Syn pani Katarzyny chodzi do jednej z prywatnych szkół w Warszawie. Dotychczas do końca trzeciej klasy, szkoła była fantastyczna. Ten rok jest koszmarny – zaznaczyła w rozmowie z nami pani Katarzyna. Mój syn, spokojny, rezolutny chłopiec, bardzo dobry uczeń, mówi coraz częściej: "mamo, po co ja mam się starać, skoro pani do mnie podejdzie i da mi uwagę za to, że mrugam" – wskazuje mama chłopca.
W konsekwencji czwartoklasista traci chęć i zapał do starania się w szkole.. Dochodzi do tego, że z bólem brzucha wstaje rano i myśli, że znowu musi iść do szkoły. Nie ukrywam, że bardzo mnie takie podejście szkoły irytuje – powiedziała nam kobieta.
Jak dodała, klasa chłopca jest w tym roku liczniejsza, jak była i jak być powinna, a to również potęguje problem. Klasa w tym roku liczy 21 osób, bo połączono wbrew naszej woli dwie równoległe klasy. Nauczyciele nie mają czasu, aby każdemu dziecku poświęcić tyle skupienia ile ono potrzebują. Nie potrafią utrzymać dyscypliny wśród dzieci, więc z desperacji wlepiają im uwagi – dodała.
Inna mama uczennicy z tej samej klasy, zaznaczyła, że rozmowa ze szkołą jest trudna, bo szkoła nie podejmuje dialogu. Jedyne co podczas zebrania usłyszeliśmy, to, że nikt nas i naszych dzieci w tej szkole nie trzyma i możemy w każdej chwili zmienić placówkę. Zresztą tym sposobem nie ma w szkole klasy siódmej w tym roku i to podobno nie pierwszy raz w tej szkole, gdy po odejściu większości uczniów z danej klasy, klasa jest rozwiązywana - powiedziała pani Marta, mama 11-letniej Zuzi.
U nas dokładnie to samo. Połowa semestru a syn ma już sześć uwag. Obawiam się tylko że będzie problem ze zmianą szkoły, bo kto przyjmie dziecko z nieodpowiednim zachowaniem. Nikt przecież nie uwierzy, że problem obniżonego nadmiarowymi, wyśrubowanymi uwagami zachowania, leży po stronie szkoły a nie ucznia. A prawdę mówiąc, syn nie mówi już o niczym innym, jak zmiana szkoły – dodała mama Tomka.
Rodzice podejrzewają, że nadmiarowe uwagi w tej klasie to złośliwe działanie dyrekcji, przeciwko postulatom (do dziś niespełnionym) skierowanym w stronę szkoły, w poprzednim semestrze.
Działanie typowe dla tej szkoły - odseparować problem, zamieść pod dywan - tym razem ma się skupić na naszych dzieciach, bo ośmieliliśmy się zakwestionować chory system – dodaje jeszcze inna mama, rodzeństwa uczącego się w czwartej i szóstek klasie w tej samej szkole; dzieci, które również dostają nadmiarowe uwagi w ostatnich tygodniach.
"Ocena z zachowania w tej szkole jest uznaniowa"
Jak zaznaczają rodzice z którymi rozmawiałam, oceny z zachowania szkoła ich dzieci wystawia uznaniowo. Nie ma systemu punktacyjnego.
Ocena z zachowania w tej szkole jest uznaniowa, co już na starcie jest niesprawiedliwe. Wiele innych placówek stosuje punktacje. Punkty dodatnie, ujemne i to zachowanie można wówczas na bieżąco korygować, bo wiadomo, na czym się stoi...Tu mój starszy syn miał w ubiegłym roku w klasie 6 średnią 5,2 a zachowanie obniżone takimi właśnie często absurdalnymi uwagami – do nieodpowiedniego. Walczymy z systemem, którego nie rozumiemy, wiec jest to walka z wiatrakami, jak walenie głową w ścianę - podkreśliła matka rodzeństwa.
I metoda kija jest nadrzędna. Nawet spotkanie z dyrekcją nic nie zmieniło. Usłyszeliśmy, że tak bywa, czasami dzieci się dobrze uczą, a później wyrastają na kryminalistów, tak powiedziała nam na zebraniu dyrektorka. I dodała, że jeśli nam się nie podoba, nikt nas w tej szkole nie trzyma – dodała mama Janka.
Jak tłumaczą rodzice, w szkole obowiązuje wewnętrzny regulamin ocen z zachowania. I na przykład na ocenę bardzo dobrą z zachowania, nie można w trakcie semestru dostać więcej niż dwie uwagi. Przy czym okazuje się, że wystarczy jedno nieodpowiednie zachowanie w stosunku do nauczyciela i nie ma szansy, żeby nawet 10 uwag pozytywnych ją zniwelowało.
W tej szkole nie ma w sumie szansy na poprawienie oceny z zachowania. Jedno czy dwa przewinienia, dyskwalifikują wszelkie starania. Metoda kija i system opresyjny rozwinięty do granic możliwości – podkreśla mama Janka.
Rozmawiałam z dyrekcją o systemie ocen z zachowania w innych szkołach m.in. o systemie punktacyjnym. Usłyszałam, że w naszej szkole taki system już był i się nie sprawdził, bo dzieci zaczęły "handlować" punktami i liczyć co im się opłaca, a co nie – zaznaczyła mama Julki z tej samej klasy.
Narracja jest bardzo negatywna, zamiast dawać dzieciom pozytywne wzmocnienia. Uważam, że ocena zachowania jest bardzo surowa. Wychodzi się z oceny dobrej? Dlaczego nie bardzo dobrej?- dodała kobieta.
"Nie pozwolę zrobić z mojego syna kaleki życiowego, bo szkoła go tresuje, zamiast nauczać"
System absurdalnego wystawiania uwag, jak uważają rodzice z tej szkoły, nie sprawdza się, bo powoduje traumy, wycofanie dzieci. Rodzice uważają, że "wystawianie nadmiarowych, bezsensownych uwag, pokazuje brak kompetencji pedagogicznych nauczycieli".
Dużo jest w sieci szczegółowych informacji o tego typu praktykach pseudonauczcieli i niestety o realnych skutkach dla dzieci – podkreśla w rozmowie z Dziennik.pl jedna z mam.
Nie chcę, żeby mój syn miał traumę po ciągłych uwagach, że patrzy w okno czy dotyka śniegu. Nie pozwolę też zrobić z mojego dziecka życiowego kaleki… bo szkoła go tresuje, zamiast nauczać- dodaje inna.
Dla mnie to jest zabijanie osobowości dzieci. Zamiast rozmawiać z dziećmi, wstawiane są uwagi - podsumowała jeszcze inna mama.
Od prawie dwóch tygodni czekamy na komentarz szkoły, wciąż bez skutku.
Wysłuchała i spisała: Aneta Malinowska (aneta.malinowska@infor.pl)