Ze względów epidemicznych placówki odchodzą od dyżurów. Tak będzie m.in. w Warszawie czy w Bielsku-Białej. – W związku z koronawirusem, w nadchodzące wakacje nie będzie zwyczajowej, jednomiesięcznej przerwy technicznej w bielskich przedszkolach – informuje wydział prasowy ratusza. Zostanie ona skrócona do dwóch tygodni, z uwagi na obowiązek urlopowy. To oznacza, że przez pozostałe sześć tygodni lata placówki będą działać normalnie. W związku z tym nie będzie zapisów na dyżur wakacyjny, a tym samym wymiany dzieci między przedszkolami. Powodem są względy bezpieczeństwa.
Podobnie będzie w stolicy. Warszawskie przedszkola nie będą działały w trybie dyżurowym jak dotychczas w wakacje, kiedy przyjmowały dzieci z różnych placówek.
– Chcemy tak zorganizować pracę, by maksymalnie ograniczyć możliwość przenoszenia wirusa i zapewnić wychowankom oraz pracownikom bezpieczne warunki pobytu – mówi Karolina Gałecka, rzeczniczka prasowa miasta. Dlatego, jak dodaje, przedszkola będą zamknięte tylko przez 2,5 tygodnia. Decyzje o przerwie mają podejmować dyrektorzy w porozumieniu z radą rodziców.
Podobne rozwiązanie ma w planach Bydgoszcz. Jak mówi Marta Stachowiak, rzeczniczka prasowa miasta, przerwa najprawdopodobniej wyniesie dwa tygodnie.
W pozostałych miastach, jak wynika z sondy DGP, wciąż jeszcze trwają narady w sprawie funkcjonowania przedszkoli latem. Władze samorządowe podkreślają, że to trudna decyzja, szczególnie ze względu na urlopy kadry.
– Z naszych informacji wynika, że niemal 82 proc. nauczycieli zatrudnionych na pełen etat nie wykorzystało średnio 10 dni urlopu na osobę – wylicza Marta Bartoszewicz, rzeczniczka prasowa Urzędu Miasta Olsztyn, podkreślając, że nauczycielom przysługuje 35 dni urlopu wypoczynkowego. Do tego dochodzą urlopy bieżące i spora liczba nadgodzin.
– Teraz, mimo zamknięcia placówek, nauczycielki wciąż pracują. Kontaktują się z dziećmi i rodzicami i informują, jakie prace powinny być wykonane, mają dyżury w przedszkolach i umawiają się z rodzicami na konsultacje. Wprawdzie nie ma nadgodzin, ale nie można nałożyć na nie obowiązku wykorzystywania urlopów – tłumaczy Marta Bartoszewicz.
Po drugiej stronie są rodzice. A część z nich może mieć problem z wzięciem urlopu podczas wakacji, gdyż musieli wykorzystać go wcześniej, po wprowadzeniu ograniczeń związanych z epidemią. – Musimy więc skrupulatnie przeanalizować sytuację i zastanowić się, jakie rozwiązanie będzie najodpowiedniejsze – mówi Bartoszewicz.
Prace nad letnim grafikiem, który może pomóc rodzicom, a jednocześnie będzie pozostawał w zgodzie z przepisami prawa oświatowego w zakresie urlopów, trwają też w Gdańsku. Miasto szuka rozwiązania w sytuacji np. zaplanowanego remontu placówki. Podobnie jest w Katowicach czy Łodzi.
– Łódzkie przedszkola prowadzone przez miasto będą pracować w czasie wakacji. Nie mamy natomiast jeszcze opracowanego modelu ich funkcjonowania – informuje rzeczniczka miasta.
Dyrektorzy placówek rozumieją potrzebę pracy przez całe wakacje. – Plusem jest to, że przedszkola będą przyjmowały latem tylko „swoje” dzieci, a nie całej dzielnicy. To pozwala zaplanować pracę, bo zna się nie tylko potrzeby maluchów, ale i oczekiwania oraz sposób postępowania rodziców. Wiemy chociażby, ile czasu dzieci będą spędzały w przedszkolu – mówi Anna Zabielska, dyrektor jednej z warszawskich placówek.
Marek Pleśniar, dyrektor Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty, zwraca jednak uwagę, że wyzwaniem może być ułożenie grafiku dla nauczycieli. – Szczególnie że wiele osób jest na zwolnieniu w obawie przed powrotem do pracy z powodu koronawirusa – mówi.
Wciąż nie wiadomo także, w warunkach jakich ograniczeń epidemicznych przyjdzie nauczycielom przedszkolnym pracować latem. – Zastanawiam się na przykład, czy piaskownice nadal będą wyłączone. Jeśli tak, to trudno będzie zapanować nad dziećmi – zauważa Anna Zabielska.
Pracownicy przeszkoli czekają więc na wytyczne, aby mogli zaplanować czas wychowankom, by placówki nie stały się latem wyłącznie przechowalnią dla najmłodszych.
– Już teraz opracowujemy własne standardy dezynfekcji pomieszczeń, zabawek. Ciągle jednak nie wiemy, co zrobić z leżakowaniem. Salki są małe, przez co łóżeczek nie da się rozstawić w odpowiedniej odległości. Rezygnacja z poobiedniej drzemki często nie wchodzi w grę – dzieci zasypiają na dywanie. Przed nami więc jeszcze sporo wyzwań – mówi dyrektorka jednego z poznańskich przedszkoli.