Dziennik.pl: Z jakich przedmiotów zdawała Pani maturę?
Katarzyna Dowbor: Z polskiego, historii, matematyki, i jeszcze ustny z polskiego. Nie było wtedy egzaminu z języka obcego.
Pamięta Pani, o czym pisała wypracowanie?
Nie! No wie pani, to było 34 lata temu (śmiech). Ale pamiętam, że dobrze mi poszło. Pisanie wypracowań to była dla mnie przyjemność, dlatego udało mi się napisać dwa – dla siebie i dla kolegi. Dostał ode mnie brudnopis. Ale ja za to dostałam od niego brudnopis z matematyki.
>>> Matura z matematyki: Walcz o każdy punkt!
Czyli na matematyce było trudniej?
Matematyka była dla mnie strasznie trudna. Tu przyznaję się bez bicia, że kolega mi pomógł. Udało się. Co do wyników, jak na moje talenty matematyczne były wybitne. Z polskiego zdałam tak, jak chciałam, z historii też miałam dobrą ocenę. Tu się nie bałam, bo wiedziałam, że sobie poradzę.
Stresowała się Pani?
Ja mam taki dziwny charakter, że się nie stresuję. Stosuję zasadę Scarlett O’Hary, że jutro też jest dzień i wszystko można poprawić. To chyba dziedziczne, tego się nie można nauczyć. Zawsze miałam taką naturę, że mówiłam: nie wyszło dziś, to wyjdzie jutro. Do dziś mi to zostało i może dzięki temu udało mi się utrzymać w show biznesie, który jest przecież dość trudny.
>>> Nie tylko czerwone majtki. Oto maturalne przesądy!
A jak Pani syn zdawał maturę, to był stres?
Maturą syna stresowałam się bardziej niż swoją. Dla rodziców to jest większe przeżycie niż dla dzieciaków, które są młode, mają jeszcze dużo do przeżycia i świat się dla nich nie kończy na maturze. Chociaż teraz u córki w klasie widzę straszliwą pogoń za stopniami. Uważam, że stopnie nie świadczą o poziomie inteligencji, o umiejętnościach, a często o sympatiach i antypatiach nauczycieli. Dlatego tłumaczę córce, że nie jest ważne, jaki stopień przyniesie, ważne, czy rozumie temat, o którym mówi.
Ja nie byłam orłem jeśli chodzi o przedmioty, których nie lubiłam. Dla mnie chemia, fizyka, matma to była straszna rzecz. Satysfakcjonowało mnie to, jeśli je zaliczyłam. A było w mojej klasie wiele uczennic, które były dobre ze wszystkiego. Kiedy dziewczyny, które miały ze wszystkiego dobre stopnie, dostały się na studia, i gdy okazywało się, że tu trzeba coś zrozumieć, a nie wkuć, nie radziły sobie, wypadały z gry.Uważam, że za duży kładziemy nacisk na oceny.
Jestem za tym, żeby każde dziecko miało swoje pasje, swoje zainteresowania, i wtedy oczywiście ta wiedza powinna być dużo większa, niż ta szkolna. Ale nie można być geniuszem ze wszystkiego.
Katarzyna Dowbor, dziennikarka i prezenterka telewizyjna, od 25 lat związana z Telewizją Polską. Pochodzi z Torunia, z wykształcenia jest pedagogiem