Jeśli zdalnie sterowana zabawka sąsiada uporczywie wisi nad naszą posesją, to nie mamy zbyt wielu możliwości działania. Możemy rzucać w nią kamieniami, strzelać z wiatrówki lub ganiać za nią z siatką. Ponieważ żadna z tych możliwości nie zadowala skutecznością (chyba że ma się doskonałe oko), idealnie byłoby nasłać na intruza własnego drona wyposażonego w specjalny system do przechwytywania.
Taka właśnie idea przyświecała inżynierom z Instytutu Lotnictwa (ILot) w Warszawie, kiedy wzięli się za opracowanie „urządzenia do przechwytywania małych obiektów latających” – czyli tak naprawdę drona z wystrzeliwaną siatką do łapania innych dronów. Siadając do pracy, naukowcy mieli jednak na myśli bardziej profesjonalnych odbiorców niż właścicieli domków jednorodzinnych – w tym przede wszystkim lotniska. Bo chociaż w Polsce incydenty z dronami w portach lotniczych zdarzają się rzadko, to jednak do nich dochodzi. Pod koniec października 2017 r. dron przeleciał kilkadziesiąt metrów od skrzydła samolotu lądującego na lotnisku w Modlinie. Piloci dwóch innych maszyn woleli nie ryzykować i prewencyjnie odlecieli na Okęcie.
– Największe zagrożenie niesie ze sobą ryzyko kolizji. Nawet dron o małej masie może wyrządzić szkody kadłubowi samolotu, a choć te wykonane są z nowoczesnych materiałów, to jednak nie są niezniszczalne – zazwyczaj są to lekkie kompozyty. Prawdziwym dramatem byłoby jednak, gdyby dron dostał się do silnika, co spowodowałoby jego unieruchomienie lub nawet wybuch – tłumaczy mgr inż. Krzysztof Łowczycki z instytutu.
W przypadku incydentu w Modlinie sprawcy nie udało się ustalić; zanim służby przeczesały teren portu i okolic, właściciel z dronem ulotnił się. System do przechwytywania intruzów musi więc być gotów do natychmiastowego działania. Kluczowy jest również sposób unieszkodliwiania zagrożenia. Inżynierowie z ILot-u założyli, że dron intruza ma być schwytany, a nie zniszczony, postanowili więc wyposażyć swojego bezzałogowca w specjalną siatkę. Wystrzelona w kierunku nieproszonego gościa obezwładni go, chociaż nie spowoduje twardego lądowania: przed tym ma uchronić dołączony do niej spadochron.
Budowa drona drapieżnika w praktyce wymaga delikatnej równowagi między wszystkimi parametrami urządzenia. Konstruując wyrzutnik dla siatki, inżynierowie musieli pilnować jego ciężaru, zbyt duży fatalnie wpłynąłby na parametry lotu oraz czas pracy na baterii. Do tego nie jest łatwo precyzyjnie wystrzelić siatkę z jednego obiektu latającego na drugi, zwłaszcza jeśli oba są w ruchu. Tutaj z pomocą przychodzi automatyka. – Wszystko, co musimy zrobić, to ustawić naszego drona nad intruzem. Resztą zajmie się komputer wyposażony w algorytmy analizy obrazu: będzie niepożądanego gościa śledził, podążał za nim i sam obliczy, kiedy ma wystrzelić siatkę – mówi mgr inż. Anna Juda z ILot-u.
W rzeczywistości może się jednak zdarzyć tak, że intruzem będzie wyjątkowo zwinny dron. Zbudowany na ogólnodostępnej ramie firmy DJI dron drapieżnik nie pokona go szybkością ruchu, ale będzie miał inną przewagę. – Chcemy wyposażyć naszego drona w systemy zagłuszające, które uniemożliwią lub znacznie utrudnią możliwość manewrowania bezzałogowcem intruzem. Dzięki temu nasza jednostka będzie się mogła spokojnie ustawić nad nieproszonym gościem i wystrzelić w jego kierunku siatkę – tłumaczy mgr inż. Łukasz Konarski z ILot-u.
Naukowcy zadbali o każdy scenariusz: w razie potrzeby drapieżny dron może intruza także odholować. A jeśli miałoby się stać coś niespodziewanego – np. siatka z nieproszonym gościem miałaby się o coś zaczepić, zagrażając naszej jednostce – linka prowadząca może zostać automatycznie odcięta. – Chcemy także zintegrować naszego drona z systemem namierzania radarowego, żeby uniknąć takich sytuacji jak w Modlinie. Dzięki temu start mógłby nastąpić natychmiast po wykryciu intruza, a operator mógłby całą operację wykonać zdalnie, dysponuje bowiem podglądem z kamery, lub po prostu dojechać na miejsce zdarzenia po dronie – mówi mgr inż. Łowczycki.