Gotowanie na ziołach, dosładzanie kompotu i innych potraw miodem, a także więcej mięsa w mięsie – te i inne wymogi ministra zdrowia sprawiły, że w wielu szkołach i przedszkolach podjęto już decyzję o zwiększeniu opłat w stołówkach. Pozostałe zrobią to, jak tylko dokładnie podliczą koszty przygotowania posiłków zgodnie z nowymi przepisami.

Tylko za wsad

Koszty przygotowania posiłków dla przedszkolaków i uczniów, co do zasady, ponosi gmina. Przy czym z własnego budżetu musi opłacić pracowników, którzy zajmują się ich przygotowaniem, a także pokryć wydatki związane z energią elektryczną i gazem. Z kolei rodzice – stosownie do art. 67a ustawy z 7 września 1991 r. o systemie oświaty (t.j. Dz.U. z 2004 r. nr 256, poz. 2572 ze zm.) – wnoszą opłaty za wyżywienie potocznie określane wsadem do kotła. Są one uzależnione od liczby wydawanych w ciągu dnia posiłków oraz cen produktów, które są potrzebne do ich przygotowania.
Reklama
Placówki kalkulacje wsadu robią z reguły w sierpniu. Niestety te przygotowane w tym roku nijak się mają do rzeczywistych kosztów. A wszystko za sprawą rozporządzenia ministra zdrowia w sprawie grup środków spożywczych przeznaczonych do sprzedaży dzieciom i młodzieży w jednostkach systemu oświaty oraz wymagań, jakie muszą spełniać środki spożywcze stosowane w ramach żywienia zbiorowego dzieci i młodzieży w tych jednostkach (Dz.U. z 2015 r. poz. 1256). Problem polega na tym, że zostało ono podpisane dopiero 26 sierpnia 2015 r. i w efekcie dyrektorzy placówek nie mieli czasu na zapoznanie się z nowymi regulacjami i dostosowanie się do nich przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego.
Reklama

Miód i sól morska

Na dziewięć przedszkoli publicznych, już trzy zdecydowały się podnieść stawkę żywieniową z 4,50 do 5 zł. Natomiast w szkołach ceny posiłków wzrosły w czterech z sześciu placówek – informuje Grzegorz Daniluk z Urzędu Miejskiego w Łomży.
Tłumaczy, że główną przyczyną wzrostu opłat za żywienie był obowiązek zastąpienia – zgodnie z wytycznymi ministra zdrowia – dotychczas używanych produktów nowymi, niekiedy kilkakrotnie droższymi.
Na przykład zamiast białego cukru teraz trzeba używać trzcinowego lub naturalnego miodu. Z kolei sól jodowaną zamieniono na morską o obniżonej zawartości sodu i zwiększonej zawartości potasu. Artykuły zbożowe zastąpiono orkiszowymi lub razowymi. Posiłki muszą też być bogatsze w warzywa i owoce, które należy kupować w gospodarstwach ekologicznych. Są one droższe od tych, które można kupić w hurtowni. O 15 proc. zwiększyły się wydatki na mięso, co jest efektem zmiany metody jego przyrządzania. To wszystko generuje wydatki – stwierdza Grzegorz Daniluk. – Opłaty rosną także ze względu na wzrost cen żywności w naszym regionie, co jest efektem długotrwałej suszy – dodaje.
Takie same powody wzrostu opłat za posiłki w szkołach podaje Renata Rabęda z Urzędu Miasta w Zielonej Górze.

