– Szkoła powszechna będzie ośmioklasowa i nie będzie możliwości prowadzenia odrębnych szkół ograniczonych do klas I–IV lub V–VIII – zapowiedziała minister Anna Zalewska podczas spotkania z dyrektorami placówek niepublicznych. Tym samym ostatecznie zamknęła furtkę dla samodzielnych gimnazjów. Od 2017 r. trzeba będzie łączyć je z dotychczasowymi szkołami podstawowymi.

Reklama

Już od przyszłego roku system edukacji będzie przekształcać się tak, by w roku szkolnym 2022/23 osiągnąć docelowy model: obowiązkowe przedszkole dla sześciolatków, ośmioletnia szkoła powszechna i – w zależności od wyboru ucznia – czteroletnie liceum, pięcioletnie technikum albo dwustopniowa (łącznie pięć lat) szkoła branżowa. Taki pomysł zaprezentowała w czerwcu w Toruniu szefowa MEN. Choć sam model wydaje się jasny, to duże wątpliwości budzi to, co stanie się w okresie przejściowym. Resort do dziś nie odpowiedział na większość pytań nurtujących rodziców, nauczycieli i samorządy.

Jasne nie było na przykład właśnie to, czy będzie można prowadzić szkoły powszechne składające się wyłącznie z klas V–VIII. Taką możliwość sugerowała w pewnym momencie sama minister. Miała to być odpowiedź na niepokój dyrektorów gimnazjów, które funkcjonują samodzielnie (jest ich ok. 3 tys., czyli 40 proc. wszystkich). Ale podczas ostatniego spotkania z dyrektorami placówek niepublicznych Zalewska stwierdziła, że o łączeniu nie ma mowy.

DGP dotarł do zaakceptowanej przez resort notatki z tego spotkania. Wynika z niej, że w trzyletnim okresie przejściowym dotychczasowe samodzielne gimnazjum będzie mogło przyjmować uczniów do VII klasy. Musi jednak założyć lub połączyć się ze szkołą powszechną. W przypadku placówek publicznych zdecydują o tym włodarze gmin (bo to w ich gestii leży dziś prowadzenie gimnazjów i szkół podstawowych, a po reformie – szkół powszechnych). W przypadku placówek niepublicznych o tym, co stanie się z gimnazjum zdecydować będzie musiał właściciel.

Pojęcie „jednej szkoły” nie jest jednak równoznaczne z koniecznością ulokowania uczniów w jednym budynku. Tu ministerstwo idzie na ustępstwa. – Prowadzenie w osobnych budynkach klas I–IV i V–VIII będzie dopuszczalne, pod warunkiem że będzie to jedna szkoła powszechna kierowana przez tego samego dyrektora – zapewnia Anna Zalewska.

Co na to wszystko przedstawiciele prywatnych szkół? – Toruńska prezentacja MEN niemal nie dotyczyła tego sektora. Nie było tam ani słowa o autonomii szkoły ani o eksperymentach edukacyjnych – zauważa Krystyna Starczewska, prezes Krajowego Forum Oświaty Niepublicznej. Wówczas na pytania o szkoły prywatne można było usłyszeć odpowiedź, że „MEN nie planuje żadnych zmian w tym zakresie w stosunku do stanu obecnego”. Po reformie szkolnictwo niepubliczne miało funkcjonować na tych samych zasadach, co obecnie.

Dziś niepokój Krystyny Starczewskiej budzi między innymi kwestia innowacji w nauczaniu. MEN co prawda zapewnia, że szkoły niepubliczne będą mogły nadal prowadzić eksperymenty pedagogiczne, ale pod zwiększoną kontrolą kuratora. – Nie oznacza to likwidacji możliwości działań innowacyjnych. Wręcz przeciwnie, dobre pomysły w tym zakresie będą wpływały na pozytywną ocenę pracy szkoły – miała uspokajać na ostatnim spotkaniu minister Zalewska.

Reklama

Szefowa MEN zapewniła też, że nie przewiduje wprowadzenia zmian w przeznaczonych dla szkół niepublicznych dotacjach. Ale dyrektorzy zwracają uwagę, że także w tym zakresie komunikaty resortu są niespójne – w odpowiedzi na interpelacje poselskie wiceministrowie stwierdzają bowiem, że pomysły dotyczące finansowania oświaty dopiero zostaną opracowane.

Listy do posłów to zresztą dotychczas jedyne źródło wiedzy (w dodatku szczątkowej) o planach dotyczących reformy. Z samego MEN nie można dowiedzieć się nawet, jaki będzie zakres zmian w ustawie, której projekt resort planuje pokazać w połowie września. Urzędnicy zalecają, by poczekać na gotowy dokument.

Maciej Kopeć, wiceminister odpowiedzialny m.in. za system egzaminów zewnętrznych, sugeruje w dokumentach stanowiących odpowiedzi na zapytania poselskie, że zmianie mogą ulec programy nauczania. Planuje się m.in. rozdzielenie lekcje historii i społeczeństwa czy przyrody na poszczególne przedmioty. – W klasach V–VIII uczniowie odbędą pierwszy pełny cykl nauczania historii, który następnie powtórzą w szkole ponadpodstawowej, w zakresie i wymiarze godzin odpowiednim do wybranego typu szkoły: liceum, technikum czy szkoły branżowej. Przy czym, inaczej niż obecnie, w każdej z tych szkół uczniowie zaliczą ponownie pełny kurs historii (od starożytności do czasów współczesnych) – wyjaśnia Kopeć. Zapewnia przy tym, że dzieci nie będą spędzać w szkole więcej czasu. – Nastąpi zmiana podstaw programowych. Nie jest planowane obciążenie uczniów dodatkowymi godzinami – przekonuje.

Ponadto wiceminister ujawnia, że nauczanie drugiego języka obcego planowane jest od klasy siódmej szkoły podstawowej (czyli podobnie jak teraz, gdy uczniowie rozpoczynają jego naukę w pierwszej klasie gimnazjum). Spędzą z nim jednak trzy, a nie – jak w planach MEN – dwa lata.

Kopeć zdradza też, że nowych projektów rozporządzeń w sprawie podstawy programowej wychowania przedszkolnego i kształcenia ogólnego w poszczególnych typach szkół oraz w sprawie ramowych planów nauczania w szkołach publicznych możemy spodziewać się jeszcze w tym roku. Nie wspomina jednak nic o kosztach reformy. Zapowiada jedynie lakonicznie, że „skutki finansowe wprowadzanych zmian przedstawione zostaną w ocenie skutków regulacji”.