- Z elementarza mojego syna wypadły kartki. Nawet pomimo że używał go normalnie - skarży się rodzic sześciolatka z warszawskiej szkoły podstawowej. - Chciałem zszyć książkę w firmie, ale okazało się, że z biura zniknął zszywacz na długiej rączce. Do szkoły swojego dziecka zabrał go kolega. Wspólnie zszywają całej klasie - relacjonuje i dodaje, że książki rozpadają się nawet od normalnego użytkowania.
Inna mama, która napisała do redakcji, elementarz z synem sklejała na własną rękę. Nie chcą płacić za wymianę książki, z której dziecko korzystało niecałe dwa miesiące. Bo, jeśli dziecko zniszczy "Nasz Elementarz", szkoła może zażądać od rodziców opłaty. Koszt jednej części to 4,34 zł. Pieniądze należy przelać na konto MEN.
- Wiem, że wielu dyrektorów po prostu kupuje zszywacze i naprawia elementarze na własną rękę - mówi nam Jolanta Misiak z kuratorium oświaty w Lublinie. - Nawet pisaliśmy komentarz do MEN, żeby w przypadku kolejnych części zastosowano inną technikę. Druga część elementarza wykonana jest jednak dokładnie w ten sam sposób - dodaje. Z zimowej części nauczyciele mają wykładać już od początku grudnia.
Czy pierwszaki, które pójdą do szkoły w przyszłym roku będą uczyć się ze zniszczonych książek? MEN uspokaja. - Jeśli z podręcznikiem coś się stanie, rodzice powinni to zgłosić nauczycielom, a ten dyrektorowi. Wydrukowaliśmy dużo więcej książek, każde kuratorium ma u siebie rezerwę - mówi Joanna Dębek, rzeczniczka resortu i dodaje, że skalę zniszczeń będzie można oceniać dopiero, kiedy szkoły skończą pracować z pierwszą częścią. Czyli pod koniec miesiąca.
-W razie czego elementarzy można dodrukować - podsumowuje.
Kuratorzy przyznają, że jak na razie nie dostają wielu próśb o nowe podręczniki, więc w biurach leżą jeszcze duże zapasy. -Tylko w jednym przypadku zamówiono od nas książki z powodu zniszczenia - mówi Anna Wietrzyk z kuratorium oświaty w Katowicach (na jego terenie uczą się 63 tys. pierwszaków). W Białymstoku wymieniono 29 sztuk. - Dziewięć w przypadku części I i 20 - części drugiej. Powodem dokonanej wymiany książek były m.in. wypadające kartki, brak stron - mówi Hanna Marek, rzeczniczka tamtejszego kuratorium.
To, że zniszczonych książek jest mało może mieć też inną przyczynę - choć z "Naszego elementarza" korzystają oficjalnie prawie wszystkie szkoły, w części z nich nauczyciele nieoficjalnie proszą rodziców o zamówienie innych podręczników.
- Pani powiedziała, że są dobre podręczniki, ale szkoła nie może ich kupić, bo nie ma już pieniędzy. Zrobiliśmy więc zrzutkę, jedna mama poszła do księgarni i rozdała dodatkowe materiały dzieciom. Rządowe kurzą się na półkach - napisał nam jeden ze stołecznych rodziców.
Inni żartowali o "tajnych kompletach" (nauczyciele nie mają prawa żądać od rodziców dodatkowych pieniędzy, bo szkoły dostały też dotację z MEN, która ma pokryć wszystkie wydatki na podręczniki).
W części szkół elementarz spotkał jeszcze dziwniejszy los - książki mają leżeć zamknięte w bibliotekach i mają być tylko wypożyczane uczniom do domów. Prace domowe uczniowie mają odrabiać z wersją online dostępną na stronach MEN. Wszystko po to, by wytrzymały trzy lata.