Prawie 49 proc. respondentów dobrze ocenia przyjęcie przez rząd ustawy, która umożliwi dopuszczenie do matur uczniów, gdyby nie odbyły się rady pedagogiczne ze względu na strajk nauczycieli. Przeciwnego zdania jest 43 proc. badanych, a ponad 8 proc. nie ma zdania na ten temat.

Reklama

Sam protest nauczycieli oraz jego forma wzbudził mieszane uczucia wśród uczestników naszego sondażu. Blisko 47,8 proc. ankietowanych go poparła i niemal tyle samo (48,3 proc.) jest jemu przeciwna. Tylko niecałych 4 proc. badanych nie ma wyrobionej opinii.

Mimo że - zgodnie ze wcześniejszymi zapowiedziami Związku Nauczycielstwa Polskiego - od wczoraj ogólnopolski strajk jest zawieszony, prezydent Andrzej Duda podpisał w piątek nowelizację ustaw o systemie oświaty i Prawo oświatowe.

Trwa ładowanie wpisu

Nowelizacja zakłada, że jeśli nauczyciele nie przeprowadzą klasyfikacji uczniów, która umożliwi im podejście do matury, zrobi to za nich dyrektor szkoły. Jeśli zaś on nie wywiąże się z tego obowiązku, zrobi to organ prowadzący - najczęściej wójt, burmistrz lub prezydent miasta - wyznaczając jakiegoś nauczyciela.

Jak wynika z najnowszego sondażu, Polacy są mocno podzieleni w ocenie sytuacji. Blisko połowa (48,7 proc.) ankietowanych „zdecydowanie” lub „raczej” dobrze oceniła działania rządu w tej kwestii, zaś przeciwnego zdania jest 43 proc.

Najwięcej uznania decyzje rządu wzbudzają wśród młodych respondentów w wieku 18-29 lat (74 proc. popiera te działania, tylko 26 proc. nie). Starsi obywatele wykazują już mniej zrozumienia (np. osoby w wieku 50-59 lat: 43 proc. ocenia pozytywnie, a 49 proc. - negatywnie).

Poparcie dla „nadzwyczajnych” działań rządu ws. matur największe jest wśród mieszkańców wsi, małych (do 50 tys. osób) oraz średnich miast (do 250 tys.). Tam z reguły pozytywnie zmiany ocenia ponad 50 proc. ankietowanych. Bardziej krytyczni są mieszkańcy dużych miast (250-500 tys.) i największych metropolii (powyżej 500 tys. osób). Tu nowelizację ustawy pozytywnie ocenia odpowiednio: 41 proc. ankietowanych (przy 52 proc. ocen negatywnych) oraz 34 proc. (przy 63 proc. ocen negatywnych).

Zmiany w prawie oświatowym wzbudziły spore kontrowersje. Jak tłumaczą politycy PiS, jest to forma zabezpieczenia się na wypadek, gdyby gdzieś w Polsce jednak doszło do problemów z klasyfikacją uczniów i maturami. Takie regulacje dają też rządowi furtkę do radzenia sobie z protestami nauczycieli na przyszłość. Opozycja krytykowała rząd za działanie na ostatnią chwilę, dążenie do rozegrania nauczycieli, zamiast szukania z nimi porozumienia, oraz przerzucanie zadań na zaskoczonych tymi działaniami samorządowców.

Reklama

Ci ostatni wskazywali np., że ustawa ignoruje kwestię ochrony danych osobowych uczniów, nie precyzuje, w jaki sposób samorząd powinien wyznaczyć nauczyciela (m.in. skąd powinien się wywodzić, jaką formę zatrudnienia mu zaoferować) i co zrobić w sytuacji, gdy żaden chętny do klasyfikacji uczniów się nie znajdzie. Włodarze przekonywali, że swoim działaniem rząd oddala od siebie odpowiedzialność za ryzyko nieprzeprowadzenia egzaminów dojrzałości. Dopytywali chociażby, dlaczego rząd pominął w nowych rozwiązaniach rolę kuratorów oświaty. Wątpliwości budził też sposób wdrożenia zmian - choć mowa o ustawie rządowej, ta nie przeszła wymaganego przy tego typu projektach procesu konsultacji i została w iście ekspresowym tempie przeprowadzona przez parlament.

Szef Kancelarii Premiera Michał Dworczyk tłumaczył zmiany oraz tempo ich wdrożenia wyjątkową sytuacją, w jakiej znaleźli się przyszli abiturienci. Nie zabrakło również krytyki skierowanej w stronę protestującego środowiska nauczycielskiego, które - zdaniem polityków PiS - wzięło dzieci za „zakładników”.

Ogólnopolskie badanie IBRiS dla Dziennika Gazety Prawnej, Dziennik.pl i RMF FM zostało wykonane w dniach 26-27 kwietnia na grupie 1100 osób (metodą CATI).