Sprawa dla części samorządów jest paląca, bo likwidowane są kolejne linie autobusowe, a czasu jest mało. Zwłaszcza że w tym roku do szkół ponadpodstawowych pójdzie dwa razy więcej uczniów – po reformie oświaty i likwidacji gimnazjów gminy mają obowiązek zapewnić dojazd tylko uczniom szkół podstawowych. Przykładem jest starostwo w Węgorzewie, które bada obecnie zapotrzebowanie na dowóz dzieci. Zwróciło się o informację do dyrektorów placówek, toczyło rozmowy z przewoźnikami, by uruchomić linię, którą pojedzie kilkunastu uczniów z jednej z gmin. Problem jest, bo w Węgorzewie i w Kętrzynie 22 czerwca przestała prowadzić kursy Arriva, która kilka lat temu kupiła lokalne PKS-y i zapewniała przejazdy mieszkańcom. Swoje oddziały w kolejnych miejscowościach – Prudniku, Sędziszowie Małopolskim, Bielsku Podlaskim i Kędzierzynie-Koźlu – zamknie 1 lipca. Według ekspertów komunikacyjne białe plamy na mapie się powiększają, a kolejni przewoźnicy wycofują się z lokalnych rynków.

Licealista bez wsparcia

Część samorządów chce przed początkiem roku szkolnego załatać komunikacyjne dziury i liczy na pieniądze z funduszu pekaesowego. Ustawa o Funduszu rozwoju przewozów autobusowych o charakterze użyteczności publicznej (Dz.U. z 2019 r. poz. 1123) wejdzie w życie 18 lipca – wówczas po podziale środków między województwa samorządy będą mogły wnioskować o dofinansowanie deficytowych linii. Niektóre podjęły nawet radykalne kroki i zaczęły likwidować istniejące połączenia lub zwlekają z uruchomieniem nowych – dlatego mieszkańcy bez prywatnego środka transportu z dojazdem w wakacje mogą mieć jeszcze większy kłopot niż zazwyczaj. Chodzi o art. 22 ust. 1 ustawy, który według części samorządów oznacza, że dofinansować będzie można tylko nowe linie. Choć – jak zaznacza Marcin Gromadzki z Public Transport Consulting – sprawa nie jest oczywista.
Reklama
– Jeśli w zakresie właściwości danego organizatora funkcjonują wyłącznie połączenia komercyjne, to samorząd nie ma umowy z operatorem – wówczas każda umowa zawarta po wejściu w życie ustawy będzie upoważniać do ubiegania się o dofinansowanie – mówi DGP.
Lekceważenie potrzeb transportowych mieszkańców ma poważne konsekwencje, bo – jak podkreśla ekspert ds. transportu z Klubu Jagiellońskiego Bartosz Jakubowski – od lat na polskiej prowincji uczniowie idą do tej szkoły, do której mają zapewniony dojazd. – Bez połączeń do miast powiatowych nie dojadą do liceów i techników uczniowie z mniejszych miejscowości, w tym z wykluczonych komunikacyjnie sołectw. Tu waży się przyszłość młodych ludzi. Ktoś chciałby pójść do technikum mechanicznego, ale nie ma czym dojechać do szkoły, i wybierze na przykład zawodówkę – podkreśla.

Samorządowe wakacje

Powiaty, które będą chciały zawalczyć o transport dla licealistów i uczniów techników, będą musiały się pośpieszyć. Procedura związana ze złożeniem wniosku nie jest prosta, a w perspektywie mamy sezon urlopowy.
– Żeby ubiegać się o środki, trzeba mieć umowę z operatorem zawartą po wejściu w życie ustawy, czyli po 17 lipca. Aby z kolei zawrzeć umowę, trzeba uzyskać zgodę rady, która wcześniej zapewne będzie chciała zapoznać się z jej treścią – mówi Marcin Gromadzki. A jak podkreśla, umowy zawierane powszechnie w miastach z operatorami komunikacji miejskiej, spełniające wszystkie wymogi ustawy o publicznym transporcie zbiorowym (Dz.U. z 2010 r. poz. 13 ze zm.) i rozporządzenia Wspólnoty Europejskiej 1370/2007 mają standardowo 60 stron. – Dziś gminy i powiaty nie są nawet przygotowane kadrowo do opracowywania i zawierania tak skomplikowanych umów – zaznacza ekspert.
Bartosz Jakubowski dodaje, że część samorządów będzie musiała jeszcze znowelizować budżet, by móc dołożyć wymagane 10-proc. minimum do deficytowej linii. – Większość powiatów wokół Warszawy nie ma planu transportowego, mimo że mają taki obowiązek ustawowy. Część z nich nie ma zabezpieczonych żadnych środków na transport publiczny – wskazuje.
Jednym z pozytywnych przykładów dbania o potrzeby uczniów jest powiat lipnowski (województwo kujawsko-pomorskie). Tam poprawiono transport publiczny, właśnie ze względu na potrzeby uczących się dzieci. Co – jak zaznacza ekspert Klubu Jagiellońskiego – zwraca się podwójnie. – Uczniowie zapłacą za bilet, a dodatkowo przyjdzie za nimi subwencja oświatowa – dodaje.