Pytana o emocje związane z 1 września, kiedy uczniowie w czasie trwania pandemii poszli do szkoły, odpowiedziała, że "szkoły są przygotowane, procedury ustalone".

Reklama

Zmagamy się z czymś, czego nie przewidzieliśmy, więc dopóki nie będzie leku, będziemy musieli sobie jakoś radzić. 1 września, ale też przez ostatnie tygodnie, zabrakło mi wspólnej zgody, że wszyscy musimy zaopiekować się uczniami, wesprzeć nauczycieli i odciążyć rodziców w tej trudnej sytuacji - mówiła Zalewska.

W rozmowie stwierdziła, że zamianę stanowiska ministra edukacji na posadę europosła w Brukseli miała od dawna.

Zanim zostałam ministrem edukacji, obejmowałam mandat europosła po Dawidzie Jackiewiczu. Zostałam poproszona, by z tego mandatu zrezygnować, bo trzeba przeprowadzić reformę. Było trudno, trudniej niż myślałam. Nie żałuję ani jednego dnia w MEN. Mimo trzyletniego, zorganizowanego hejtu. Trzeba było to zrobić, a efekty zobaczymy w najbliższych latach - stwierdziła w rozmowie z Interią.

Pytana, czy chciałaby wrócić do resortu edukacji, odpowiedziała: "dużo tam przeżyłam".

To lata potężnej satysfakcji i ogromnej pracy. Poznałam tam fantastycznych ludzi. Był też ogromny hejt ze strony totalnej opozycji, związków zawodowych i dziennikarzy, którzy nawet docierali do moich sąsiadów i pytali o moje pożycie małżeńskie. Nie wiem, czy ktoś jest w stanie to wytrzymać. Chyba kiedyś opiszę to w pamiętniku - powiedziała.

Gdy została poproszona o wymienienie największych sukcesów oraz porażek podczas jej pracy w ministerstwie, stwierdziła, że "sukcesy, to mogłabym bez końca wymieniać".

Reklama

Najważniejsze to sprawa sześciolatków, które ze szkół wróciły do przedszkoli, reforma edukacji przywracająca system 8+4 i szkoły branżowe, oraz rozpoczęcie od podstaw rewolucji cyfrowej na szeroką skalę - wyliczyła.

Dopytywana o porażki, odpowiedziała, że trudno jej coś znaleźć.

Może strajk, ale nie wiem, czy trzeba na niego patrzeć w kategoriach porażki. Mogę powiedzieć, że to też sukces, bo być ministrem w czasach zwyczajnych jest prosto, ale wtedy, kiedy jest kryzys, to trzeba wznieść się na wyżyny. Jeśli muszę coś wymienić, to brak zmiany subwencji oświatowej, ale to nie moja wina, bo nie zgodziły się na to samorządy, niedokończenie projektów związanych z edukacją włączającą, a także słabe wypromowanie szkoły branżowej - powiedziała.

Zapytana o to, dlaczego rzadko udziela komentarzy na temat edukacji, odpowiedziała, że nie jest o to proszona.

Przyznała, że reforma edukacji nie była jej pomysłem.

Byłam wyznaczona do jego realizacji. Kryzys związany z pandemią też nie jest pomysłem ministra Piontkowskiego, ale staje przed tym zadaniem. Są kolejne kwestie, jak subwencja oświatowa, awans zawodowy, edukacja włączająca, szkolnictwo branżowe i edukacja cyfrowa, które trzeba zrobić. Zarządzanie w kryzysie jest jednym z elementów tej pracy - wyjaśniła.

Jakich rad udzieliłaby Dariuszowi Piontkowskiemu?

Zalewska podkreśliła, że zastanowiłaby się nad wprowadzeniem dwóch zmian.

Szybko powinniśmy zastanowić się nad skróceniem lekcji z 45 do 30 minut, gdyby sytuacja w szkołach była trudniejsza. Wówczas podział na pracę dwuzmianową byłby prosty, nikt nie kończyłby zajęć późno. 30 minut wystarczy na realizację podstaw programowych - stwierdziła.

Jej zdaniem to także dobry moment na ograniczenie obowiązkowych treści programowych na egzaminie.

Sama podstawa programowa jest bardzo dobra, mówię o nadzwyczajnej sytuacji. Jeżeli będziemy mieć szczęście i zdrowie, to podstawa będzie zrealizowana w całości. Ale na wszelki wypadek musimy mieć plan awaryjny na to, by dzieci się nie frustrowały. Warto mieć w odwodzie takie rozwiązania, które można wdrożyć natychmiast. Nie mamy sytuacji normalnej, ale nadzwyczajną. Mój pomysł nie musi być uruchomiony, ale powinien zostać rozważony - powiedziała.