– Głównym celem jest wprowadzenie czteroletniego liceum – mówi Marzena Machałek, zastępczyni przewodniczącego sejmowej komisji edukacji. Dlatego, jak przyznaje w rozmowie z DGP, jednym z rozwiązań, nad którym pracują urzędnicy, jest taki podział, który pozwalałby z jednej strony częściowo uratować gimnazja, z drugiej wydłużyć szkołę średnią.

Reklama

Do końca czerwca trwa zainicjowana przez MEN debata nad systemem edukacji. Dyskusje mają się odbyć w 16 województwach i dotyczyć tematów: szkolnictwa specjalnego, bezpieczeństwa w szkole, finansowania oświaty i kształcenia zawodowego. Cztery z nich już się odbyły. Jak przekonują samorządowcy, obecni na nich przedstawiciele ministerstwa jak ognia unikają odpowiedzi na najważniejsze pytanie: czy od nowego roku szkolnego możemy spodziewać się istotnych zmian w podziale na etapy edukacji? – Wygląda na to, że decyzja już zapadła – przekonuje jeden z uczestników debat.

Minister edukacji Anna Zalewska nie chce jednak o tym mówić. Pytana o szczegóły odpowiada: – Przedstawię je 27 czerwca. Po ogólnopolskich debatach.

Samorządowcy obawiają się, że rozmowy z nimi są listkiem figowym dla pomysłów, które MEN jest zdecydowane wprowadzić w życie.

Choć urzędnicy resortu nie przyznają się oficjalnie do prac nad rozwiązaniem 4-4-4, bardziej rozmowni są parlamentarzyści PiS. Posłanka Marzena Machałek zdradza też więcej szczegółów. Przed wejściem do szkół średnich uczniowie po ośmiu klasach w podstawówce i w szkole drugiego etapu przechodziliby egzaminy zewnętrzne, tak jak teraz kończąc gimnazjum. Na podstawie uzyskanych wyników mogliby wybrać placówkę. Między pierwszym a drugim etapem nie byłoby testów ani sprawdzianu. – Nie po to likwidujemy sprawdzian szóstoklasisty, by go przywracać na innym etapie – podkreśla Machałek.

Takie rozwiązanie pozwoliłoby pozostać na rynku m.in. gimnazjom, które nie są połączone ani z liceum, ani z podstawówką. Gdyby wszedł opisywany model, nie musiałyby się zamykać, mogłyby działać jako czteroklasowy oddział drugiego etapu edukacji. Przyjmowałyby dzieci od 10. do 14. roku życia. Czy utrzymałyby nazwę, tego jeszcze nie wiadomo.

Zdaniem byłej minister edukacji w rządzie Donalda Tuska Krystyny Szumilas takie rozwiązanie jest najbardziej prawdopodobne, jeśli priorytetem dla PiS jest faktycznie czteroletnie liceum. – Partia mogłaby na przykład dołożyć rok edukacji tak, by kolejne etapy trwały 6, 3 i 4 lata. Ale to raczej niemożliwe, bo to opcja droga i niepraktyczna. Naszą szkołę kończyliby 20-letni ludzie, najstarsi w Europie. Dlatego zaproponowała likwidację gimnazjum, ale to wzbudziło zbyt duży opór społeczny. Już to widać – twierdzi. – Ponieważ, aby wprowadzić dodatkowy rok liceum, PiS musi skrócić o rok wspólne nauczanie w szkołach prowadzonych przez gminy, moim zdaniem model 4-4-4 jest najbardziej prawdopodobny – ocenia. I dodaje, że to zły pomysł. – To likwidacja szkoły podstawowej, jaką znamy. Nauczanie wczesnoszkolne wydłuży się w ten sposób do pięciu lat – wliczając w to zerówkę w przedszkolu, gdzie dziecko ma uczyć się czytać i pisać. Warto zapytać, gdzie zostanie wprowadzone nauczanie osobnych przedmiotów? Dopiero w czteroklasowym gimnazjum? – zastanawia się.

Inni krytycy wskazują, że plusem polskiego systemu było to, że powszechne nauczanie obowiązywało przez 9 lat. Wprowadzenie gimnazjów przedłużyło o rok naukę wszystkich dzieci według jednolitego programu, co oznacza, że opóźniło o rok podział na ścieżkę zawodową i ogólną. – A to wyrównywało szanse uczniów – podkreśla Krystyna Łybacka, była minister edukacji.

Reklama

I dodaje, że 4-4-4 to model, który już raz był rozważany. W latach 90., jako alternatywa dla gimnazjów. – Może pomysł trzy razy cztery zminimalizowałby kłopoty logistyczne, które wiązały się z likwidacją gimnazjów. Jednak dzielenie etapów edukacji, przechodzenie ze szkoły do szkoły narusza ciągłość nauki – tłumaczy Łybacka. Jej zdaniem należałoby zrobić trzyletnie nauczanie wczesnoszkolne, a następnie kolejny – sześcioletni etap. – Nie wszyscy idą do liceum, trzeba dać jak najdłużej dzieciom szansę kształcenia ogólnego – podkreśla.

Przeciwne zmianom jest także Społeczne Towarzystwo Oświatowe, które protestuje przeciw likwidacji gimnazjów. Uważa ono, że wprowadziłoby to za duży bałagan.

– Z pewnością każdy system ma wady i zalety, ale też każda zmiana niesie ze sobą wiele kosztów, dlatego powinna być poprzedzona starannymi, wieloletnimi przygotowaniami, z uwzględnieniem potrzebnej infrastruktury. Naszym zdaniem warto raczej skupić siły na tym, by osiągnąć integrację gimnazjów i liceów, i dzięki temu uzyskać system 6+6, co było pierwotnym zamysłem twórców gimnazjów. System 4-4-4, choć daje czteroletnie liceum, skraca o rok czas obowiązkowej nauki – tak samo jak likwidacja gimnazjów, co jest dużą wadą tego pomysłu – podkreśla dr Anna Okońska-Walkowicz, prezes Społecznego Towarzystwa Oświatowego.

MEN na razie nie deklaruje, jak miałby działać pierwszy etap edukacji, gdyby zdecydowało się na ten model. Rozmowy trwają, choć jeszcze przed wyborami, kiedy pomysł pojawił się po raz pierwszy, autorzy zmian edukacyjnych wskazywali, że do IV klasy działałoby nauczanie wczesnoszkolne. Resort szuka już jednak partnera, który pomoże przeprowadzić konsultacje społeczne zmian w systemie edukacji – takie ogłoszenie pojawiło się na stronie MEN w środę. Organizacja, która wygra konkurs, będzie miała za zadanie przeprowadzić m.in. badania ilościowe i jakościowe, panele dyskusyjne oraz wysłuchanie publiczne.