Parlamentarzyści przekonują nas, że ustawa przejdzie - Prawo i Sprawiedliwość ma w Sejmie większość pozwalającą samodzielnie podejmować decyzje. A likwidację gimnazjów popiera sam lider formacji. Jarosław Kaczyński pisał o tym już w... 2011 roku, co skwapliwie przypomina się na sejmowych korytarzach.
Jarosław Kaczyński projektuje edukację
W książce "Polska naszych marzeń" przekonywał, że "gimnazja okazały się nieudanym pomysłem". - Teraz pytanie, co z tym zrobić, bo z jednej strony mamy kwestię trudności ciągłego reformowania, a z drugiej problem przełamania pewnego lobby, które powstało wokół gimnazjów - napisał. - Tam skupiły się różnego rodzaju interesy, tam jest już pewien system, pewna infrastruktura, więc nie będzie łatwo tego zmienić - dodawał.
Kaczyński w książce kreśli też wizję zmian.
- Optymalny byłby chyba jednak istniejący już kiedyś [system - red.] 8+4. Z tym, że trzeba by zrezygnować z tego, że osiem klas jest wymaganym minimum, bo to tylko podstawówka. Ale obowiązkowe 12 lat edukacji może się jednak okazać nierealistyczne. Matura dla każdego jest możliwa tylko przy drastycznym obniżeniu wymogów, co czyniłoby z niej fikcję - oceniał.
Zdaniem Jarosława Kaczyńskiegonie do przyjęcia jest funkcjonująca obecnie testomania. Prezes PiS porównuje naukę w szkole do nieustannych przygotowań do pierwszej komunii. I jako wzór dla Polski podaje... sowiecką Rosję: W spustoszonym kraju, jakim był ZSRR, który nie dysponował wielkim zasobem kulturowym [...] wyciśnięto coś z systemu edukacji, co pozwoliło stworzyć jednak światową potęgę w technice. To prawda, że w dużej części było to kradzione, ale jednak trzeba było potrafić to najpierw ukraść, a potem skopiować. Z drugiej strony funkcjonowała olbrzymia machina dyplomacji, wywiadu, a do tego potrzeba przecież mnóstwo zdolnych ludzi. I Sowieci mieli te szkoły zdolnych ludzi. A podstawą oceny i selekcji tych zdolnych uczniów była rozmowa, a nie testy.
Prezes PiS przekonuje także, że potrzebne jest kształcenie masowe, ale "najzdolniejsi powinni kończyć szkoły elitarne".
Kaczyński wspomina też okres rządów w MEN Romana Giertycha. - W latach 2005-2007 nie było tak, że w ministerstwie edukacji Roman Giertych realizował jakąś własną politykę. Realizował naszą linię, chociaż niestety z licznymi przegięciami, np. zastępując na liście lektur Gombrowicza Dobraczyńskim, co narażało go na śmieszność i niepotrzebne ataki - pisze.