ANNA WITTENBERG: Edukacja staje się ważną kartą przetargową w nadchodzących wyborach. Jedną z kluczowych obietnic Prawa i Sprawiedliwości jest odwrócenie zmian dotyczących sześciolatków.
SŁAWOMIR BRONIARZ: PiS mówi: damy rodzicom wybór. Tymczasem rodzice zawsze go mieli i mają nadal. Rodzic ma prawo odroczyć obowiązek szkolny. Musi w tym celu pójść do poradni. Czyli to on decyduje o tym, że chciałby, aby jego dziecko poszło do szkoły rok później, a specjalista ocenia jego gotowość. Natomiast nie widzę żadnego powodu, żebyśmy nagle cofali całą reformę.
Ale przecież to wy ją krytykowaliście.
Bo idea była bardzo słuszna, natomiast sposób jej wprowadzania – fatalny. Reforma była wiele razy modyfikowana, zmieniana i odraczana.
Jak to powinno wyglądać?
My mamy w tej sprawie jasne stanowisko od 2008 r. Powinny być w szkołach świetlice przeznaczone tylko dla dzieci sześcioletnich, a w nich – nauczyciele zatrudnieni specjalnie dla tych dzieci. Powinno być dla nich zapewnione wyżywienie. Jeśli dziecko idzie do przedszkola, to ma tam zajęcia do godziny 17, drugie śniadanie i obiad. A jeśli idzie do pierwszej klasy, to nie tylko nie ma drugiego śniadania, ale do domu wraca po 13. Niestety, rząd wprowadził reformę nauczania sześciolatków także po to, żeby oszczędzić pieniądze. Doszedł nowy, potężny rocznik, ale nie zwiększyła się pula pieniędzy. Ba, w budżecie na 2015 r. jest mniej pieniędzy niż w budżecie na 2014 r.
Drugim z pomysłów PiS na edukację jest likwidacja gimnazjów. W 1999 r. ZNP nie był zwolennikiem ich wprowadzania.
Zebraliśmy ponad 230 tys. podpisów przeciwko reformie strukturalnej. Ale wtedy uznano, że musi się ona odbyć. ZNP zwracał uwagę, że najpierw należy unowocześnić treści nauczania, dokonać rewolucji w kształceniu nauczycieli. Dopiero po tym, kiedy ocenimy, że mamy dobrą podstawę programową i dobrze przygotowaną kadrę, a także bazę materialną, powinniśmy zrobić reformę. Wiedzieliśmy, że nauczycielstwo nie może być wąską specjalizacją – że musi się wiązać z psychologią, pedagogiką. Żeby nauczyciel nie tylko był przygotowany do nauczania np. historii, ale też do kontaktu z dzieckiem w trudnym okresie jego życia.
Reforma jednak została przeprowadzona.
I do tej pory nie ustały powody, dla których ją kontestowaliśmy. Nadal nie ma logopedów, pedagogów, nie ma tego, co wspiera pracę nauczyciela gimnazjum. Wciąż brakuje pomysłu na to, jak pomóc nauczycielom. Natomiast likwidacja gimnazjów musi przynieść odpowiedź na pytanie, co zyskujemy na tym wychowawczo. Jakie to niesie wartości? Co z grupą ponad 100 tys. nauczycieli i ponad milionem uczniów? Co z bazą materialną gimnazjów, którą zbudowały samorządy? Duża część tych placówek to supernowoczesne szkoły. Co z nimi? Jeżeli ktoś mówi, że da się to łatwo zrobić, to nie ma wyobraźni. Także dlatego, że decyzja podjęta w sferze edukacji ma 12-letni okres realizacji. Gimnazjum to nie jest kiosk z warzywami, nie da się go zamknąć z godziny na godzinę. Trzeba najpierw odpowiedzieć na wszystkie wątpliwości, których jest w tej chwili więcej niż pozytywów.
Jakie to wątpliwości?
