Dość nietypowe polecenie znalazło się w marcowym numerze czasopisma "Języki obce w szkole", wydawanego przez podlegającą Ministerstwu Edukacji Narodowej i należącą do Skarbu Państwa Fundację Rozwoju Systemu Edukacji. ł to pierwszy numer pisma po zmianie wydawcy, a także po odświeżeniu szaty graficznej.

Reklama

W bulwersującym zadaniu wykorzystano słynny dialog Adasia i Sylwusia Miauczyńskich z "Dnia Świra". Padają w nim słowa: "To be, k...a, or not to be". Rozmowę ojca z synem w zadaniu zapisano z lukami, które ma wypełnić uczeń. Jedna z nich znalazła się właśnie w miejscu słowa "k...a".

Jaki mógł być cel tak kontrowersyjnego ćwiczenia? Ma ono przybliżyć uczniom język codzienny, który bez wątpienia różni się od języka pięknego i wyrafinowanego. Pytanie tylko, czy szkolne lekcje są miejscem, gdzie powinny się pojawiać tego typu rejestry językowe - zastanawia się w rozmowie z "Rzeczpospolitą" prof. Tadeusz Zgółka, członek komisji dydaktycznej Rady Języka Polskiego.

Co ciekawe, Ośrodek Rozwoju Edukacji, podległa MEN agenda doradzająca w procesie tworzenia programu kształcenia, apeluje do nauczycieli, by plewili z języka wulgaryzmy i kładli nacisk na jego kulturę.

Jednak użycie słowa "k...a" w zadaniu dla uczniów nie jest jedyną wpadką, jaką zaliczyła redakcja pisma. W trzecim numerze pojawił się materiał, który w większości jest plagiatem. Wydawnictwo poinformowało, że nie będzie już współpracować z autorem tekstu, o jego "pracy" poinformuje również uczelnię, na której się on doktoryzuje. Jednak przy okazji przyznało, że nie ma pieniędzy, by wszystkie publikacje sprawdzać programem antyplagiatowym.

Czasopismo wydawane jest po minimalnych kosztach, a osoby, które je redagują, robią to "przy okazji" - wyjaśnia Mirosław Marczewski, dyrektor generalny Fundacji Rozwoju Systemu Edukacji.