W Polsce może na nie cierpieć nawet 300 tys. dzieci miedzy 4 a 14 rokiem życia. Nie ma im kto pomóc, bo w brakuje u nas specjalistów, którzy zajmują się tematem.

Reklama

Dziecko uważane jest w szkole za niezdolne lub niechętne. Znaczna część dzieci nie jest diagnozowana i nie otrzymuje żadnej pomocy – mówi dr hab. Magdalena Smoczyńska, psycholingwistka zajmująca się SLI w Instytucie Badań Edukacyjnych.

Do wykrywania SLI powinni być przygotowani logopedzi i psycholodzy. W Polsce o schorzeniu wiadomo jednak bardzo niewiele. Brakuje też narzędzi, które mogłyby pomóc to diagnozować. - Bez odpowiednich metod diagnostycznych to zaburzenie trudno ujawnić. Mało kto widzi, że dziecko wypowiada się tak, jakby było dużo młodsze, niż w rzeczywistości – przekonuje ekspertka. Te dzieci muszą zostać w Polsce zidentyfikowane i leczone. Jeśli nie pomożemy im teraz, później będą obciążać budżet państwa jako osoby bezrobotne – dodaje.

Nad stworzeniem testów, które by w tym pomogły właśnie kończy pracować specjalny zespół w IBE. Testy mają być gotowe na wrzesień 2015 roku. Publiczne poradnie psychologiczno-pedagogiczne mają je dostać za darmo. IBE chce też szkolić psychologów.

Tymczasem nierozpoznane schorzenie może mieć bardzo poważne konsekwencje w przyszłości. Jak wynika z danych Fundacji "ABCXXI - Cała Polska czyta dzieciom", na razie tylko 20 proc. dzieci ma szansę nadrobić zaległości, które powstają z powodu zaburzenia. Ludzie z SLI radzą sobie gorzej na wszystkich szczeblach edukacji, rzadziej znajdują pracę – wyjaśnia James Law, profesor na Wydziale Logopedii Uniwersytetu w Newcastle, który SLI zajmuje się w Wielkiej Brytanii. Według tamtejszych statystyk, jedno dziecko z SLI znajduje się w każdej szkolnej klasie – schorzeniem może być dotkniętych 7 proc. populacji.