Pieniędzy brakuje z powodu koronawirusa, ale to także jeszcze pokłosie reformy edukacji. To kolejny rok z rzędu, w którym uczniowie będą mieli pod górkę. "Wszystkie dodatkowe godziny z miasta zostały zabrane z powodu braku finansów. Mamy tylko te wynikające z rozporządzenia o ramowych planach nauczania" – taki list rozesłał do nauczycieli jeden z dyrektorów. Warszawa potwierdza, że szykują się zmiany. Zajęcia dodatkowe w szkołach mają być ograniczone do jednej lekcji w tygodniu. Dotychczas były trzy - przyznaje Karolina Gałecka, rzecznik prasowy Urzędu m.st. Warszawy. To samo dotyczy przedszkoli, które mogły organizować dla dzieci dwie godziny dodatkowych zajęć. Teraz będą musiały zmniejszyć o połowę. Poza tym dyrektorzy przedszkoli zostali poproszeni o skrócenie o godzinę czasu pracy placówek. W szkołach natomiast krócej będą pracowały świetlice, też o godzinę.
Miasto w ten sposób szuka oszczędności. Jeszcze przed pandemią samorządy wskazywały, że konsekwencje likwidacji gimnazjów wygenerowały spore wydatki. Teraz doszedł koronawirus. Stawiamy w tej chwili na utrzymanie miejsc pracy. Dlatego dokonujemy cięć, gdzie tylko się da. Dowodem na to jest też pismo rozesłane do burmistrzów, w którym prosimy o powstrzymanie się od dodatkowych wydatków na zakup gadżetów czy organizację działań promocyjnych, eventów − tłumaczy Gałecka. I dodaje, że budżet na oświatę w Warszawie to 5 mld zł, z tego zaledwie 2 mld zł jest z subwencji oświatowej.
Oznacza to, że większą część kwoty dokłada samorząd, a w związku z koronawirusem wydatki miasta są większe. Stąd potrzeba wprowadzenia pewnych ograniczeń. Wystąpiliśmy jednak do rządu o pomoc. Jeśli ją otrzymamy, zrobimy od razu korektę przedstawionych wytycznych - informuje Karolina Gałecka.
Oszczędza nie tylko Warszawa. Urząd Miejski w Białymstoku informuje, że od nowego roku placówki edukacyjne czekają zmiany. Przede wszystkim nie będzie finansowania na zatrudnianie pomocy dla nauczycieli w przedszkolach, ale tylko w grupach trzylatków. Pomoc nauczycielska dla dzieci z orzeczeniami lekarskimi zostaje. Jednakże, jak słyszymy w urzędzie, dyrektorzy dostaną pieniądze na zatrudnienie dodatkowej woźnej, czyli na jeden etat. Będą mogli więc wybrać, czy chcą ją zatrudnić, czy te pieniądze przeznaczyć na pomoc dla nauczyciela. Z tym, że w przedszkolach, gdzie jest więcej niż jedna grupa trzylatków, takie rozwiązanie nie zlikwiduje w pełni problemu. Bo na wszystkie grupy przypadnie tylko jedna pomoc.
Reklama
Mamy informacje o nowych wytycznych od dyrektorów z wielu regionów. Tak jak w Warszawie dotyczą przede wszystkim rezygnacji z finansowania dodatkowych zajęć lekcyjnych. Ale nie tylko. Wstrzymywane są też zakupy rzeczowe, co oznacza brak nowego wyposażenia w szkołach po 1 września - mówi Marek Pleśniar, dyrektor Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty. I dodaje, że ucierpią na tym przede wszystkim przedszkola, bo w wielu zajęcia zostaną ograniczone tylko do obowiązkowych.
Przyszły rok szkolny może być zatem trudny, a nie wiadomo, jak się skończy obecny. Na razie w trybie online szkoły mają pracować do 26 kwietnia, ale co będzie potem - nie wiadomo. Tak samo jak nie wiemy, kiedy dokładnie i jak odbędą się egzaminy zewnętrzne (matury i test po ósmej klasie) - najwcześniej w czerwcu. Minister edukacji Dariusz Piontkowski przekonuje, że wszystko jest pod kontrolą i będą zmieniane zasady tak, żeby ułatwić również zmiany organizacyjne. Jednak dyrektorzy obawiają się bałaganu.
Joanna Walczak, dyrektorka LO i technikum w Lubińcu, przekonuje, że przesunięcie egzaminów na drugą połowę czerwca powoduje spiętrzenie wydarzeń. Rekrutacja do szkół średnich, matura i egzaminy zawodowe, które mają się odbyć między 22 czerwca a 2 lipca i jak na razie nikt tego terminu nie zmieniał. To rodzi problemy. Brak sal, w których pomieszczę wszystkich uczniów. I brak nauczycieli do obsadzenia w każdej komisji. Przełożenie matury powoduje, że dyrektorzy muszą od nowa układać między sobą pracę nauczycieli, bo zgodnie z wymogiem w każdej komisji musi zasiadać jeden nauczyciel z innej szkoły. Robimy to na ślepo, bo nie znamy daty. Egzaminy maturalne ciągną się około miesiąca, czyli zahaczamy o lipiec, kiedy wielu nauczycieli jest już na urlopach - tłumaczy. I dodaje, że jest na etapie ustalania płatności za godziny ponadwymiarowe z organem prowadzącym (starostwo), który uważa, że nie powinno się ich wypłacić nauczycielom, bo praca zdalna zajmuje mniej czasu.
Dyrektorzy opowiadają nam, że trwają teraz intensywne negocjacje z organami prowadzącymi. W kilku miejscach pojawiły się kłopoty z wypłaceniem dodatków za wychowawstwo. W jednym chciano wysłać nauczycieli na przymusowy urlop wypoczynkowy. Interweniował związek zawodowy.
Już teraz zaczynają się problemy. Najprawdopodobniej koronawirus uderzy w finanse placówek. Nasz organ prowadzący (wójt) uważa, że za czas pracy zdalnej nauczycielom nie należą się pieniądze za godziny ponadwymiarowe. To kontrowersyjne, bo e-edukacja wymusiła na większości wzmożone działania. Przygotowują zadania dla uczniów w zupełnie nowych warunkach, na nowych programach, co zajmuje więcej czasu. Pieniądze za te godziny do 12 marca zostały wypłacone, ale później już nie. Przed większymi zmianami chroni nas arkusz organizacyjny, który obowiązuje do 31 sierpnia. Nowy arkusz jest w fazie zatwierdzania. Tu, niestety, spodziewam się dużych zmian, które dotknąć mogą dodatków motywacyjnych, godzin dodatkowych - mówi Halina Tylka, dyrektor Szkoły Podstawowej im. Jana Pawła II w Przecławiu.
Eksperci przyznają, że to odbije się na uczniach-– na pewno brak zajęć dodatkowych czy presja na nauczycieli. To oznacza, że w przyszły rok może być trudny, kłopot polega na tym, że będzie to już kolejny taki. W tym pandemia, w poprzednim strajk nauczycieli oraz skutki reformy, które szczególnie mocno dotknęły ostatnie klasy podstawówek. W jeszcze poprzednim wszystko poświęcono na wprowadzanie reformy. Na razie nie ma zapowiedzi dodatkowych środków na oświatę.