Zaostrzenia nie będą obowiązywały w całej Polsce, mają dotyczyć stref żółtych i czerwonych. Wprowadzone mogą być kolejne ograniczenia lub nawet zakaz w organizacji wesel i innych imprez rodzinnych. W minionym tygodniu wiceszef resortu zdrowia Witold Kraska podkreślał, że nowe przypadki SARS-Cov-2 są właśnie efektem takich spotkań. Obecnie w strefie czerwonej może brać w nich udział 50 osób, a w żółtej 100 Z naszych informacji wynika, że rząd myśli o przywróceniu ograniczeń w handlu, chodzi o limit klientów w sklepach, zapewne – jak wcześniej – będzie on zależał od powierzchni. Rozszerzony ma być zakaz zgromadzeń, obecnie np. w strefach czerwonych nie można organizować imprez kulturalnych, a w żółtej może to być jedna czwarta sali lub do 100 osób w plenerze. Z naszych informacji wynika, że rząd nie planuje za to bardziej restrykcyjnego podejścia do szkół i ich zamykania w czerwonych powiatach, co postulują autorzy modeli epidemii. Tym bardziej nie ma też mowy o przywracaniu lockdownu.
Od kilku dni znacznie rośnie liczba przypadków choroby – w czwartek ponownie przekroczyła 1000, a potem 1500. Wczoraj było to 1350 przypadków, choć rząd liczy się ze wzrostem nawet do 5–6 tys. dziennie. Wzrósł także współczynnik zakażalności „R” , który wskazuje, ile osób zaraża jeden chory. „R” poniżej 1 oznacza malejącą liczbę przypadków, powyżej 1,3 może być sygnałem wykładniczego wzrostu zakażeń. Współczynnik przekroczył 1,4, a jak szacuje jeden z autorów modelu epidemii Franciszek Rakowski – wynosi już 1,5. Zdaniem jednego z naszych rozmówców z rządu w obecnej fazie epidemii „R” nie jest jednak dobrym wskaźnikiem. – Nawet jeśli przez kilka dni liczba przypadków zmniejszy się, to „R” może spaść. Ale przypadków wciąż będzie bardzo dużo – podkreśla nasz rozmówca.
Strategia rządu, podobnie jak wiosną, opiera się na niedopuszczeniu do przeciążania systemu ochrony zdrowia. – Najważniejsze to panować nad miejscami dla chorych. Obecnie mamy 7 tys. łóżek gotowych na pacjentów z koronawirusem, szybko możemy tę liczbę podwoić – podkreśla nasz rozmówca z rządu. I jak wynika z naszych informacji, decyzje o zwiększeniu liczby łóżek mają zapaść także w tym tygodniu. W niektórych rejonach kraju –jak wynika z oficjalnej informacji o dostępnych miejscach w szpitalach – w niektórych placówkach nie ma już wolnych miejsc na oddziałach zakaźnych albo ratunkowych – czyli tych, z których najczęściej korzystają pacjenci z koronawirusem. Tak jest m.in. na Mazowszu czy Śląsku.
Od kilku dni wyraźnie też rośnie liczba osób pod respiratorami – w sierpniu i początku września w użyciu było ich ok. 80 dziennie; obecnie już 124 osoby wymagają wspomagania oddychania – to rekordowa liczba od czerwca, od kiedy resort zdrowia podaje dzienne dane o liczbie wykorzystanych urządzeń. Według rządowych zapewnień obecnie w Polsce mamy 11 tys. respiratorów.
Bez zamykania szkół się nie obędzie (Dr Franciszek Rakowski Uniwersytet Warszawski, współautor modelu dotyczącego epidemii przygotowanego na zlecenie rządu)
DGP: Ponad 1500 przypadków chorych dziennie.
Dr Franciszek Rakowski: Tak jak przewidywaliśmy. A wiele wskazuje na to, że będzie jeszcze więcej.
Niestety sprawdzają się nasze wyliczenia prognozujące rozwój pandemii. To, co jest niebezpieczne, to to, że wzrósł wskaźnik R – mówiący o tym, ile osób zakaża jedna osoba. Wynosi 1,5. A był moment, kiedy spadł do 1. Ten obecny oznacza, że pandemia będzie się rozwijać. Tylko spadek poniżej 1 oznacza wygaszanie.
Co się stało?
Jeden z powodów to otwarte szkoły. Proszę pamiętać, że testy wychwytują tylko część chorych – my szacujemy, że realnie jest ich 6 razy więcej. Rośnie też liczba zgonów.
Przygotowaliście trzy scenariusze: najłagodniejszy był taki, że dzieci zakażają 10 proc. tego, co dorośli – najgorszy, że 50 proc. I co wychodzi?
Na razie widać, że może być nawet blisko 50 proc. Aczkolwiek okres od otwarcia szkół jest bardzo krótki – musimy poczekać na więcej danych. Ale może to być efekt również tego, że ludzie odpuścili. Nie przejmują się pandemią.
Co trzeba zrobić?
Jedną z metod, która według naszych obliczeń zadziała, byłoby zamykanie wszystkich szkół w tych powiatach, w których jest ponad 6 przypadków na 10 tys. Obecna metoda jest łagodniejsza, ale być może niewystarczająca. Liczba chorych może bardzo szybko rosnąć. Zanim wirus nie odpuści, trzeba regulować „ruchem” – czyli uniemożliwiać łatwe rozprzestrzenianie wirusa. Tutaj mogą pomóc działania administracyjne, tam, gdzie jest najwięcej chorych.
Czyli lockdown?
To już zostawiam władzom.
Rozmawiała Klara Klinger
Koronawirus znów osłabił giełdy
Wzrost liczby zachorowań na COVID-19, widoczny zwłaszcza w krajach europejskich, oznacza wzrost ryzyka ograniczeń w kontaktach społecznych. Druga fala pandemii może więc skutkować drugim dołkiem recesji. Tego typu obawy to główny powód ubiegłotygodniowych spadków na dużej części giełd – zwłaszcza na naszym kontynencie. Najmocniej traciły mniejsze rynki, takie jak: Belgia, Portugalia i Grecja. W każdym z tych krajów główny indeks giełdowy spadł w minionym tygodniu o ponad 6 proc.
Oprócz obaw związanych z koniunkturą na notowania w Europie miała wpływ w minionym tygodniu afera FINCen Leaks – dotycząca wielomiliardowych transferów służących do prania pieniędzy dokonywanych za pośrednictwem banków ze Starego Kontynentu. Indeks pokazujący notowania sektora bankowego znalazł się na najniższym poziomie w historii.
Najlepiej zachowywały się w minionym tygodniu amerykańskie spółki technologiczne. Nadzieje na nowy program wsparcia gospodarki USA sprzyjały umocnieniu dolara.
Oprócz obaw związanych z koniunkturą na notowania w Europie miała wpływ w minionym tygodniu afera FINCen Leaks – dotycząca wielomiliardowych transferów służących do prania pieniędzy dokonywanych za pośrednictwem banków ze Starego Kontynentu. Indeks pokazujący notowania sektora bankowego znalazł się na najniższym poziomie w historii.
Najlepiej zachowywały się w minionym tygodniu amerykańskie spółki technologiczne. Nadzieje na nowy program wsparcia gospodarki USA sprzyjały umocnieniu dolara.
Łukasz Wilkowicz