Na ponad 2,6 tys. nauczycieli, którzy wypowiedzieli się w sondzie przeprowadzonej przez "Głos Nauczycielski" – gazetę Związku Nauczycielstwa Polskiego – 31 proc. jest przychylnych pomysłom, które na zmiany w edukacji przedstawiła minister Anna Zalewska. Przypomnijmy: chodzi o modyfikację struktury szkolnictwa na model 8+4, zamiast obowiązującego od 1999 r.: 6+3+3. – Źle to wróży reformie, bo żadna tego typu zmiana się nie uda, jeśli osoby, których dotyczy, dla których jest wprowadzana, nie mają przekonania o sensie tej operacji – oceniają redaktorzy „Głosu”. Związkowcy przekonują jednak, że wyniki sondy są zaskakujące. Mało kto spodziewał się że reforma, która mocno dotknie nauczycieli, zyska wśród nich sympatię.
– Z naszego rozeznania wśród nauczycieli wynika, że ocena reformy zależy przede wszystkim od miejsca pracy – mówi Magdalena Kaszulanis ze ZNP. – Lepiej o zapowiadanych przez minister zmianach wypowiadają się nauczyciele zatrudnieni w liceach. Im dojdzie dodatkowy rocznik uczniów, będą więc mieli więcej pracy. Najgorzej pomysły MEN oceniają nauczyciele gimnazjów, to ich miejsca pracy zostaną zlikwidowane – przekonuje.
Co podoba się w zmianie tym pedagogom, którzy ją popierają? Fizyk, 25 lat doświadczenia, z miasta powiatowego: – Czteroletnie liceum to świetny pomysł. Minister ma rację, że obecnie szkoła średnia to 2,5-letni kurs przygotowujący do matury. Nie ma czasu na pogłębianie z uczniami wiedzy, bo trzeba pędzić z programem. Cieszy mnie też zapowiedziane odejście od profilowania. To, że młody człowiek w liceum przestaje mieć kontakt z przedmiotami humanistycznymi, albo odwrotnie – ścisłymi, jest absurdem. Absolwent liceum powinien być wszechstronnie wykształcony – ocenia i dodaje, że z tego powodu popiera też rozdzielenie przedmiotów w szkole podstawowej. Dziś dzieci uczą się przyrody oraz historii i społeczeństwa.
Nauczycielka języka polskiego w szkole podstawowej z Torunia: – Podoba mi się rezygnacja z testu szóstoklasisty. Był to niepotrzebnie stresujący egzamin. Nie ma co ukrywać, że pozwalał bardzo wcześnie, bo w wieku 12 lat, selekcjonować uczniów na lepszych i gorszych. Ci, którzy mieli pieniądze albo naprawdę zdolne dzieci, posyłali je do gimnazjów poza rejonem – mówi. – Dwa lata dłużej w jednej szkole pozwolą dalej rozwijać umiejętności dziecka, sprawdzić, w czym jest dobre, przygotować do liceum.
Reformę popierają także niektórzy nauczyciele gimnazjów. Wychowawczyni ze szkoły społecznej w Warszawie: – Oczywiście drżę o swoje miejsce pracy, nikt u nas nie wie, czy za rok będzie pracował. Ale z wychowawczego punktu widzenia wprowadzenie gimnazjów było tragedią i cieszę się, że z tego pomysłu resort się wycofuje. Wchodząc do nowej szkoły, dzieci przez pierwszy rok walczą o miejsce w grupie, to z punktu widzenia rozwoju zupełnie stracony czas. Kiedy były w ośmioklasowej szkole podstawowej, ten najtrudniejszy okres rozwoju udało się opanować. W ósmej klasie motywacją było to, że za chwilę będą zdawać egzaminy do liceum. W pierwszej – to, że chodzili do szkoły już z prawie dorosłymi ludźmi. Powaga zobowiązywała – ocenia.
Nauczyciele zwracają jednak uwagę, że reforma na razie rodzi się w chaosie. Nadal nie jest pewne, jak ostatecznie będzie wyglądać system szkolny, nie ma jeszcze programów nauczania. MEN zapowiada, że pokaże to w połowie września.
Na razie MEN wycofuje się z pomysłu stworzenia szkół powszechnych. Według najnowszego scenariusza rozważanego w resorcie uczniowie nadal mają spędzać osiem lat w jednej szkole, ale – jak do tej pory – będzie nazywać się ona podstawówką. O zmianie planów nieoficjalnie mówią urzędnicy w resorcie. Potwierdzają też liderzy nauczycielskich związków zawodowych. – Minister Zalewska zapowiedziała podczas spotkania z nami, że MEN odchodzi od pomysłu zmiany nazwy ze względu na koszty – twierdzi Grzegorz Gruchlik, wiceprzewodniczący ZNP. MEN ani nie potwierdza, ani nie zaprzecza.
Według naszych informacji urzędnicy resortu mieli przeliczyć koszt wymiany tablic, pieczątek itd. Przestraszyć mieli się także odpraw dla nauczycieli i dyrektorów z przekształcanych szkół. W obecnym stanie prawnym nie ma możliwości płynnej zmiany jednej szkoły w drugą – podstawówkę należałoby zlikwidować, a w jej miejsce powołać szkołę powszechną. To z kolei wymagałoby wypłacenia odpraw wszystkim zwolnionym nauczycielom – dla nauczyciela mianowanego to ok. 16 tys. zł, dla dyplomowanego – blisko 19 tys. Łącznie samorządy musiałyby wydać na ten cel minimum 2,7 mld zł.