Idą podwyżki

Część dyrektorów nie zdecydowała się na podwyżki w pierwszym miesiącu nauki. Jednak już kalkulują nowe ceny. – Obecnie maksymalne stawki żywieniowe sporządzone na podstawie zarządzenia wydanego w 2011 r. wynoszą 5,5 zł. Niestety, przez zmianę przepisów żywieniowych dyrektorzy szkół i przedszkoli zgłaszają nam postulaty podwyższenia opłat w stołówkach – przyznaje Robert Grabowski, główny specjalista z Urzędu Miasta w Szczecinie.
Na etapie zbierania danych jest także Bydgoszcz. – Przy czym ewentualny wzrost opłat powinien nastąpić dopiero od stycznia – podkreśla Beata Kuś z Urzędu Miasta w Bydgoszczy. – Chcę jednak zaznaczyć, że będą one efektem nowych przepisów żywieniowych – dodaje.
Ceny posiłków już za to wzrosły w niektórych placówkach oświatowych, dla których organem założycielskim jest Urząd Miasta w Sosnowcu. Stawki żywieniowe w podległych mu placówkach kształtują się obecnie od 4,8 do 5,8 zł, a w szkołach od 2,5 do 5 zł. Więcej muszą także płacić za obiady dla dzieci mieszkańcy Kolna – w podstawówkach stawka wzrosła z 3 do 3,50 zł, w gimnazjach z 3,50 do 4 zł, a trzy posiłki dziennie w przedszkolach kosztują obecnie 4,50 zł.
Z kolei w Warszawie, gdzie ceny także poszybowały, stawki w niektórych przedszkolach sięgają obecnie nawet 10 zł. Co więcej, mogą jeszcze wzrosnąć. Zgodnie bowiem z limitem opłat za posiłki, który jest ustalany przez stołeczny ratusz (ustalając go, samorząd bierze pod uwagę płacę minimalną), przedszkola i placówki ponadgimnazjalne mogą ustalić w tym roku opłaty do granicy 12,25 zł (0,7 proc. płacy minimalnej), a w pozostałych placówkach może to być 10,50 zł (0,6 proc. płacy minimalnej).
Ostateczną wysokość opłaty za posiłek ustala dyrektor placówki, przy czym zawsze cena posiłku nie może przekraczać kosztu wsadu do kotła – wyjaśnia Katarzyna Pienkowska z Urzędu Miasta Warszawy.
Na zwiększenie opłat zdecydowały się także rzeszowskie przedszkola i Legnica. W planach podwyżkę mają także Strzelce Opolskie.
Rząd przy tworzeniu nowego rozporządzenia żywieniowego nie wziął pod uwagę, że te zmiany będą generować duże koszty dla rodziców – oburza się Marek Olszewski, przewodniczący Związku Gmin Wiejskich RP.
Jego zdaniem na etapie konsultacji powinno się przewidzieć skutki tych zmian i wprowadzić rekompensaty dla rodziców za zwiększone opłaty żywieniowe.

Zbieranie informacji

Minister edukacji narodowej Jolanta Kluzik-Rostkowska postanowiła za pośrednictwem kuratoriów zebrać informacje od dyrektorów placówek oświatowych, co działa niewłaściwie przy zdrowym żywieniu dzieci. Czas na zgłaszanie problemów mieli do 30 września. MEN obecnie analizuje te uwagi i oficjalnie ma się do nich ustosunkować po 6 października.
Wczoraj w wywiadzie dla RMF minister Kluzik-Rostkowska zakomunikowała, że udało się jej już wynegocjować z ministrem zdrowia pewne zmiany w rozporządzeniu. Dzięki temu do placówek oświatowych mają wrócić drożdżówki, a ziemniaki mają być lepiej dosolane.
Jednak dla samorządowców i dyrektorów szkół, którzy mają wiele zastrzeżeń do nowych przepisów żywieniowych, taki zakres zmian jest wciąż za mały.
Dietetycy trochę przesadzili z tymi normami, a my zostaliśmy postawieni pod ścianą, bo przecież chodzi o zdrowie żywienie uczniów. Dlatego koniecznie inna grupa ekspertów i dietetyków powinna przejrzeć to rozporządzenie i dokonać sensownych korekt – stwierdza Marek Olszewski.
Rząd nie wziął pod uwagę, że zmiany będą generować duże koszty dla rodziców