W ubiegłym tygodniu minister edukacji narodowej Dariusz Piontkowski poinformował, że MEN pracuje nad przepisami, które zagwarantują bezpieczeństwo uczniów po powrocie do szkół. Zgodnie z zapowiedziami resortów edukacji i zdrowia decyzję o ewentualnym zamknięciu szkoły w związku z sytuacją epidemiologiczną ma podejmować dyrektor placówki w porozumieniu z powiatowym inspektorem sanitarnym.

Reklama

MEN pracuje też z GIS nad wytycznymi sanitarnymi dotyczącymi powrotu do nauki stacjonarnej w szkołach. W przygotowywanych wytycznych zgodnie z zapowiedziami mają być poruszone trzy kwestie. Pierwsza to organizacja pracy szkoły i zasady higieny – zalecenie, by każdorazowo myć ręce po wejściu do szkoły, zorganizować pracę tak, aby unikać tworzenia się dużych skupisk uczniów, a tam gdzie zachowanie dystansu będzie niemożliwe, trzeba będzie nosić maseczki. Drugą kwestią, która znajdzie się w wytycznych, są procedury w przypadku złego samopoczucia lub potwierdzonego zakażenia. Trzecia to organizacja pracy pracowników szkoły z grup ryzyka, czyli osób 60 plus, z chorobami sercowo-naczyniowymi czy cukrzycą.

- Chcielibyśmy wrócić do szkół. Chcielibyśmy wrócić do tradycyjnego nauczania w modelu nauczyciel i uczniowie w klasie, ale chcielibyśmy, by było to bezpieczne. Takiej gwarancji nie mamy – powiedział PAP prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz komentując dla PAP zapowiedzi administracji rządowej. - Szkoła nie jest i nie będzie wyspą, krainą wiecznej szczęśliwości, odizolowaną od koronawirusa, dlatego konieczne jest dobre przygotowanie do nowego roku szkolnego – wskazał.

Sławomir Wittkowicz, przewodniczący Wolnego Związku Zawodowego "Solidarność-Oświata" i członek prezydium Forum Związków Zawodowych, przypomniał, że już w maju jego związek, a także ZNP, wystąpiły do MEN z pytaniami, jak będzie wyglądał od strony bezpieczeństwa sanitarnego rok szkolny 2020/2021.

- Chcielibyśmy znać ostateczne zapisy przepisów, wytyczne i procedury już teraz, a nie w drugiej połowie sierpnia czy pod koniec sierpnia, bo szkoły i organy prowadzące muszą mieć czas, by się do nich dobrze przygotować, a to może nie być proste – powiedział PAP Wittkowicz.

Reklama

- Typowa polska szkoła to 800-1000 osób, uczniów, nauczycieli, pracowników obsługi. Przebywają oni razem przez wiele godzin dziennie, w niedużych zamkniętych pomieszczeniach. To rodzi ryzyko powstawania nowych ognisk epidemii. Nie chcemy, by szkoły stały się takimi ogniskami. Nie chcemy powtórzenia sytuacji, jaka miała miejsce w kopalniach – wskazał. - Proponowane nam wietrzenie sal lekcyjnych to za mało – ocenił.

Według Broniarza przepisy i wytyczne muszą być bardzo konkretne, jednoznaczne i odpowiadać rzeczywistości polskich szkół.

- Zalecenie, że uczniowie mają się nie gromadzić, jest absurdalne. Dwudziestoosobowa klasa to już jest zgromadzenie, a przecież są oddziały liczniejsze, z większą liczbą uczniów. Wiele szkół jest przepełnionych, zwłaszcza szkół ponadpodstawowych po ostatniej reformie edukacji, gdy trafił do nich podwójny rocznik – zauważył. - Uczniowie, wychodząc na przerwę, będą kontaktowali się z uczniami innych klas. Będą spotykali się z innymi uczniami też w szatni, na stołówce, w toaletach. To nieuniknione – ocenił prezes ZNP.

- MEN powinno określić limity, ilu uczniów może być naraz w klasie, by móc zachować postulowany dystans społeczny. Uważamy, że nie powinno być w klasie więcej niż 15-16 uczniów. To się będzie wiązało ze zwiększeniem liczby oddziałów, co może skutkować wprowadzeniem dwuzmianowości, rotacyjności. To jest problem, nad którym ministerstwo powinno się pochylić i go rozwiązać – powiedział Wittkowicz.

Podkreślił, że jest to decyzja, która powinna być podjęta na szczeblu rządowym, a nie na poziomie szkoły lub organu prowadzącego, gdyż pociąga ona za sobą koszty zarówno społeczne, jak i finansowe.

