Liceum naukowo-technologiczne im. Thomasa Jeffersona w hrabstwie Fairfax to nie tylko szkoła marzeń każdego nastolatka z północnej Wirginii, który chciałby kiedyś pracować w NASA czy SpaceX. Uczniowie popularnego TJ od lat osiągają jedne z najlepszych wyników z testów końcowych (SAT) i taśmowo wygrywają konkursy dla matematycznych talentów. Kilka lat temu wysłali nawet w kosmos miniaturowego satelitę, którego sami skonstruowali. Dla wielu absolwentów liceum jest miękką trampoliną do MIT czy innej czołowej uczelni o profilu STEM (ang. science, technology, engineering, mathematics).
Bystrzaki, które przechodzą przez sito rekrutacyjne TJ, mają do wyboru szeroką gamę specjalistycznych kursów i zajęć laboratoryjnych – od genetyki i oceanografii po robotykę czy projektowanie architektoniczne. To jedna z nielicznych szkół w USA, która może się pochwalić pracownią z superkomputerem. Nic dziwnego, że w 2022 r. – już drugi rok z rzędu – zostaje uznana za najlepsze liceum w USA.
Od początku 35-letniej historii placówki jej idealny wizerunek psuje jednak uporczywa rysa: TJ nie jest szkołą dla zdolnych uczniów z biednych rodzin. W praktyce wyklucza głównie dzieci czarne i latynoskie, bo statystycznie to one najczęściej wywodzą się ze środowisk gorzej sytuowanych. W 2020 r. 73 proc. uczniów stanowiły nastolatki pochodzenia azjatyckiego, 18 proc. – białe. W każdym z ok. 490-osobowych roczników jest zaledwie po kilkoro czarnych i kilkanaścioro Latynosów. Ich łączny udział w szkolnej społeczności nigdy nie przekraczał kilku procent. W sumie 1,7 proc. młodzieży uczęszczającej do TJ ma rodziców o niskich dochodach. Proporcje te wyraźnie kolidują z demograficznym obrazem młodej populacji Fairfax, w której biali i Azjaci stanowią odpowiednio 37 proc. i 20 proc., a czarni i Latynosi – 10 proc. i 27 proc.
Reklama
Reklama