Niemal jedna trzecia tegorocznych maturzystów nie zdała egzaminu dojrzałości. Co dziesiąty nie poradził sobie z więcej niż jednym przedmiotem. Dla porównania: w 2013 roku egzamin w majowej sesji zdało 81 proc. podchodzących do niego, a w 2012 – 80 proc (CZYTAJ WIĘCEJ O WYNIKACH MATUR >>>).

Reklama

Zamiast szukać winy po stronie przygotowujących i sprawdzającej testy, czyli Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, czy też nauczycieli, na konferencji, podczas której ogłoszono wyniki egzaminu, minister Joanna Kluzik-Rostkowska zwróciła ostrze ataku w w stronę… uczniów.

- Te dzieci zdały gorzej test szóstoklasisty i egzamin gimnazjalny. Zastanawiamy się, co się stało, że cały rocznik przez cały proces nauczania wypadał gorzej – powiedziała dziennikarzom. Samym uczniom poradziła, by spędzili wakacje, ucząc się do sierpniowej poprawki. Może do niej przystąpić 19 proc. spośród wszystkich uczniów - to ci, którzy nie zdali jednego przedmiotu.

Przekaz minister wzmocnił zaproszony na konferencję prof. Zbigniew Marciniak z Konfederacji Rektorów Akademickich Szkół Polskich. - Ten, kto nie potrafił uzyskać minimalnego progu, na studia się nie nadaje – powiedział i dziękował MEN za to, że zdjęło z uczelni obowiązek rekrutacji.

Reklama

Podejście urzędników oburzyło licealistów zdających tegoroczną maturę. Frustrację widać na forach internetowych i słychać w rozmowach z maturzystami. Jakub z Łodzi: - U mnie w liceum nie zdały cztery osoby, wszystkie przez matematykę. Faktycznie, łatwa nie była – poprzednie arkusze rozwiązywałem średnio na 90 proc., teraz dostałem 76 proc. O tym, że matura była trudniejsza, są przekonani też ci z moich kolegów, którzy podchodzili do niej po raz drugi, by poprawić swój zeszłoroczny wynik. Inny Jakub, który maturę zdawał w Warszawie, ocenia matematykę podobnie. – Każdy arkusz, który robiłem w domu, dawał mi wynik ponad 90, z centralnej mam 70 - mówi.

- Zadania otwarte oceniam jako dość trudne, jedno z nich nawet bardzo. Zrobiłam je, ale straciłam na to mnóstwo czasu, kreśliłam wszystko pięć razy – mówi Jagoda, która ukończyła liceum nastawione głównie na matematykę. Maturzystka dodaje, że nawet w jej szkole nie wszystkim udało się zmierzyć z tym zadaniem.

O tym, że arkusze były trudniejsze, plotkowano w internecie już kilka tygodni przed ogłoszeniem wyników – szacunek, że jedna trzecia uczniów nie zda, jako pierwszy podał na swoim blogu nauczyciel Dariusz Chętkowski. Urzędnicy zaprzeczali. Szef Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, Marcin Smolik, mówił w wywiadzie dla DGP: Wszystkie osoby, które opanowały wiadomości i umiejętności określone w standardach wymagań egzaminacyjnych, egzamin zdadzą. Te osoby, które nie opanowały - nie zdadzą.

Reklama

Jak jednak tłumaczyć to, że nagle, w jednym roczniku, umiejętności koniecznych, by zdać egzamin dojrzałości nie opanowało o 10 proc. więcej uczniów niż w poprzednich latach? Odpowiedzi ze strony urzędników, poza wspomnianymi już ogólnikami, nie ma.

Tymczasem socjolodzy próbują wyjaśniać to na własną rękę. Wojciech Krzysztofiak, filozof i bloger "Newsweeka" nazwał wyniki tegorocznej matury polityczną rzezią. Tuż po ich ogłoszeniu komentował na swojej stronie: Zdając egzamin poprawkowy pod koniec sierpnia, maturzysta jest w stanie "rekrutować się" wyłącznie – z powodu uniwersyteckich praktyk rekrutacyjnych – na studia w tzw. wyższych szkołach zawodowych (wymyślonych przez Kudrycką) lub w prywatnych uczelniach na ogół w odpłatnym trybie zaocznym. Bez wątpienia "oblanie" na maturze o 10 proc. więcej uczniów niż w roku ubiegłym służy temu, aby uniwersytety nie "wyczyściły" rynku uczniów; aby pozostawić "kawałek rynkowego tortu edukacyjnego" szkołom prywatnym.

Inne teorie mieli też sami maturzyści. Jedna z komentatorek bloga nauczyciela Dariusza Chętkowskiego napisała: Przygotowuje się nas pod schematy, bardzo powtarzalne arkusze, a w tym roku po raz pierwszy postawiono na to, abyśmy się rozwinęli. Tylko dlaczego wcześniej nikt nam nie powiedział, że tak ogóle można?

Na to, że matura bardzo zmieniła się od ubiegłego roku, zwrócili uwagę też inni internauci. Maturzystka XXI LO Łódź: Zarówno na egzaminie gimnazjalnym, jak i na maturze obecni 19-latkowie zostali zalani falą niesztampowych zadań. IgaMaturzystka: Rocznik 95 jest rocznikiem zaraz przed reformą i już na nim zaczynają wprowadzać zmiany. Najpierw na egzaminie gimnazjalnym, gdzie pierwszy raz na teście humanistycznym było tak dużo zadań z historii, a teraz na maturze, gdzie CKE odeszło od typowych zadań maturalnych. Chciałabym podkreślić, że np. matura z matematyki rozszerzonej przez 3 poprzednie lata opierała się na tego samego rodzaju zadaniach, a w tym roku nastąpiła zmiana. Zadania były innego typu, znacznie trudniejsze.

Maturzyści przekonują, że trudniejszy był cały egzamin. Jagoda ocenia, że bardzo podniesiono poziom trudności arkuszy rozszerzonych z matematyki i fizyki. Podobnego zdania jest Jakub z Łodzi. - Zdawałem rozszerzoną chemię, większość zadań wymagała wiedzy fizycznej i matematycznej, a chemii organicznej i nieorganicznej było może 40 proc. – ocenia i dodaje, że problemem była dla niego też liczba zadań. W rozszerzonym arkuszu z chemii – 39. Dla porównania, w roku 2013 było ich 31, a w 2012 – 37. O tym, jak wpłynie to na wyniki uczniów, będzie można zobaczyć 25 sierpnia, kiedy CKE opublikuje pełne wyniki matur.

Maturzyści już mają swoje teorie. Znów komentarz z bloga Chętkowskiego: W tym roku poszło fatalnie, ostatni rocznik tego programu, głupszy jakiś, a za rok objawią się geniusze, pokażą wszystkim, jak fantastyczna jest reforma. Szkoda tylko nas. I z serwisu dziennik.pl: To jest polityka MEN-u. W przyszłym roku jest nowa podstawa i nowa matura. Zapewne ministerstwo ogłosi sukces, bo zdadzą dużo lepiej, ale żeby tak było, trzeba w tym roku podkręcić poziom. Za długo pracuję w szkole, żeby tego nie widzieć.

CZYTAJ TAKŻE: Nie będzie lektur, a to będzie polityka. Taka będzie MATURA Z POLSKIEGO 2015 >>>