Na pytanie, kiedy referendum będzie ogłoszone, Sławomir Broniarz odparł, że "na pewno, jeśli taka będzie wola ZNP, to będzie wrzesień tego roku". - Nie przesądzałbym konkretnej daty, bo referendum musi wynikać z decyzji ciała statutowego - dodał w rozmowie z Beatą Lubecką.

Reklama

Przyznał także, że pod uwagę brane są różne formy strajku. - Trwają dyskusje na ten temat. Strajk jest jednym z istotnych elementów tej debaty. Różne formy tego strajku są projektowane - mówił na antenie Radia ZET.

- Strajk włoski to próba pokazania, jak wiele zadań wykonuje nauczyciel, o których ani rodzice, ani samorządy nawet nie wiedzą, a na których zbudowana jest cała istota budowania edukacji - ocenił przewodniczący ZNP. - Jestem raczej zwolennikiem tego, żeby strajk polegał na całkowitym wstrzymaniu się od pracy - dodał.

Skomentował również słowa ministra edukacji narodowej Dariusza Piontkowskiego, który głośno zastanawiał się w mediach, czy zawieszenie strajku na kilka miesięcy jest dopuszczalne pod względem formalno-prawnym.

- Cenię uwagi pana ministra, ale wolałbym posługiwać się uwagami prawników, a niekoniecznie ministra, polityka. Więc poczekajmy, co na to powiedzą prawnicy. Zdaniem prawników, o których zdanie zabiegamy i na których zdanie liczymy, i słuchamy, zawieszenie strajku i jego odwieszenie wymaga w przypadku przystąpienia do strajku decyzji w postaci referendum - oznajmił Broniarz.

Reklama

Zapytany o nastroje wśród nauczycieli co do wznowienia strajku, odparł, że są one "bardzo zróżnicowane". - One zależą od tego, z kim rozmawiamy. Jeżeli to są nauczyciele małych środowisk, tych naprawdę sponiewieranych w wielu wypadkach i przez rodziców, i przez władze samorządowe, przez polityków z posłami włącznie, tam ten entuzjazm jest dosyć zróżnicowany - zauważył. Broniarz. - W dużych miastach, w dużych ośrodkach jest większa determinacja i tam jest także większa gotowość. Tam także była duża niechęć do zaakceptowania decyzji o zawieszeniu strajku - dodał.

Reklama

Odniósł się również do słów szefa MEN, który strajk nauczycieli określił mianem "cyrku".

- Pan minister w ostatnim okresie miał wiele barwnych wypowiedzi. Szkoda czasu antenowego na komentowanie wszystkich. To była wypowiedź obraźliwa, niesprawiedliwa i wydaje się, że nie przystoi osobie pełniącej rolę ministra, i to konstytucyjnego ministra, a przede wszystkim nauczycielowi dla takiego poniżającego te 600 tysięcy osób stwierdzenia - ocenił.

Dodał przy tym, że "związek nawet zaprosił pana ministra na najbliższe posiedzenie zarządu głównego". - Z mediów dowiedziałem się, że pan minister nie widział tego zaproszenia, aczkolwiek tego samego dnia, kiedy je zapowiadaliśmy, czyli w ubiegłym tygodniu, zaproszenie zostało do niego zawiezione. Jest potrzeba rozmowy, ale także jedno zdanie komentarza: jeśli pan minister posługuje się tego rodzaju obraźliwymi stwierdzeniami czy wypowiedziami, które utrudniać będą tę komunikację, musi sobie z tego zdawać sprawę, że z tym partnerem musi siąść do rozmów i tego rodzaju stwierdzenia niczego nie poprawiają. Wręcz przeciwnie, stwarzają nową barierę, dystans, a to jest rzecz absolutnie niepotrzebna - powiedział.

- Minister edukacji narodowej pani Anna Zalewska nie chciała korzystać z zaproszeń ZNP. Mam nadzieję, że pan minister Piontkowski złamie tę złą tradycję. Natomiast nie zamierzamy z tego powodu wylewać łez. Konsekwentnie w każdym nadarzającym się momencie i stosownej sytuacji będziemy prosili pana ministra o rozmowę, bo ta rozmowa jest potrzebna, dlatego że edukacja wymaga zmian - oświadczył.

Trwa ładowanie wpisu

Zauważył również, że nie podziela opinii Anny Zalewskiej co do sukcesu reformy edukacji. - Nie podzielam jej, pewnie nie podziela jej znaczna część społeczeństwa, która protestowała przeciwko likwidacji gimnazjów - powiedział. - Zobaczymy 2 września, jak zareagują na ten rzekomo dobrze przygotowany projekt pod nazwą likwidacja gimnazjów i podwójny rocznik rodzice, uczniowie, samorządy - dodał.

Odniósł się także do debaty o Karcie Nauczyciela i rządowych podwyżkach obiecanych i wynegocjowanych przez Solidarność.

- Jeżeli ktoś pamięta lekturę "Dziennika Gazety Prawnej" z lutego, to już wtedy była zapowiedź, czym się skończy to porozumienie. To był luty, a porozumienie podpisano 7 kwietnia. Zwracamy uwagę na to, że ten projekt poselski to jest także próba ominięcia dyskusji z partnerem społecznym, próba ominięcia związków zawodowych - ocenił.