Choć tegoroczne zmagania maturalne mamy za sobą, Centralna Komisja Egzaminacyjna nie zwalnia tempa i już szykuje zmiany w egzaminach na kolejne lata. Jak wynika z informacji DGP, wkrótce MEN wyda rozporządzenie dotyczące zmian w maturach.
Co konkretnie się zmieni? Po pierwsze, zdający będzie musiał osiągnąć wynik co najmniej 30 proc. z jednego egzaminu na poziomie rozszerzonym. Jak sądzi dyrektor CKE, dr Marcin Smolik, dzięki temu rozwiązaniu uczniowie będą bardziej odpowiedzialnie podejmować wybory dotyczące zdawanych przedmiotów (dotychczas na egzaminie rozszerzonym wystarczyło się pojawić), a także zwiększać liczbę wybieranych rozszerzeń.
Co do samych zmian w arkuszach, największą rewolucję przejdzie język polski. Zdający na poziomie podstawowym dostaną do ręki nie jedną – jak do tej pory – a dwie części z zadaniami do rozwiązania. W pierwszym będzie test na znajomość tekstów. Na ucznia będą czekać m.in. fragmenty utworów do rozpoznania, ale też zadania w stylu „przedstaw i uzasadnij”. W tej samej części maturzysta zmierzy się z czytaniem ze zrozumieniem. – Planujemy, że będą dwa teksty na zbliżony temat, które będzie trzeba ze sobą zderzać, wyszukać w nich podobieństwa, różnice, myśli wspólne – tłumaczy Marcin Smolik.
Druga część to wypracowanie. I tu jest największa zmiana. Maturzysta jak do tej pory otrzyma do wyboru dwa tematy, ale sposób ich sformułowania będzie inny niż dotąd. Aby wyczerpująco odnieść się do zawartego w nich problemu, trzeba będzie odwołać się do lektury, innego tekstu, ale też do konkretnych kontekstów. Bez znajomości obowiązkowej literatury i jej dobrego zrozumienia, uczeń nie będzie miał szansy na dobrą ocenę. CKE odejdzie też od narzucania uczniom formy pracy, a zatem zdający będzie mógł napisać np. esej, bardziej przypominający studencką formę pracy. Jak zapowiada Marcin Smolik, z jednej strony zdający otrzymają więc więcej wolności, ale z drugiej koniec z wodolejstwem. – Praca będzie musiała zostać osadzona w kontekście – filozoficznym, historycznym, mitologicznym, biblijnym – mówi.
Jak wynika z rozmów z ekspertami, taka forma nowej matury wymusza na szkołach kształtowanie czytających inteligentów. Nie będzie można już napisać egzaminu dojrzałości bez znajomości kanonu lektur i rozumienia ich treści. Obecnie to było możliwe – poznać streszczenie, nauczyć się kilku zgrabnych zdań o danej książce. – Uczeń znający „Małego Księcia” i „Władcę Pierścieni” mógł napisać pracę na każdy temat – komentuje jeden z nauczycieli.
Teraz poziom ma być wyższy, choćby dlatego, że uczeń będzie musiał popisać się wiedzą z konkretnej, wskazanej w zadaniu lektury. Ponadto egzaminator będzie musiał zwracać uwagę, czy praca jest na temat. To, że ktoś wie, kiedy urodził się Szekspir i w jakim okresie żył, nie będzie się liczyć, jeżeli ten fakt nie będzie wnosił czegoś do tematu eseju. Uczniowie będą musieli popisać się dużo większymi umiejętnościami krytycznoliterackimi.
Eksperci wskazują, że wyższa poprzeczka będzie widoczna szczególnie w części rozszerzonej egzaminu. – Porównując do lekcji WF, to tak jakby do tej pory kazać uczniom skakać przez płotek 45 cm. Każdy to jakoś robił – mniej lub bardziej zgrabnie. Teraz skok będzie miał powyżej metra i nie da się go wykonać bez odpowiedniego przygotowania – komentuje jeden z ekspertów.
Nowością będzie też to, że CKE zamierza rozdawać na matury tomiki z wyborem ponad 200 wierszy – antologia jest w opracowaniu. Będą utwory od starożytności po współczesność, a autorzy od polskich po zagranicznych. Będzie można z nich korzystać w czasie pisania pracy.
Zmienia się także czas: uczniowie dostaną na rozwiązanie poziomu podstawowego 210 minut. Obecnie jest 170 minut. Jak przyznaje jeden z ekspertów, rozważano nawet, żeby wydłużyć czas do 3,5 godziny. To jednak mogłoby spowodować, że dla niektórych uczniów egzamin trwałby ponad 4 godziny. Taki czas dla egzaminatorów i maturzystów byłby za długi. Jest także pomysł wydłużenia pracy do 500 słów – obecnie na poziomie rozszerzonym jest to 300 słów.
Inny będzie także sposób punktowania – dziś wypracowanie jest najważniejszą częścią matury. Od 2023 r. spadnie jego znaczenie i maturzysta otrzyma za nie maksymalnie połowę punktów z testu.
