Pomysł padł na spotkaniu minister edukacji z działaczami oświatowej Solidarności. Ma być odpowiedzią na szacunki związkowców, którzy mówią o 35 tys. nauczycieli zagrożonych zwolnieniami z powodu likwidacji gimnazjów. Według zamysłu Anny Zalewskiej w okresie przejściowym kuratorzy oświaty mają tworzyć wojewódzkie listy, a dyrektorzy szkół, szukając do pracy nowych nauczycieli, będą zobligowani sprawdzić, czy nie ma na nich odpowiednich kandydatów. Wpisane na listę osoby będą miały prawo do zatrudnienia w pierwszej kolejności.
Więcej szczegółów nie usłyszeliśmy - relacjonuje przewodniczący oświatowej Solidarności Ryszard Proksa. Przyznaje jednak, że nawet jeśli MEN wprowadzi pomysł w życie, jego egzekwowanie będzie bardzo trudne. Taki obowiązek musiałby zostać zapisany w ustawie, a kuratorzy musieliby opiniować arkusze organizacyjne, określające zasady działania szkół. Na razie to myślenie życzeniowe, samorządy nie będą chętne do przyjmowania nauczycieli z innych gmin czy powiatów. Będą raczej uzupełniać niepełne etaty lub dawać swoim nadgodziny - przekonuje. Tego jednak minister chce zakazać. Podczas spotkania ze związkowcami zapewniła, że zamierza ograniczyć ponadwymiarowe godziny.
Kuratorzy o szczegółach pomysłu nic nie wiedzą. Podczas ostatniego spotkania nie było o tym mowy - słyszymy między innymi w Opolu i Kielcach. Związkowcy zaproponowali resortowi, żeby w ramach pakietu osłonowego przywrócić prawo nauczycieli do przechodzenia na wcześniejszą emeryturę i wydłużyć tzw. stan nieczynny, który w razie np. likwidacji placówki da pedagogom przez sześć miesięcy prawo do wynagrodzenia.
Obawy związkowców nie muszą się ziścić. Już teraz w związku z cofnięciem sześciolatków do zerówki z pracy miało odejść 8 tys. nauczycieli. Przeprowadzona w kilkudziesięciu gminach sonda DGP pokazuje, że masowych zwolnień nie ma. Część nauczycieli od edukacji wczesnoszkolnej znalazła zatrudnienie w klasach pierwszych, stworzonych tylko dla sześciolatków, a pozostali zostali zatrudnieni w oddziałach przedszkolnych, które zorganizowano w szkołach podstawowych - mówi Witold Stefański, naczelnik wydziału oświaty w Policach (woj. zachodniopomorskie). ⒸⓅ
Aby go zobaczyć przejdź do strony z najnowszymi komentarzami.