W związku z epidemią od 12 marca w całej Polsce w szkołach i przedszkolach zawieszone zostały stacjonarne zajęcia dydaktyczno-wychowawcze, a od 16 marca także zajęcia opiekuńcze. Od 25 marca jest obowiązek prowadzenia edukacji zdalnej. Od 6 maja w przedszkolach mogą być organizowane zajęcia opiekuńcze. Od 25 maja takie zajęcia prowadzone mogą być w szkołach podstawowych dla uczniów klas I-III, mają też być prowadzone w szkołach konsultacje dla wszystkich chętnych uczniów.

Reklama

W poniedziałek minister edukacji narodowej Dariusz Piontkowski zapowiedział, że kształcenie na odległość będzie realizowane do planowanego zakończenia zajęć dydaktycznych, czyli do 26 czerwca.

PAP: Jak zmieniła się polska szkoła po tym, jak zawieszono zajęcia stacjonarne w szkołach i wprowadzono obowiązkową edukację zdalną? Jak w tej nowej sytuacji odnaleźli się nauczyciele, a jak uczniowie?

Prof. Jacek Pyżalski: Jesteśmy teraz w innym momencie niż pod koniec marca. Minął już pierwszy szok po tym, gdy nagle okazało się, że wszyscy nauczyciele mają prowadzić edukację zdalną. Badanie przeprowadzone przez Centrum Cyfrowe, wśród 1000 nauczycieli szkół podstawowych pokazało, że aż 85 proc. z nich przed zawieszeniem stacjonarnego nauczania nie miało doświadczeń z edukacją zdalną. Było to dla nich coś nowego. W tej chwili jesteśmy w momencie, gdy wielu nauczycieli potrafi już pracować w ten sposób.

Reklama

Nauczyli się korzystania z technologii informacyjno-komunikacyjnych, czyli obsługi różnego rodzaju narzędzi do edukacji zdalnej, jak i wykorzystywania ich zgodnie z istotą pedagogiczną. Każde z tych narzędzi może być bardzo różnie wykorzystywane. Każdy z nauczycieli może inaczej z nich korzystać. Najważniejsza jest jakość wykorzystania przez nich tych narzędzi, to, jakie kto ma na to pomysły.

Z badania zrobionego dla Wirtualnej Polski wynika, że zdania rodziców na temat tego, czy edukacja zdalna jest dobrze prowadzona są równo podzielone. Połowa z nich ocenia, że jest źle lub bardzo źle, a połowa, że jest dobrze lub bardzo dobrze. Ocena rodziców jest subiektywna. Zależy od tego, jak jest ona prowadzona, a jest prowadzona w różny sposób, i czy wygląda tak, jak spodziewali się rodzice, czy też wygląda inaczej.

PAP: Jakie są plusy zdalnej edukacji, a jakie minusy?

Reklama

J.P.: Ocena edukacji zdalnej zależy od tego, czemu się przyglądamy, jaki aspekt oceniamy. Jeśli spojrzymy od strony formy dydaktyki, to jest często dobrze. To samo badanie Centrum Cyfrowego pokazało, że aż połowa nauczycieli prowadzi lekcje na żywo, w czasie rzeczywistym, za pomocą różnego rodzaju platform. Moim zdaniem to bardzo dużo, biorąc pod uwagę, że 85 proc. podało, że nie robiło tego wcześniej. Pokazuje to, że bardzo szybko nauczyciele dostosowali się do kompletnie nowej formy pracy.

Jeśli przyjrzymy się edukacji zdalnej pod kątem tego, czy jest ona dla każdego dziecka, czy każde dziecko może z niej skorzystać, to niestety z badań Centrum Cyfrowego i Librusa, wynika, że około jednej trzeciej dzieci ma problemy sprzętowe. To dzieci, które nie mają dostępu do sprzętu komputerowego albo mają bardzo słaby sprzęt lub jest on współdzielony. Pokazuje to nierówności edukacyjne.

Są też dzieci, które – jak informują samorządy – w ogóle wypadły z nauczania, nie było i nie ma z nimi kontaktu, nie pojawiają się na zdalnych lekcjach, nie odbierają komunikatów od nauczycieli, nie można skontaktować się z ich rodzicami. Jeśli zdarzyło się to na początku, zaraz po wprowadzeniu zdalnego nauczania, to oznacza, że ci uczniowie zniknęli z edukacji już kilka miesięcy temu i nie wiadomo, co się z nimi dzieje.

Nierówność w dostępie do edukacji dotyczy też dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi, czyli tych, które gdy nauka była prowadzona w sposób tradycyjny, miały dodatkowe wsparcie. Teraz takiego wsparcia jak wówczas miały, nie mają.

Tak więc, z jednej strony edukacja zdalna odniosła sukces, z drugiej strony pojawiły się problemy, które pokazały, że edukacja zdalna niesie ryzyko. Obraz jest bardzo zniuansowany.

PAP: Edukacja to nie tylko dydaktyka. Jak odnalazła się polska szkoła w czasie epidemii, jeśli chodzi o sprawy wychowawcze?

J.P.: Szkoła stoi relacjami. W naszej książce "Edukacja w czasach pandemii wirusa COVID-19. Z dystansem o tym, co robimy obecnie jako nauczyciele", którą przygotowaliśmy pro bono dla nauczycieli, wskazujemy, że podstawą do tego, by prowadzić dobrze edukację zdalną, jest zadbanie o kontynuację relacji nauczyciel uczeń i relacji między uczniami. Dobre relacje są konieczne, by prowadzić dydaktykę. Nie może być tak, że nauczyciele ograniczają się tylko do nauczania, bo wtedy uczniowie tracą ważne w edukacji poczucie bezpieczeństwa, poczucie przynależności do wspólnoty klasowej, relację z nauczycielem.