Nie odbyła się żadna poważna debata na temat gimnazjów. Związek prosił prezydenta Bronisława Komorowskiego, żeby ten powołał radę edukacyjną, która podejmie się podsumowania reformy. Nie odbyła się jednak żadna taka dyskusja. Jedyny element, który jest oceniany, to wyniki 15-latków poprzez badanie PISA.
Dlaczego rodzice nie protestowali?
Po pierwsze nie było organizatora społecznego protestu. A po drugie reforma dotyczyła starszych dzieci. Stworzono wrażenie, że te dzieci zyskają, że to będzie szansa na przyspieszenie rozwoju, wyrównanie szans. Stworzono miraż, że wszystkie dzieci pójdą do szkół kończących się maturą. I dzisiaj ponosimy straty z tego tytułu, bo nie ma szkolnictwa zawodowego. A wyrównanie szans to przedszkole i tylko przedszkole.
Weszliście teraz w spór z rządem, to z kolei otwiera drogę do strajku. Taki manewr przed wyborami to ewidentnie gra przeciwko Platformie Obywatelskiej.
Jesteśmy zwolennikami bezpłatnej, powszechnej oświaty i wysokich kwalifikacji nauczycieli. Więc także zwolennikami tych, dla których edukacja nie jest środkiem komercjalizacji, którzy nie wmawiają, że prywatne jest tańsze, lepsze, efektywniejsze. Minister Joanna Kluzik-Rostkowska zapowiada, że teraz nie ruszy Karty nauczyciela, ale jak PO wygra wybory, to nam dopiero pokaże. To każe ostrożnie podchodzić do jej działań.
PiS nie będzie ruszać Karty nauczyciela.
W 2011 r. dzisiejsi rządzący także mówili, że nie będą robić żadnych ruchów z emeryturami. Mam nadzieję, że to nie są takie zapowiedzi przedwyborcze.
Czy ZNP będzie protestować, jeśli PiS zlikwiduje gimnazjum?
Tak, dlatego że protestujemy przeciwko używaniu edukacji do doraźnych celów politycznych bez głębokiej analizy zjawiska.
Związek żąda gwarancji utrzymania Karty nauczyciela i 10-proc. podwyżki płac, która miałaby obowiązywać już w 2016 r. Pedagodzy chcą także zwiększenia udziału nakładów na oświatę w PKB i przywrócenia obowiązku ustalania w budżetach organów prowadzących szkoły odpisu na doskonalenie zawodowe nauczycieli w wysokości 1 proc. planowanych środków na wynagrodzenia osobowe nauczycieli. ZNP protestuje też przeciw likwidacji prowadzonych przez samorządy placówek i przekazywaniu ich stowarzyszeniom oraz fundacjom. Domaga się również, by Karta nauczyciela objęła także pedagogów, którzy już pracują w przedszkolach, szkołach i placówkach prowadzonych przez osoby fizyczne oraz osoby prawne niebędące jednostkami samorządu terytorialnego.
Związkowcy przekazali do premier Ewy Kopacz list otwarty w tej sprawie. Związkowcy dają czas na rozmowy do 21 września. W tym miesiącu mają się też odbywać spotkania z dyrektorami szkół oraz wewnątrz struktur ZNP. Protest skupi się właśnie na dyrektorach – formalnie komórki związkowe będą wchodziły w spory z nimi. 29 września związkowcy chcą zorganizować edukacyjny okrągły stół z udziałem przedstawicieli partii parlamentarnych. Dzień później zbierze się zarząd główny ZNP, który postanowi, co dalej.
Spór ze związkowcami zaostrza się od zimy, a równolegle podobne działania podejmuje drugi nauczycielski związek zawodowy. W grudniu Krajowa Sekcja Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność” wysłała do premier petycję w sprawie wynagrodzeń. ZNP powtórzył ten krok w styczniu. Solidarność też zapowiada akcję strajkową na jesieni. Jeśli dojdzie do protestu, odbędzie się on tuż przed wyborami.