Idąc na spotkanie z panią, podsłuchałam na ulicy taką rozmowę: reforma edukacji nie byłaby taka zła, gdyby przy okazji nie mieszała się w budowanie postaw obywatelskich.
To sprawa skomplikowana. Po pierwsze, budowania postaw obywatelskich nie można zrzucić tylko na barki szkoły. Po drugie, uczy się ich przede wszystkim poprzez przykład i działanie. Trzeba się zastanowić, czy szkoła w nowym wydaniu da taką przestrzeń.
Dużo zależy tu od samych nauczycieli?
Chyba zawsze tak było. Niezależnie od tego, z jakimi dokumentami czy regulacjami musieli się zmierzyć. Mogą istnieć najlepsze deklaracje programowe, lecz gdy nie ma woli po stronie dyrekcji i nauczycieli, by dać przestrzeń do dialogu, zaufać uczniom, to nic się nie uda. Tym razem jednak tak skorygowano podstawę, że zminimalizowano w niej m.in. znaczenie projektu uczniowskiego. Uczenie zaś tą metodą jest bardzo skuteczne – rozwija kompetencje miękkie, kształtuje postawy. Zdobyczą poprzedniej reformy było to, że projekt edukacyjny został mocno wpisany w działanie szkoły.
Czyli znów pytanie, co nauczyciele zrobią z przysłanym z góry dokumentem.
Weźmy podstawę z WOS-u. Przedmiotu, który w naturalny sposób wiąże się z kształtowaniem postaw. Ponieważ przedmiot został przypisany tylko do VIII klasy, jego program siłą rzeczy jest przeładowany. Zwłaszcza że znalazło się w nim mnóstwo twardej wiedzy. I wielu nauczycieli może świadomie „uciec w faktografię” – wymagać od uczniów zapamiętywania nazwisk i dat urzędowania kolejnych premierów, nazw instytucji i to niekoniecznie tych najważniejszych. Na takich lekcjach nie starczy już czasu na refleksję nad tym, co zostało właśnie wtłoczone do głów. Być może część kadry przyjmie to z ulgą. Szkoła nie działa przecież w próżni. W przestrzeni publicznej bardzo mocno, szczególnie ostatnio, widoczny jest spór: co to znaczy być dobrym obywatelem Rzeczypospolitej Polskiej?
Reklama
I tak wkraczamy na bardzo grząski grunt.
Co nie zmienia faktu, że taki spór istnieje. Toczy się m.in. wokół różnych modeli obywatelskości.
Od czasu wprowadzenia religii do szkół trwa dyskusja o tym, czy szkoła powinna być miejscem neutralnym światopoglądowo. Co wolno, a czego nie wolno mówić w klasach. Teraz tych wątpliwości, jak rozumiem, jest jeszcze więcej.
W ich obliczu staną uczniowie, którzy przyszli z różnymi, często skrajnie odmiennymi wartościami wyniesionymi z domów. Gdy mówiłam, że niektórzy odczują ulgę, miałam na myśli nauczycieli, którzy dla własnego spokoju uciekną w tej sytuacji w suchą wyliczankę. Będzie to dla nich bezpieczniejsze niż rozpoczynanie z młodzieżą dyskusji, rozmów na kontrowersyjne tematy.
Brzmi tak, jakby się czegoś bali.
Czy to strach – nie wiem. Kształciłam się w czasach PRL-u, gdy szkoła podlegała wiadomym restrykcjom. Ale nawet wtedy byli nauczyciele tak drażliwych przedmiotów jak historia, którzy starali się uczyć uczciwie.