Relacje nauczycieli z uczniami w czasie zdalnego nauczania to zainteresowanie tym, jak się czują, to inicjowanie działań, które dalej utrzymują relacje między uczniami. Najprostsza metoda pracy z uczniem to praca na linii nauczyciel uczeń i uczeń nauczyciel, ale można też tak pracować, tak organizować aktywności uczniom, by ze sobą współpracowali, pomagali sobie, by wspólnie realizowali projekty, czyli mimo izolacji fizycznej byli blisko ze sobą społecznie.

Nauczyciele, którzy dbają o relacje, robią często rzeczy pozornie małe, nieznaczące, a tak naprawdę bardzo ważne. Na przykład inicjują to, by na początku zdalnej lekcji wszyscy uczniowie przywitali się ze sobą w sposób oryginalny. Wspólnie, choć na odległość, obchodzą całą klasą urodziny uczniów czy robią też coś innego, co wcześniej robili z klasą.

Z prowadzonych badań jakościowych, czyli z wywiadów prowadzonych z nauczycielami, na temat tego, jak teraz funkcjonują, wynika, że jest sporo nauczycieli, którzy bardzo na to zwracają uwagę, ale są też tacy, którzy skupili się tylko na dydaktyce. Jest to bardzo zróżnicowane.

Na początku, gdy wprowadzono zdalne nauczanie, pojawiły się głosy, były dość powszechne, by zostawić wszystkie zajęcia wychowawcze, świetlicowe, bo to marnowanie czasu, że trzeba się skoncentrować wyłącznie na prowadzeniu lekcji. Bardzo szybko okazało się, że nie tędy droga. Od samych uczniów w sposób naturalny, spontaniczny wyszło to, by robić razem więcej, nie ograniczać się tylko do dydaktyki. Zarówno od nauczycieli, jak i od uczniów mieliśmy informacje, że po zakończeniu lekcji poprowadzonej zdalnie uczniowie chcieli po prostu porozmawiać dalej z nauczycielem i ze sobą. Znam panią pedagog, która zaproponowała zajęcia relaksacyjne online, odstresowujące i okazało się, że bardzo dużo osób chce z nich skorzystać. Tego typu sytuacji jest bardzo wiele.

Gdybyśmy mieli edukację przedstawić w formie piramidy, to jej podstawą są relacje społeczne, poczucie bezpieczeństwa, czyli to, co jest zaburzone ze względu na sytuację epidemiczną, ale też sytuację ekonomiczną, która jest teraz w wielu rodzinach zachwiana. Dydaktyka to to, co jest na szczycie piramidy.

PAP: Jakie wnioski należy wyciągnąć z tego, co się wydarzyło? Co z tego warto wykorzystać w przyszłości, niezależnie od tego, czy na jesieni edukacja będzie już prowadzona w szkołach stacjonarnie, czy nadal zdalnie?

J.P.: Jest wielu nauczycieli, którzy bardzo uważnie i krytycznie przyglądają się swojej pracy. Zaczęli oni zauważać, że są różnego rodzaju sytuacje, gdzie edukacja zdalna przyniosła korzyści względem tego, co było wcześniej. Na przykład dzięki edukacji zdalnej mieli okazję bliżej poznać dziecko, które wcześniej na lekcjach nie zabierało głosu, a teraz ma możliwość wypowiedzi przed nauczycielem, będąc trochę ukryte przed resztą klasy. Są nauczyciele, którzy mówią, że teraz mają lepszy kontakt wychowawczy z klasą, bo teraz mogą z nimi spokojnie porozmawiać w sposób, w jaki nie było łatwo wcześniej w codziennym zamieszaniu.

PAP: Co z tego, co zdarzyło się dobrego, może zostać w polskiej edukacji na dłużej?

J.P.: To zależy od tego, czy będzie systemowy pomysł na szersze wprowadzenie hybrydowej edukacji, częściowo stacjonarnej, częściowo zdalnej, czy będzie to zależało tylko od konkretnego nauczyciela, który będzie chciał nadal mądrze wykorzystywać technologie tam, gdzie przynosi ona dobre skutki dydaktyczne i wychowawcze. Jeśli, nauczyciel zauważył, że w pewnych kwestiach nauka zdalna przynosi pożytek, to powinien móc nadal to wykorzystywać. Myślę, że w przypadku wielu nauczycieli i szkół tak będzie.

Edukacja zdalna pokazała to, co wiedzieliśmy, że edukacja stoi na relacjach społecznych, ale traktowaliśmy to trochę hasłowo, nie zdawaliśmy sobie sprawy, jak bardzo jest to ważne. Teraz to poczuliśmy, do bólu, do kości. Nie da się temu zaprzeczyć czy to zbagatelizować. Gdyby świadomość wagi relacji pozostała, niezależnie czy zajęcia będą realizowane twarzą w twarz, czy online, to byłoby bardzo dobrze. Edukacja zdalna bardzo wyraźnie unaoczniła też problem nierówności. Pokazała, że trzeba tak pracować z młodymi ludźmi, by starać się te nierówności niwelować. Zadziałała jak silne szkło powiększające.

PAP: Mówi się, że świat po pandemii to będzie zupełnie inny świat niż przed nią, czy można powiedzieć, że polska szkoła po epidemii też będzie inna niż przed nią?

J.P.: Tak, na pewno będzie inna, bo nauczyciele i uczniowie będą po tym doświadczeniu inni. Szkoła to nie budynek, w którym się naucza, tylko społeczność szkolna, którą tworzą nauczyciele i uczniowie.