W czwartek wiceprezydent Warszawy Renata Kaznowska podała, że ponad 54 proc. kosztów bieżących utrzymania oświaty w Polsce ponoszą samorządy i ta kwota rośnie "w tempie zastraszającym".
Przed wakacjami przedstawiciele 10 największych miast zrzeszonych w Unii Metropolii Polskich złożyli w Ministerstwie Finansów wezwania do zapłaty na łączną kwotę ponad 103 mln zł kosztów poniesionych przez nich w 2017 r. w związku z dostosowaniem szkół do zmian w oświacie. Kaznowska została zapytana przez dziennikarzy o tę sprawę.
Jeśli chodzi o pozew, to potrzebujemy jeszcze parę tygodni - odpowiedziała. To bardzo długa procedura, pozew składamy z dziesięcioma miastami - wyjaśniała. Zapewniła, że samorządy "absolutnie nie wycofują się" z zapowiedzianego pozwu i będą się domagały zwrotu pieniędzy. W Warszawie jest to kwota około 80 mln zł i myślę, że warszawianki i warszawiacy doskonale będą wiedzieli, na co te pieniądze wydać - powiedziała. Dopytywana o kwotę wyjaśniła, że 60 milionów to pierwszy etap, a kolejny - około 20 mln - to pieniądze za bieżący rok. Zaznaczyła jednak, że to kwota szacunkowa, gdyż nie wpłynęły jeszcze wszystkie faktury.
Minister edukacji pytany był w czwartek na konferencji prasowej o zapowiedziany pozew. Czekamy na kroki prawne, jeżeli miast zdecyduje się takie kroki podjąć. Przypomnę, że pani prezydent Kaznowska mówiła, że m.st. Warszawa dostanie zero złotych na podwyższenie wynagrodzeń nauczycieli. My przedstawiamy szacunki, według których m.st. Warszawa otrzyma około 37 mln zł. Musimy zweryfikować dane, które przedstawia publicznie pani Kaznowska, bo czasami okazują się one do końca zgodne z prawdą - odpowiedział.
Na razie nie widziałem rachunku, o, którym mówiła pani wiceprezydent Warszawy. Spokojnie czekamy na pismo, które wyślą do sądu. Tak jak każdy podmiot publiczny mają prawo do tego, by korzystać z drogi cywilno-prawnej, czy sądowej, jeśli uznają, że gdzieś zostało złamane prawo. MEN działa zgodnie z polskim prawem, przyznaje zwiększone subwencje, przyznaje dodatkowe środki - choć nie musi tego robić - w ramach kilku co najmniej programów takich jak "Aktywna tablica", "Narodowy Program Rozwoju Czytelnictwa", rozwoju stołówek i jadalni szkolnych. I tego jakoś władze Warszawy nie zauważają, a szkoda - zaznaczył Piontkowski.
Odniósł się też do wypowiedzi, że w związku ze zwiększeniem wydatków na oświatę spowodowanych reformą może być problem np. ze sfinansowaniem zajęć pozalekcyjnych, czy takich akcji jak "Lato w mieście" czy "Zima w mieście".
Warto byłoby zapytać władze Warszawy na co wydają pieniądze ze zwiększonego PIT-u i CIT-u. Przypomnę, że porównując rok 2018 do 2017 r. wzrost (dochodu - PAP) z CIT w przypadku Warszawy to ponad 25 proc., a w przypadku PIT ponad 14 proc. Mając tak poważnie zwiększone dochody m.st. Warszawa wydaje bardzo podobny, a nawet mniejszy procent, na wydatki oświatowe w porównaniu z ogółem niż było poprzednio - powiedział Piontkowski.
Wydaje się, że coś chyba jest nie tak z zarządzaniem środkami publicznymi. Warto by pan prezydent (Warszawy Rafał) Trzaskowski przyjrzał się jak budżet jest wydatkowany w m.st. Warszawie - dodał minister edukacji.
Kaznowska podała także w czwartek, że w Warszawie brakuje 3899 nauczycieli. Poszukiwani są nauczyciele języka polskiego, matematyki, fizyki, chemii, biologii, języków obcych, szczególnie języka angielskiego. Mamy też bardzo duże problemy w technikach, w szkołach branżowych pierwszego stopnia - i te braki są naprawdę bardzo, bardzo duże - wyliczała.
Szef MEN odniósł się także do tej wypowiedzi. W mediach krążą jakieś mityczne informacje o 4 tys. nauczycieli, których podobno brakuje w Warszawie, a w bazie ofert pracy, którą prowadzi pani kurator (mazowiecka - PAP) mamy siedemset kilkadziesiąt ofert, czyli informacji, że np. jest jedna, dwie czy pięć godzin do danego przedmiotu - powiedział Piontkowski. Żeby uzupełnić w ubiegłym roku na 4 czy 5 września było ponad 900 ofert w bazie prowadzonej przez kuratora - powiedział Piontkowski.