. – Naszym marzeniem jest zwiększenie subwencji o kilkanaście miliardów złotych, ale realnie patrząc, dobrze by było, aby subwencja pokrywała wydatki płacowe na poziomie 93 proc. – mówi Eugeniusz Gołembiewski z Unii Miasteczek Polskich.
Inny samorządowiec do deklaracji ministra Piontkowskiego podchodzi z podejrzliwością. – Trwają prace nad przyszłorocznym budżetem, do MF wzywani są zapewne wszyscy ministrowie po kolei, by omówić dziedziny, za które odpowiadają. Obawiam się, że rząd dosypie coś do subwencji, ale tylko symbolicznie, a potem będzie to służyło za argument, by nas, samorządowców, uciszyć – ocenia nasz rozmówca.
Zwiększenie subwencji jeszcze nie jest pewne. Sam Piontkowski przez długi czas przekonał wczoraj samorządowców, że lokalne władze powinny współfinansować wydatki oświatowe. – W ostatnich kilku latach mamy do czynienia ze wzrostem dochodów samorządów. W związku z tym mają możliwość zwiększenia wydatków na oświatę. Wydatki oświatowe, w stosunku do wydatków ogółem są coraz mniejszą częścią – zauważył minister.
Szef MEN zapowiedział ponadto powrót do dyskusji o wynagrodzeniach nauczycieli. – Chciałbym, by było to skorelowane z systemem awansu zawodowego. Powinniśmy doprowadzić do tego, by płace, przynajmniej częściowo, nagradzały tych nauczycieli, którzy najlepiej pracują – stwierdził Piontkowski. Przyznał, że to trudna materia i że temat zarzucono po wiosennym proteście środowiska nauczycielskiego. – Do sprawy trzeba jednak wrócić, przyjrzeć się, jak to wygląda w innych krajach – zapowiedział.
Szykuje się też liberalizacja polityki, którą stosują kuratorzy oświaty, gdy samorządy np. dążą do zmian w sieci szkół. Włodarze skarżą się, że dochodzi do sytuacji, gdy szkoła funkcjonuje, ale brakuje w niej uczniów. Mimo to nie ma zgody na jej likwidację. Szef MEN ma zasugerować kuratorom, by racjonalnie podchodziły do samorządowych wniosków o przekształceniu szkół. Jak przyznał, utrzymywanie szkoły, gdzie jest kilkunastu uczniów, nie ma ekonomicznego uzasadnienia, ale nie ma zgody na likwidację szkół z oddziałami 1–3, bo tu ważniejszy jest aspekt, by najmłodsze dzieci były możliwie blisko domu.