- Jeżeli będzie tak, że trzeba będzie dzielić klasy, to wielu dyrektorów stanie przed dramatycznymi decyzjami, takimi jak np. wprowadzenie nauczania od godziny 7.00 do 21.00, gdy będą mieli do dyspozycji za mało sal lekcyjnych. Dzielenie klas na mniejsze to podwojenie liczby nauczycieli, nawet gdy liczba sal w szkole będzie wystarczająca. To więcej godzin dla już pracujących i zatrudnienie dodatkowych – zauważył prezes ZNP.

Zarówno Broniarz, jak i Wittkowicz uważają też zgodnie, że to nie dyrektor szkoły powinien decydować o zamknięciu szkoły lub oddziału w przypadku stwierdzenia koronawirusa u ucznia, nauczyciela lub pracownika szkoły.

- To zrzucanie odpowiedzialności na dyrektora za decyzję – ocenił Wittkowicz. Według niego taka decyzja powinna zapadać w układzie służby sanitarne, organ prowadzący i ewentualnie kurator oświaty.

- Przepisy i wytyczne powinny być jednoznaczne i nie pozostawiać miejsca na interpretacje, zastanawianie się czy zamknąć jedną klasę, czy dwie, czy całą szkołę, czy może tak zrobić, bo będzie lepiej, czy może inaczej – podkreślił Broniarz.

Według niego w przepisach i wytycznych trzeba uregulować bardzo wiele kwestii. - Musi być np. jasno powiedziane, jaka jest sytuacja uczniów i nauczycieli w przypadku zamknięcia szkoły czy klasy. Trzeba zdecydować, czy nauczyciel objęty kwarantanną ma obowiązek prowadzenia nauczania zdalnego, czy nie, bo przecież pobyt na kwarantannie to pobyt na zwolnieniu lekarskim, a na zwolnieniu nie wolno pracować – wskazał

- Musi być też jasno powiedziane, czy w sytuacji zamknięcia klasy lub szkoły rodzic, który musi zająć się dzieckiem, ma z automatu prawo do zasiłku opiekuńczego, czy też go nie ma – powiedział prezes ZNP.

Rzecznik prasowy Krajowej Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ "Solidarność" Monika Ćwiklińska podkreśliła, że oświatowa "S" także czeka na ostateczne zapisy przepisów i wytycznych.

"Nic nie zastąpi bezpośredniego kontaktu nauczyciela z uczniami i uczniów między sobą. Nauka powinna wrócić do szkół, ale z zachowanie wszelkich środków ostrożności" – powiedziała PAP.

Wskazała, że w dużo lepszej sytuacji będą małe szkoły. - Sytuacja pokazuje, że walka o utrzymanie małych szkół była słuszna – oceniła. Przypomniała, że sekcja krajowa od wielu lat dopominamy się o wprowadzenie standardów, m.in. określenia dopuszczalnej liczby uczniów w klasie.

Odniosła się też do propozycji, by o zamknięciu szkoły lub oddziału decydował dyrektor w porozumieniu z sanepidem.

- Dyrektor szkoły ma bardzo duże kompetencje. Nie widzę powodu, dlaczego nie miałby podejmować odpowiedzialnych decyzji. Jeśli chce się nazywać samodzielnym pracodawcą, to rodzi to konsekwencje – jest odpowiedzialny za podejmowane przez siebie decyzje, a nie tylko wykonuje nakazy, zakazy i instrukcje – powiedziała Ćwiklińska.

Zaznaczyła, że nie może to być decyzja oderwana od rzeczywistości czy profilaktycznie ze strachu, tylko rozsądnie podjęta decyzja w uzgodnieniu ze służbami sanitarnymi.

- Tam gdzie jest duże zagęszczenie ludności, współdecydować może organ prowadzący. Inna sytuacja jest tam, gdzie jest mała szkoła i mieszka niewielu mieszkańców – dodała.

- Nas interesują przed wszystkim warunki pracy nauczycieli. Czekamy na regulacje prawne dotyczące pracy nauczycieli uczących zdalnie. Nie jest to uregulowane w przepisach, w efekcie nauczyciel ponosi koszty swojej pracy – pracuje na własnym sprzęcie, więcej płaci za prąd, itd., a nie otrzymuje z tego tytułu żadnego ekwiwalentu. Czekamy na propozycje, na to, by nauczyciel był traktowany nie jak siłaczka, tylko jak profesjonalista, by był tak traktowany jak traktowani są pracownicy pracujący zdalnie w innych branżach – powiedziała Ćwiklińska.