Nauczyciele z ZNP będą manifestować w Warszawie już w sobotę 18 kwietnia. Przejdą spod Torwaru pod gmach Ministerstwa Edukacji Narodowej, a następnie – razem ze związkowcami z OPZZ, którzy przyjadą do stolicy indywidualnie – spotkają się pod kancelarią premiera. Manifestować ma łącznie 20 tys. osób. Nauczyciele domagają się między innymi, by minister Joanna Kluzik-Rostkowska wróciła do rozmów o podwyżkach płac. W tej sprawie odbyły się dwa spotkania. Do trzeciego nie doszło, jak twierdzą związkowcy, z winy minister. Będą też zwracać uwagę na inne problemy, między innymi przekazywanie szkół przez samorządy prywatnym podmiotom.
Samorządy nie kierują się przesłankami demograficznymi, tylko ekonomicznymi. Niemal w każdym województwie można znaleźć gminy, które pozbyły się szkół. W ostatnim czasie do listy dołączyły małopolskie Iwanowice – tłumaczy Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego. Dodaje, że minister edukacji swoimi wypowiedziami zachęca gminy do takiego postępowania. To dlatego ZNP przyniesie na manifestację balony z hasłem "Joanna robi nas w balona". – Pani minister niejednokrotnie ferowała negatywne wyroki o nauczycielach. Protestujemy przeciwko temu, że nie znając naszego zawodu, traktuje go jednowymiarowo. Chcielibyśmy upomnieć się o godność – dodaje.

CZYTAJ TEŻ: 50 tysięcy ludzi na manifestacjach w Warszawie. Nauczyciele najliczniejszą grupą>>>

Jeśli chodzi o podwyżki, związkowcy z ZNP chcą, by wynagrodzenia pedagogów zwiększyły się o 10 proc. Jeśli minister nie zacznie dialogu, grożą strajkiem w październiku.
Reklama
Z niemal identycznymi postulatami występuje drugi największy nauczycielski związek. Oświatowa Solidarność domaga się od MEN 9-procentowej waloryzacji wynagrodzeń nauczycieli i innych pracowników oświaty, zaprzestania likwidacji szkół i zwolnień nauczycieli, poprawy warunków pracy oraz przywrócenia wcześniejszych emerytur dla pedagogów.
Członkowie Solidarności także planują manifestację. Do Warszawy przyjadą dziesięć dni po ZNP. Oni też nie wykluczają strajku. Do wczoraj jej członkowie mieli wchodzić w spory zbiorowe z samorządami. To otwiera drogę do dalszych działań.
Dlaczego nie wystąpią z postulatami wspólnie? Między związkami iskrzy od dawna. O co chodzi? Pewnie o to, co zwykle: o rząd dusz. Ale o tym związkowcy mówią niechętnie. – Manifestację ZNP prowadzi razem z OPZZ. Próbowaliśmy nawiązać w tej sprawie kontakt, ale nie wyszło. Centrale się nie dogadały – mówi Ryszard Proksa, przewodniczący Krajowej Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność”. – Nie ma tu żadnych animozji – zapewnia.
Sławomir Broniarz przekonuje jednak, że Solidarność została do udziału w protestach zaproszona, więc gdyby tamci związkowcy chcieli, mogliby się dołączyć. Ale nie zrobili tego. – Pani minister twierdzi, że Solidarność akceptuje zmiany w Karcie nauczyciela – dodaje prezes ZNP. – Musimy sobie wyjaśnić, czy to prawda. Publicznego dementi ze strony Solidarności nie słyszałem.
Na związkowej przepychance najwięcej zyskuje MEN, które w zależności od tematu może wybierać spośród związków partnera do rozmów. Najbardziej tracą nauczyciele. Minister Kluzik-Rostkowska w rozmowie z DGP twardo zapowiada, że na większe zmiany w oświacie można liczyć dopiero po wyborach. A i to pod warunkiem, że pedagodzy przystąpią do rozmów o Karcie nauczyciela.