Choć wyższe wykształcenie nadal gwarantuje wyższe zarobki, to jednak boom edukacyjny minął – wynika z Diagnozy Społecznej 2015. Jak policzyli członkowie zespołu pracującego nad raportem, stopa zwrotu z otrzymania dyplomu magistra wynosi jedynie 35,5 proc. To najmniej od 2009 r.
Gender w praktyce
Zysk z edukacji liczony jest w prosty sposób: to procent, o jaki więcej zarabia osoba z dyplomem niż jej kolega z podwórka, który poszedł do pracy po skończeniu szkoły średniej. Aby policzyć ten wskaźnik, od uzyskanego przez całe życie zysku odejmuje się jeszcze wydatki, które ktoś poniósł na studia i koszty związane z utraconymi latami pracy. Jeszcze w 2013 r. wskaźnik ten wynosił 40 proc. Teraz – o 4,5 proc. mniej.
Okazuje się, że najmocniej spadły w porównaniu do sytuacji sprzed dwóch lat profity z doktoratu. Spadek wyniósł aż 10 pkt proc. – z 47,5 proc. do 36,7 proc. To rok przełomowy, po raz pierwszy odnotowano tu tendencję spadkową.
Według Diagnozy Społecznej najmniej opłacalna jest inwestycja w licencjat. To nie zaskoczenie – licencjat traci na wartości sukcesywnie od kilku lat. Co ciekawe, widać tu ogromne różnice między płciami: studia bardziej opłacają się kobietom. Choćby przy licencjacie: stopa zwrotu dla pań wynosi 10 proc., dla panów zaledwie 2,4 proc. Także kobiety bardziej korzystają z magisterki niż panowie: 43 proc. do 30 proc. Jedynie przy doktoracie więcej profitów płynie dla mężczyzn kończących ten etap edukacji.
– Stanowiska, na których zatrudniane są kobiety bez wykształcenia, to prace nisko płatne – handel, sprzątanie. To potęguje różnicę, którą mogą wypracować panie, jeśli pójdą na studia. Dodatkowo trzeba pamiętać, że nadal jesteśmy krajem, w którym wiele kobiet zostaje w domu, wychowując dzieci. To także ma wpływ na statystyczne różnice w zarobkach – nie ma wątpliwości Dominika Staniewicz, ekspertka rynku pracy BCC. – Kobiety z zasady niżej się cenią, więc nadal zarabiają mniej niż mężczyźni nawet na tym samym stanowisku.
Co ciekawe, już nawet nastolatki zdają się rozumieć te zależności. Jak pokazała prowadzona przez Instytut Badań Edukacyjnych analiza „Laboratorium myślenia”, aż 97 proc. szesnastolatków deklaruje, że zamierza uczyć się dalej, aż do matury. O ile jednak marzenia o licencjacie rozkładają się mniej więcej po równo – w ten stopień celuje co szósty uczeń pierwszej klasy szkoły ponadgimnazjalnej, na studia magisterskie wybierają się częściej dziewczęta niż chłopcy. Tytuł magistra chce zdobyć 35 proc. uczennic pierwszej klasy szkoły średniej i 16 proc. ich kolegów z ławki. Chłopcy zdecydowanie częściej niż dziewczynki decydują się za to na wykształcenie techniczne i zawodowe – co trzeci szesnastolatek i co piąta szesnastolatka. Dążenia związane z edukacją wyższą wyrównują się przy doktoracie.
Fizycznego przyjmę
Jak pokazała Diagnoza Społeczna, najmniej opłacalne w perspektywie całego życia są studia rolnicze. Nadal najkorzystniej wypada prawo. Choć i tu tendencja jest spadkowa: stopa zwrotu wynosiła w 2013 r. aż 94 proc. Obecnie jest to 76 proc. Co ciekawe, spada również poziom bonusów ze studiów informatycznych: z 52 proc. do 45 proc. Tu także widać znaczące różnice między płciami. Panom bardziej opłacają się studia prawa, nauk medycznych oraz marketingu. Kobietom nauki ścisłe i informatyka. Tu różnica jest bardzo duża: kobiety zyskują aż 83 proc., panowie 33,8 proc.
Zdaniem autorów Diagnozy powód leży w braku innowacyjności polskiej gospodarki. Ich zdaniem rośnie zapotrzebowanie na osoby wykonujące prace fizyczne, bowiem także gospodarka jest nastawiona na system naśladowczo-montażowy. Część absolwentów z dyplomami musi więc podejmować proste prace, znacznie poniżej kwalifikacji.
Dewaluacja wiedzy
Dominika Staniewicz przekonuje jednak, że przyczyna jest znacznie bardziej prozaiczna – rynek dla osób wykształconych po prostu zaczyna być nasycony: – Jeżeli coś jest powszechne i dostępne, to ma mniejszą wartość. Ta zasada dotyczy każdego produktu, także edukacji. Kiedy w Polsce wykształcenie wyższe miało 10 proc. społeczeństwa, osoby z dyplomem odróżniały się od reszty, ich stawki na rynku pracy były wyższe. Dziś mamy do czynienia z masową produkcją magistrów, więc ci ludzie nie wyróżniają się specjalnie na tle innych – przekonuje. Prawie trzykrotnie – z 14,4 proc. w 2002 r. do 40,5 proc. w 2013 r. wzrosła liczba Polaków w wieku 30–34 lat z dyplomem ukończenia studiów. Dla porównania w Unii Europejskiej ten wzrost wyniósł 13 proc. – W żadnym społeczeństwie nie jest potrzebne tyle osób z wyższym wykształceniem. To tak jak ze strukturą firmy, w której potrzebny jest jeden menedżer. Dzisiejszy przyrost magistrów w przyszłości będzie powodował większe bezrobocie wśród osób z wyższym wykształceniem – ostrzega Staniewicz. Już dziś pokazują to analizy GUS. Według nich co ósmy bezrobotny ma wyższe wykształcenie. To także grupa, która najmniej korzysta na poprawiającej się na rynku pracy koniunkturze – w pierwszej kolejności praca znajduje się dla tych, którzy mają niskie wykształcenie i kwalifikacje.
Nie tylko Polacy starają się oszacować, czy edukacja w dłuższej perspektywie się opłaca. Podobne badania dotyczące Stanów Zjednoczonych wykazały, że każdy dodatkowy rok edukacji przekłada się średnio na 7,5-proc. wzrost zarobków. W Niemczech to 9 proc. W Wielkiej Brytanii – według różnych badaczy – studia gwarantują od 11 do 25 proc. więcej pieniędzy, natomiast w Kanadzie stopa zwrotu ze studiów wyższych to nawet 30 proc.