Ministerstwo szykuje modelowe szkoły
MEN rozpoczęło wprowadzanie do systemu oświaty szkół ćwiczeń. Mają to być wzorowo prowadzone placówki, w których będą mogli kształcić się przyszli nauczyciele, a także podnosić kompetencje ci, którzy już uczą. Podległy resortowi Ośrodek Rozwoju Edukacji właśnie powołał zespół 16 ekspertów, który ma zająć się opracowaniem pomysłu na to, jak te placówki mają działać.
Projekt Szkoła Ćwiczeń ma trwać dwa lata i kosztować 4,7 mln zł. Będzie sfinansowany w ramach mechanizmu POWER. To stary pomysł Ministerstwa Edukacji Narodowej – mówiła o nim jeszcze przed wyborami minister Joanna Kluzik-Rostkowska. Szkoły ćwiczeń miały być odpowiedzią na fatalne wyniki badań dotyczących polskich nauczycieli. Kiedy ich kompetencje sprawdzał Instytut Badań Edukacyjnych, okazało się na przykład, że co piąty pedagog pracujący w klasach 1–3 nie ma podstawowej wiedzy matematycznej – choćby dopuszcza dzielenie przez 0. – Zabijają u uczniów zainteresowanie matematyką – skarżył się, prezentując badania, Marcin Karpiński z IBE.
Jednym z problemów, jaki zdefiniowali badacze, było to, że nauczyciele po prostu nie mają się gdzie kształcić. – Szkoły niechętnie przyjmują studentów na praktyki, a jeśli już, to nie dopuszczają choćby do prowadzenia lekcji – mówi prof. Kazimierz Przyszczypkowski z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Szkoły ćwiczeń mają być specjalnymi miejscami, w których przyszli nauczyciele będą doskonalić swoje umiejętności. W pierwszej kolejności ma być przeprowadzony pilotaż i wybranych 11 modelowych placówek z Mazowsza. Na razie nie wiadomo, które szkoły mogą liczyć na zakwalifikowanie jako wzorcowe.
Szkoły ćwiczeń to próba odpowiedzi na wyzwania, jakie przed polskim szkolnictwem stawia niż demograficzny. Według prognoz GUS w ciągu najbliższych 20 lat ubędzie 2 mln uczniów. Jak przekonuje minister Anna Zalewska, pedagodzy będą musieli nieustannie się doszkalać, żeby nie wypaść z rynku. W czerwcu szefowa resortu zapowiedziała, że po reformie oświaty każdy pedagog będzie musiał poświęcić 20 godzin rocznie na doskonalenie swoich umiejętności zawodowych.
MEN rozpoczęło wprowadzanie do systemu oświaty szkół ćwiczeń. Mają to być wzorowo prowadzone placówki, w których będą mogli kształcić się przyszli nauczyciele, a także podnosić kompetencje ci, którzy już uczą. Podległy resortowi Ośrodek Rozwoju Edukacji właśnie powołał zespół 16 ekspertów, który ma zająć się opracowaniem pomysłu na to, jak te placówki mają działać.
Projekt Szkoła Ćwiczeń ma trwać dwa lata i kosztować 4,7 mln zł. Będzie sfinansowany w ramach mechanizmu POWER. To stary pomysł Ministerstwa Edukacji Narodowej – mówiła o nim jeszcze przed wyborami minister Joanna Kluzik-Rostkowska. Szkoły ćwiczeń miały być odpowiedzią na fatalne wyniki badań dotyczących polskich nauczycieli. Kiedy ich kompetencje sprawdzał Instytut Badań Edukacyjnych, okazało się na przykład, że co piąty pedagog pracujący w klasach 1–3 nie ma podstawowej wiedzy matematycznej – choćby dopuszcza dzielenie przez 0. – Zabijają u uczniów zainteresowanie matematyką – skarżył się, prezentując badania, Marcin Karpiński z IBE.
Jednym z problemów, jaki zdefiniowali badacze, było to, że nauczyciele po prostu nie mają się gdzie kształcić. – Szkoły niechętnie przyjmują studentów na praktyki, a jeśli już, to nie dopuszczają choćby do prowadzenia lekcji – mówi prof. Kazimierz Przyszczypkowski z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Szkoły ćwiczeń mają być specjalnymi miejscami, w których przyszli nauczyciele będą doskonalić swoje umiejętności. W pierwszej kolejności ma być przeprowadzony pilotaż i wybranych 11 modelowych placówek z Mazowsza. Na razie nie wiadomo, które szkoły mogą liczyć na zakwalifikowanie jako wzorcowe.
Szkoły ćwiczeń to próba odpowiedzi na wyzwania, jakie przed polskim szkolnictwem stawia niż demograficzny. Według prognoz GUS w ciągu najbliższych 20 lat ubędzie 2 mln uczniów. Jak przekonuje minister Anna Zalewska, pedagodzy będą musieli nieustannie się doszkalać, żeby nie wypaść z rynku. W czerwcu szefowa resortu zapowiedziała, że po reformie oświaty każdy pedagog będzie musiał poświęcić 20 godzin rocznie na doskonalenie swoich umiejętności zawodowych.