Do tej pory szkoły wyższe samodzielnie kupowały programy antyplagiatowe i weryfikowały autentyczność i oryginalność prac. Jednak od początku 2019 r. działa w Polsce Jednolity System Antyplagiatowy (JSA), dostępny bezpłatnie dla wszystkich uczelni – zarówno publicznych, jak i niepublicznych.
Z najnowszych danych JSA wynika, że na blisko 280 tys. prac przebadanych w tym roku aż w 8 proc. przekroczone zostały poziomy ostrzegawcze.
– To oznacza, że ponad 40 proc. treści pracy było podobne do innych tekstów, które znajdują się w bazie porównawczej (zawierającej prawie miliard dokumentów). Nie jest to równoznaczne z plagiatem, ale jest informacją dla promotora, że tej pracy musi się przyjrzeć, gdyż jest niebezpieczeństwo, że doszło do nadużycia – mówi dr inż. Marek Kozłowski, kierownik laboratorium Inżynierii Lingwistycznej w OPI-PIB – instytucie badawczym, który realizuje działania (w tym dotyczące JSA) na zlecenie Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
Reklama
Jak tłumaczy, w takim wypadku mógł wystąpić klasyczny plagiat, który jest klonem innej pracy lub w dużej części składa się z fragmentów tekstu skopiowanych z innych dokumentów bez zaznaczenia źródła. Zmieniony został tylko np. wstęp i podsumowanie.
– Szacujemy, że takich przypadków w 2019 r. było w całej Polsce ok. 2 tys. To znaczy, że mniej więcej w tylu sytuacjach promotor stwierdził, iż praca nie może zostać dopuszczona w takiej formie do obrony – wyjaśnia ekspert.
W teorii wykrycie plagiatu powinno kończyć się postępowaniem dyscyplinarnym, jednak jak wskazuje Marek Kozłowski, częściej dochodzi do tzw. nieformalnych rozwodów (tj. wypowiadania promotorstwa studentowi, który dopuścił się nadużycia).
– To na uczelniach wciąż jest temat tabu. Wykrycie plagiatu na końcowym etapie obciąża nie tylko studenta, ale i promotora. Postępowanie dyscyplinarne jest także bardzo sformalizowane i długie, dlatego wielu promotorów w ogóle z niego rezygnuje – wyjaśnia.
W podobnym tonie wypowiada się też dr hab. Robert Suwaj z Wydziału Administracji i Nauk Społecznych Politechniki Warszawskiej.
– Walka z plagiatami na uczelniach jest nieskuteczna ze względu na długotrwałą i nieefektywną procedurę. Często też zwrócenie uwagi na plagiat jest równoznaczne z ostracyzmem, bo tylko dodaje „niepotrzebnej” pracy współpracownikom. Dlatego wielokrotnie rezygnuje się ze sformalizowanej procedury postępowania dyscyplinarnego, a sprawy zamiatane są pod dywan – mówi ekspert.
W jego ocenie konieczna jest zmiana modelu odpowiedzialności, tak aby wobec plagiatorów były wyciągane realne konsekwencje.
Tego problemu, jak podkreśla, JSA nie rozwiązuje.

Ciągle to samo

Wspomniane statystyki pokazują też inny, nawet poważniejszy problem.
– Za dużo jest prac promowanych o takich samych lub bardzo podobnych tematach, które wnoszą niewiele do danego zagadnienia. W konsekwencji marnujemy wysiłek i promotorów, i studentów – podkreśla Marek Kozłowski.
Ekspert wskazuje, że mamy np. serie prac, które dotyczącą podziału działek rolnych w różnych miejscowościach.
– One z definicji są do siebie bardzo podobne. Mają taką samą konstrukcję, obejmują identyczne akty prawne. Nowe są z reguły wyliczenia i oparte na nich wykresy czy diagramy. W konsekwencji w takich pracach więcej niż połowa tekstu będzie do siebie podobna. Promotor jednak wie, że to temat pracy wymusza podobieństwa i wówczas zignoruje ostrzeżenie z JSA – wyjaśnia.
Na ten sam problem zwraca też uwagę Robert Suwaj.
– Reforma systemu edukacji i szkolnictwa wyższego miały doprowadzić do tego, że student na końcu procesu kształcenia zaprezentuje zdobytą wiedzę i umiejętności w sposób co najmniej wszechstronny i kompleksowy, zaś na poziomie magisterskim również w sposób innowacyjny. Praca magisterska w znanej do tej pory formie już dawno tego nie gwarantuje. Jej formuła się wyczerpała. Ona nie przystaje do realnej oceny efektów uzyskanej w trakcie studiów: wiedzy i umiejętności. Tematyka prac jest często powielana, rzadko proponowane są przez studentów elementy własnego zaangażowania w jakiekolwiek badania. Nie ma w nich często chęci przygotowania wartościowej analizy, jest zaś chęć spełnienia niechcianego obowiązku. Uczelnie często nie próbują nawet z tym walczyć – mówi ekspert.
Chociaż wskazuje na pewne wyjątki.
– Na Uniwersytecie Gdańskim klasyczne prace magisterskie przyszłych prawników zastąpiły glosy, artykuły i ekspertyzy na tematy prawne zaproponowane przez samego seminarzystę. Przy ich opracowywaniu student wykorzystuje narzędzia pracy prawnika, takie jak systemy informacji prawnej czy zbiory orzeczeń sądowych. I podchodzi się do tematu również od strony praktycznej – mówi Robert Suwaj.
Marek Kozłowski przyznaje, że magisterka to oczywiście nie praca doktorska, ale dobrze byłoby dla polskiej nauki i samych studentów, żeby zachęcano ich do zrobienia czegoś nowego. Bo obecnie powielane są tylko znane schematy.

Ghostwriterzy w cenie

Pomimo że nowy system jest bardzo czuły na nadużycia, nie jest w stanie wyłapać wszystkiego. Chodzi o prace pisane na zamówienie, o ile nie składają się one z innych, wcześniej napisanych prac na dany temat.
W konsekwencji, jak zauważa Marek Kozłowski, bardzo szybko rośnie zainteresowanie ghostwritingiem.
– Przez ostatnie pół roku ceny prac dyplomowych pisanych na zamówienie wzrosły co najmniej dwukrotnie. Podejrzewamy, że przyczynił się do tego właśnie JSA, który wprowadził bardziej szczegółową niż dotychczas kontrolę manipulacji i nadużyć – wskazuje ekspert.
W jego ocenie w przyszłości zaradzić temu mogłoby profilowanie behawioralne.
– Nasz styl pisania krystalizuje się w okolicach szkoły średniej. W dobie postępującej cyfryzacji moglibyśmy zbierać prace zaliczeniowe z okresu liceum i studiów. To jest ogromna wiedza na temat stylu pisania danej osoby, tego, jakich używa zaimków, przyimków, jak konstruuje zdania itp. Na tej podstawie można byłoby zbudować profil jej pisania. Wówczas mielibyśmy narzędzie do wykrywania prac pisanych na zamówienie – wyjaśnia.