Trwa zapowiadany od kilku miesięcy strajk nauczycieli. Rząd porozumiał się jedynie z oświatową Solidarnością, która przystała na podniesienie pensji o 5 proc. z wyrównaniem od stycznia 2019 r. oraz na drugą podwyżkę we wrześniu tego roku o 9,6 proc. Oprócz tego wynegocjowano m.in. skrócenie stażu nauczyciela stażysty do dziewięciu miesięcy oraz ustalono kwotę dodatku za wychowawstwo na poziomie nie mniejszym niż 300 zł.
Sęk w tym, że wszystkich nauczycieli jest ok. 700 tys., z czego najwięcej – blisko 200 tys. – w Związku Nauczycielstwa Polskiego, a w Solidarności ledwie 80 tys. Większość protestujących nadal uważa, że ich postulaty nie zostały uwzględnione. Oświatowa Solidarność też nie jest jednomyślna – przeciwko porozumieniu z rządem zaprotestowały regionalne sekcje oświaty i wychowania w Wielkopolsce, na Dolnym Śląsku i w zarządzie śląsko-dąbrowskim. W ten wtorek Związek Nauczycielstwa Polskiego i Forum Związków Zawodowych odrzuciły kolejną ofertę rządu. ZNP wycofał się z początkowego żądania 1 tys. zł podwyżki dla każdego pracownika oświaty. Teraz twardo opowiada się za podwyżką uposażeń o 30 proc. w dwóch ratach po 15 proc. – od stycznia i do września 2019 r. Rząd nie chce spełnić tego postulatu.
W internecie można obejrzeć paski wynagrodzeń udostępniane przez nauczycieli. Pracownicy z kilkudziesięcioletnim doświadczeniem w pracy przy tablicy nie są w stanie zarobić nawet średniej krajowej.
Na zmywak między semestrami
Irena z Podkarpacia w tym roku skończyła sześćdziesiątkę. Przy tablicy od 34 lat. W każdej chwili może odejść na emeryturę, ale nie chce. Czuje się na siłach i czuje się potrzebna uczniom oraz rodzicom i dyrektorce, którzy nalegają, aby została. Ma etat, a w tym roku pierwszy raz od dawna wypadły jej dodatkowo płatne nadgodziny. Tylko pieniędzy mimo wszystko brakuje.