Szefowa MEN była we wtorek gościem rozmowy dnia Radia Wrocław i przypomniała, że w tym roku na podwyżki będzie z budżetu państwa prawie 4 mld zł, co przełoży się w minimalnym wynagrodzeniu nauczycielskim w ciągu siedemnastu miesięcy o wzrost pensji o 500 zł, natomiast średnia pensja nauczyciela wzrośnie o 800-1000 zł.
Dodała, że zaplanowano dodatkowo miliony złotych na zajęcia dodatkowe, tak aby każde były płatne. Przewidziano po 200, 400 a nawet 500 zł stałych dodatków dla nauczycieli wyróżniających się i 1000 zł na start dla nauczyciela stażysty. Nauczyciele w historii zmian i podwyżek wynagrodzeń nigdy w tak krótkim czasie nie otrzymali takich kwot. Jestem z tego bardzo dumna. Bardzo nam zależało i już w 2017 ogłosiliśmy podwyżki. Nadrabiamy dramatyczną zaległość, zapaść która powstała za naszych poprzedników. Przypomnijmy ostatnie podwyżki w 2012 roku – niecałe trzy procent - powiedziała Zalewska.
Podkreśliła, że żądania wysuwane w sprawie podwyżek przez związkowców to wydatki rzędu 15-18 mld zł, co zmuszałoby do naruszenia deficytu budżetowego. Nigdy w ciągu siedemnastu miesięcy nie było tak skokowego wzrostu wynagrodzeń. I musimy rozmawiać o tym, jak na stałe zagwarantować stabilny wzrost. W ciągu tych kilkunastu miesięcy nie da się nadrobić tej zapaści, która jest od 2012 roku. Ten rząd powiedział: tak, nauczyciele zarabiają za mało i trzeba o nich zadbać. Rozpoczęliśmy wypłatę podwyżek - mówiła Zalewska.
Oceniła, że nauczyciele chcieli korzystać w sposób pełniejszy ze wzrostu gospodarczego, dlatego rząd przyśpieszył wzrost wynagrodzeń, dodając dodatkowe pieniądze do subwencji oświatowej. My nie mówimy samorządom znajdźcie na to pieniądze - powiedziała Zalewska. Przypomniała, że MEN odpowiada tylko za rozporządzenie o minimalnym wynagrodzeniu, natomiast pensje nauczycielskie kształtują samorządowcy. Dodała, że są gminy, w których nauczyciele za tzw. wychowawstwo otrzymują od 20 do 500 zł dodatku, czyli zróżnicowanie w jednej gminie jest bardzo duże.
Minister pytana, czy MEN jest przygotowane na ewentualny protest nauczycieli w trakcie egzaminów końcowych i matur, odpowiedziała, że nie wyobraża sobie, by doszło do takiego protestu.Jej zdaniem, procedury egzaminacyjne są tak złożone, że niemożliwy jest protest, bo oznaczałoby to, że nie będzie w ogóle egzaminów. Mam zaufanie do nauczycieli. Nie wyobrażam sobie, że nie będą przeżywać ze swoimi uczniami ich egzaminów. To przecież życiowa sprawa. Nie wierzę, że nauczyciel powie rodzicowi, by utrzymywał przez rok niestudiujące dziecko. Uczelnie przecież nie zaczekają. Ja ufam nauczycielom - powiedziała minister Zalewska.