Pierwsze roczniki sześciolatków, które poszły do szkoły wraz z wejściem w życie reformy, lepiej zdały test na koniec III klasy niż ich koledzy urodzeni rok wcześniej. – Rodzice posyłali do szkół te dzieci, które osiągnęły dojrzałość szkolną. Ci, którzy się na to zdecydowali, mieli poczucie, że są one zdolne i poradzą sobie w szkole – mówi DGP prof. Ewa Swoboda z Uniwersytetu Rzeszowskiego, która pracowała przy recenzowaniu ogólnopolskiego badania umiejętności trzecioklasistów (OBUT).
Wśród hipotez pojawiała się również opinia, że to rodzice z dużych miast najchętniej posyłali sześciolatki do I klasy. Tym bardziej że w całym badaniu OBUT o wiele lepiej poradziły sobie dzieci w mieście niż na wsi. Tymczasem wbrew potocznym przekonaniom różnica między odsetkiem sześciolatków posłanych do szkół na wsi i w mieście nie była duża. Z danych MEN wynika, że w pierwszym roku reformy naukę rozpoczęło 4,5 proc. sześciolatków z miasta i 3,9 proc. dzieci ze wsi.
Prof. Ewa Swoboda podaje inne możliwe wytłumaczenie. Jej zdaniem w części matematycznej OBUT sprawdza nie tyle wiedzę zdobytą w szkole, ile – jak mówi – „posługiwanie się rozumem”, rozumienie pojęć i związków matematycznych. – Zadania sprawdzają rozumowanie dzieci, niezależnie od tego, co było robione w szkole. Dlatego dawały one dużą szansę tym, które nie są wyuczone czysto schematycznego myślenia – mówi prof. Swoboda. A więc tym, które ominęły zerówkę, gdzie mogły być zmuszane do działań pod dyktando, czyli zachowały więcej „dziecięcej” kreatywności.
W części językowej sprawdzano zaś przede wszystkim umiejętność czytania ze zrozumieniem. Co ciekawe, po teście nauczyciele wytykali, że nie testowano wiedzy dotyczącej części mowy, umiejętności pisania konkretnych form literackich (np. ogłoszenia), czyli tego, co uczniowie przerabiali na lekcjach. Tymczasem – jak pisali autorzy raportu – tych obaw nie potwierdziły wyniki. Uczniowie poradzili sobie z lekturą tekstów i rozwiązaniem zadań. Krytyka świadczy tylko o podejściu nauczycieli.
Reklama
Prof. Krzysztof Konarzewski z Instytutu Badań Edukacyjnych zauważył, że w polskich szkołach dyrektorzy i nauczyciele nisko oceniają możliwości umysłowe uczniów: tylko 23 proc. jest z nich zadowolonych, co stawia Polskę na 34. pozycji wśród 45 krajów. Być może dlatego starają się oni przekazywać wiedzę schematyczną, mniej ufając w kreatywność dzieci. Dlatego może ona zanikać w kolejnych latach. Potwierdza to najpewniej wynik badania w 2013 r., gdy zostało nim objętych więcej młodszych dzieci, zaś różnica między nimi a ich starszymi kolegami zaczęła się zacierać. Kiedy do szkół trafią wszystkie sześciolatki, ich wyniki mogą być gorsze. Pierwsze badanie trzecioklasistów obejmujące cały rocznik zostanie przeprowadzone w 2018 r.