Rodzice, którzy nie są zwolennikami posyłania sześciolatków do szkoły, z pewnością cieszą się z ustawy z 29 grudnia 2015 r. o zmianie ustawy o systemie oświaty oraz niektórych innych ustaw (Dz.U. poz. 35), która znosi ten obowiązek. Niestety, znowelizowane przepisy utrudnią życie rodzicom dzieci, które w nowym roku szkolnym pójdą do pierwszych klas. Wszystko wskazuje na to, że ta grupa maluchów będzie skazana na uciążliwe dojazdy.
Wybrane szkoły
W tym roku utworzenie klas pierwszych w podstawówkach będzie nie lada wyzwaniem dla samorządów. Co roku do tego typu oddziałów szło średnio ok. 400 tys. dzieci. We wrześniu tego roku obowiązek szkolny będzie dotyczyć tylko 100 tys. siedmiolatków, a więc maluchów, które zostały w przeszłości odroczone jako sześciolatki.
– Jest obawa, że nauczycieli wychowania wczesnoszkolnego, którzy nie będą mieć pierwszej klasy, mogą czekać zwolnienia, a w najlepszej sytuacji pójście na urlop zdrowotny – mówi Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Według niego samorządy będą dokonywać swego rodzaju kondensacji klas, aby nie utrzymywać przez sześć lat podstawówek z mało licznymi oddziałami. Umożliwi im to przepis przejściowy, który znalazł się w art. 18 nowelizacji. Zgodnie z nim dziecku, które w roku szkolnym 2016/2017 rozpocznie naukę w klasie I szkoły podstawowej, można wskazać jako miejsce realizacji obowiązku szkolnego placówkę inną niż ta, w obwodzie której mieszka. O tym zdecyduje wójt, burmistrz lub prezydent. Z takim jednak zastrzeżeniem, że przepis ten nie będzie miał zastosowania, jeśli liczba uczniów w klasie I w szkołach zlokalizowanych na terenach wiejskich lub w miastach do pięciu tysięcy mieszkańców przekroczy siedem osób. W pozostałych szkołach limit ten musi być wyższy niż 11 dzieci.
– W przyszłym roku szkolnym szacuje się, że tylko pięć procent sześciolatków pójdzie do szkoły. A to oznacza, że siłą rzeczy oddziały będą nieliczne. Rodzice, których dzieci wylądują w innych placówkach niż te zlokalizowane przy ich miejscu zamieszkania, mogą podziękować samorządowym włodarzom. Jest niemal pewne, że będą oni ściskać dzieci w oddziały po 25 uczniów – przekonuje Sławomir Wittkowicz, przewodniczący Branży Nauki, Oświaty i Kultury Forum Związków Zawodowych. – W nowelizacji powinien być zapis, że o takim przenoszeniu uczniów do innej szkoły podstawowej, często pewnie zlokalizowanej w innej wsi, powinni współdecydować rodzice z kuratorem, a nie tylko wójt – dodaje.
Brakuje pieniędzy
To, że gminy będą oszczędzać na oświacie, nie ulega wątpliwości. Jak wylicza prezes Związku Gmin Wiejskich RP Marek Olszewski roczny koszt utrzymania ucznia w małej, kilkuosobowej klasie to ok. 20 tys. zł. – Z kolei subwencja oświatowa wynosi od 5,3 do około 8 tys. zł na ucznia – wylicza Olszewski.
W efekcie samorządowcy już teraz przyznają, że tylko w wybranych szkołach będą tworzone pierwsze klasy. – Obecnie mamy 110 klas pierwszych, a w roku szkolnym 2016/2017 będziemy mogli utworzyć ich tylko 40, i to przy optymistycznym założeniu, że naukę wraz z siedmiolatkami rozpocznie 20 proc. sześciolatków – informuje Grażyna Burek, pełnomocnik prezydenta Katowic ds. polityki edukacyjnej.
Dodaje, że przedszkola nie będą w stanie wchłonąć wszystkich nauczycieli podstawówek, którzy nie dostaną pierwszej klasy.
– Między szkołami podstawowymi w naszej gminie jest odległość 16 km. Z pewnością będzie opór rodziców, jeśli zdecyduje się na utworzenie klasy pierwszej w jednej placówce – obawia się Witold Liszkowski, wójt gminy Puńsk.
Chcą nowelizacji
Plany samorządów i rozwiązanie o zniesieniu rejonizacji nie podoba się autorom akcji Ratujmy Maluchy. Przyznają, że nowelizacja została przeprowadzona w szybkim tempie i nie było zbyt dużo czasu na dyskusje. - Będziemy w tej sprawie rozmawiać z Ministerstwem Edukacji Narodowej, bo na etapie prac parlamentarnych sprzeciwialiśmy się odchodzeniu od rejonizacji. Nie wykluczamy, że będziemy wnioskować o nowelizację w tym zakresie - mówi DGP Tomasz Elbanowski, prezes Stowarzyszenia i Fundacji Rzecznik Praw Rodziców.
Tymczasem okazuje się, że nawet sąd administracyjny nie będzie sprzymierzeńcem rodziców w walce z gminą, którzy zgodnie z art. 20zc mają możliwość odwołać się od decyzji rekrutacyjnej. – Skarga będzie badana przez sąd pod kątem ostatniej nowelizacji, która dopuszcza odstąpienie od rejonizacji – stwierdza radca prawny dr Marcin Mazury.
Z kolei samorządowcy zwracają uwagę, że sporządzana na kolanie nowelizacja jest niespójna. – W rozdziale 2a ustawy o systemie oświaty jest mowa, że o całym procesie rekrutacji i przyjmowaniu do szkoły rejonowej decyduje jej dyrektor. Z kolei w nowelizacji pojawił się przepis, że o wyborze szkoły dla pierwszoklasisty decyduje organ wykonawczy, czyli wójt, burmistrz lub prezydent – zwraca uwagę Grażyna Burek.
O zasadności tego rozwiązania musiałby rozstrzygnąć Trybunał Konstytucyjny. Samorządy jednak nie zamierzają go skarżyć, bo jest ono im na rękę.