Inna będzie też forma egzaminu. Do tej pory uczeń dostawał do rozwiązania jeden arkusz z zadaniami. Teraz na ławce znajdą się trzy, każdy zawierać będzie jeden moduł testu. Po co rozdzielać arkusze na kilka części? Jak twierdzi Marcin Smolik, chodzi o to, by inaczej je sprawdzać. – Z punktu widzenia zdającego zmiana jest kosmetyczna, bo wszystkie arkusze dostanie w jednym momencie i dalej to on będzie decydować, na co poświęci ile czasu – jednak wpłynie to na ocenianie. Już od przyszłego roku mamy oddzielone arkusze na wypracowanie i test, żeby uniknąć tego, co obserwujemy od jakiegoś czasu, czyli efektu miłosierdzia egzaminatora i poszukiwania punktów na 30 proc. – tłumaczy Smolik. Teraz dzięki podziałowi pracy test jednego ucznia będzie sprawdzać dwóch egzaminatorów. Sam podział sprawdzania na wypracowanie i część testową – bez pozostałych zmian – będzie wprowadzony już w najbliższej sesji egzaminacyjnej.
Zdaniem ekspertów zmiany wymagają bardzo dobrego przygotowania egzaminatorów, bo ci nie dostaną klucza do sprawdzania zadań. Rzetelna ocena pracy będzie więc wymagała większego wysiłku od sprawdzających.
A co z innymi przedmiotami? Tam zmiany nie będą zbyt duże. W biologii, chemii i geografii arkusze egzaminacyjne drukowane będą w kolorze, co pozwoli zwiększyć różnorodność zadań. – Teraz mamy tak już w geografii, gdzie jest kolorowa wkładka. To daje możliwość wprowadzenia wszystkich geosatelitarnych kwestii, które są w podstawie programowej – mówi dyrektor CKE.
Smolik przekonuje, że zmiany zmierzają ku większej wadze matury. Chodzi o to, by szkoły wyższe, zwłaszcza te oblegane, były w stanie wyselekcjonować tych naprawdę najlepszych kandydatów. Ale także do tego, by zmusić młodych ludzi do innego sposobu myślenia i nabywania umiejętności, które są kluczowe również później, już w pracy – przedstawienia tematu zwięźle i krótko z odpowiednim uzasadnieniem. Koniec z umysłowym wodolejstwem.
Maturzysta musi umieć formułować myśli
Prof. Krzysztof Biedrzycki Wydział Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego
Matura z polskiego już niedługo będzie trudniejsza. To dobry kierunek?
Myślę, że istotniejsze niż samo utrudnianie bądź wprowadzanie progu punktowego jest to, jak matura będzie wyglądała. Jeśli z języka polskiego będzie się wymagało znajomości lektur, które są wskazane w podstawie programowej, może to rodzić dwa zagrożenia. Po pierwsze rzeczywiście będzie spora grupa młodych ludzi, która nie osiągnie 30 proc., bo np. nie przeczytali lektur lub nie poradzili sobie z ich zrozumieniem. Po drugie w czasie przygotowania do matury mogą królować streszczenia, gdzie uczeń znajduje esencję, to, co najważniejsze.
Jaki powinien być profil absolwenta matury? Bez czego nie powinien pójść dalej?
Matura na poziomie podstawowym jest przepustką na studia – wszystkie, nie tylko polonistyczne. Oznacza to, że uczeń zdając ją, powinien mieć dwie kompetencje. Pierwsza to kompetencja komunikacyjna – umiejętność formułowania myśli, świadomy odbiór cudzego przekazu. Lekarz musi wysłuchać pacjenta, naukowiec musi interpretować fakty, a każdy student będzie musiał napisać pracę magisterską. Druga kompetencja to swobodne poruszanie się w sferze własnej kultury.
Natomiast do studiów humanistycznych powinien prowadzić poziom rozszerzony i to rzeczywiście powinien być trudniejszy egzamin. Tak, by uczeń, który go zdał, spełniał oczekiwania wydziałów polonistyki czy lingwistyk. Warto z nimi konsultować poziom zadań.
Co jest najsłabszą stroną polskich uczniów? Na czym mogą się wyłożyć w czasie egzaminu?
Jak pokazują badania PISA, przeprowadzone jeszcze na ostatnich gimnazjalistach, uczniom w obszarze czytania idzie coraz lepiej. Bardzo źle radzą sobie natomiast z interpretacją, to od lat jest dużym problemem. Nie chodzi tu tylko o wiersze, choć tu widać kłopot najwyraźniej – na dotychczasowej maturze jedynie znikomy odsetek uczniów wybiera temat interpretacyjny.
Ale poloniści nie są odosobnieni, także matematycy widzą nieporadność uczniów tam, gdzie wchodzi w grę rozumowanie wymagające samodzielności intelektualnej. To wina między innymi dominującego sposobu uczenia, gdzie wciąż liczy się to, co podaje nauczyciel.
Matura ma szansę przełamać ten trend w szkołach?
Jeśli matura będzie wymagała większej samodzielności, nauczyciele będą musieli nad tym pracować. Chociaż z drugiej strony nie wiem, jak uczyć samodzielności, kiedy w podstawie programowej mamy tak dużo trudnych lektur obowiązkowych, które najpierw wymagają przedarcia się przez archaiczny i niezrozumiały dla uczniów język, a dopiero później pozwalają na pracę z interpretacją.