Protest, umownie nazwany włoskim, polega na wykonywaniu przez nauczycieli tylko tych czynności, które są opisane w przepisach prawa oświatowego. Jest efektem ankiety przeprowadzonej przez ZNP we wrześniu, w której za taką formą protestu opowiedziało się 55 proc. respondentów.

Reklama

Marcin Korczyc, który uczy w szkole podstawowej w wielkopolskim Lubaszu, powiedział PAP, że nauczyciele mają mieszane uczucia i raczej nie wróżą protestowi sukcesu.

Osobiście nie umiem się odnaleźć w proteście włoskim, aczkolwiek poinformowałem w szkole, że wielu czynności, zwłaszcza tych biurokratycznych, które nie wypływają wprost z prawa oświatowego, nie zamierzam wykonywać. I to jest ogromna wartość strajku nauczycieli. Nauczyliśmy się sami siebie szanować – podkreślił.

Dodał, że jest wiele wątpliwości związanych z protestem. Spora grupa nauczycieli, zniechęconych poprzednim rokiem szkolnym, także nie podejmuje niektórych czynności i żadna szkoła z tego powodu nie przestała pracować z uczniem na odpowiednim poziomie. Tyle że w naszym zawodzie na koniec dnia chodzi o dobro dzieci, które nam powierzono. Kiedy jesteś wychowawcą, musisz się kontaktować z rodzicami, organizować życie klasy, rozwiązywać problemy, uczestniczyć w wycieczkach itd. W tym sensie strajk włoski może wyglądać na sabotaż zawodu, który większość z nas uprawia przecież z pasji – stwierdził.

Reklama

Zdaniem Korczyca protest w takiej formie rozmyje się w dłuższej perspektywie. Jak długo ma to trwać? I jaki jest tego cel? Przecież ZNP miał w ręku wszystkie karty i można było kontynuować wiosenny strajk nauczycieli do skutku. Strajk jednak zawieszono, nie pytając środowiska o opinię w tej kwestii – powiedział.

Zaznaczył jednak, że ważna jest dyskusja o systemowym odbiurokratyzowaniu zawodu nauczyciela.

To często jest wina nas samych. My mamy nawyki, dyrektorzy mają nawyki i sami sobie nakładamy rozmaite, bezsensowne, biurokratyczne obowiązki, zamiast koncentrować się na pracy z uczniem. Jeżeli strajk w takiej formie ma być narzędziem, aby wywołać szeroką dyskusję i doprowadzić do zmian w codziennej praktyce, to z pewnością należy o problemie mówić i wymagać zmian bezpośrednio od ministra edukacji. Chcemy o tym rozmawiać, ponieważ tego wymagają od nas nauczyciele, których reprezentujemy – oświadczył.

Sama akcja w takiej formie – w jego ocenie – nie zmieni zbyt wiele. Musimy wspólnie wymagać od polityków realnych zmian, a w tej kwestii, z różnych powodów, związki zawodowe mają coraz mniejszą siłę przebicia – stwierdził.

Reklama

Na Facebooku grupa Ja, Nauczyciel liczy prawie 39 tys. członków. Inicjatorzy ruchu powołali fundację Ja, Nauczyciel. Przeprowadzają ankietę na temat przyszłości zawodu i ewentualnego zrzeszenia się.