Zdaniem nauczycieli szkół podstawowych, większość dzieci kończących przedszkole nie umie wiązać butów, ma kłopoty z posługiwaniem się sztućcami. - Zdarza się, że dzieci nawet w gimnazjum nie umieją zasznurować tenisówek czy też obierać jabłek lub sprawnie posługiwać się nożem - przyznaje nauczycielka jednego z gimnazjum w Warszawie.
To efekt tego, że z jednej strony dzieci np. przy zakładaniu butów, są wyręczane przez rodziców, z drugiej robią to też wychowawczynie przedszkolne. Najczęściej - również na prośbę opiekunów - rodzice kupują dzieciom buty na rzepy. Inna sprawa, że takie modele stanowią większość oferty sklepów.
Dlatego w podstawie programowej rzecznika praw rodziców kładziony jest nacisk na naukę nie tylko ogólnie "rozbierania i ubierania" (co już jest zapisane w wytycznych ministerstwa edukacji), ale takich rzeczy jak zapinania guzików, zawiązania supełka, kokardki.
- Kokardki i supełki mają właśnie zastąpić sznurowadła w butach, których fizycznie nie ma - tłumaczy Karolina Elbanowska, prezes Fundacji Rzecznik Praw Rodziców. Ćwiczenie tych umiejętności procentuje potem przy nauce pisania. - Im lepiej rozwinięta i sprawniejsza ręka, tym łatwiej jest później dziecku pisać - przyznaje nauczycielka z jednej ze stołecznych podstawówek.
Zdaniem ekspertów obecnie za mało przykłada się wagi do samodzielności dzieci. W obowiązującej podstawie programowej istnieje co prawda zapis, że przedszkolak powinien umieć "poprawnie umyć się i wytrzeć oraz umyć zęby; właściwie zachowywać się przy stole podczas posiłków, nakrywać do stołu i sprzątać po sobie, samodzielnie korzystać z toalety". Kłopot polega na tym, że w niektórych przedszkolach dzieci dostają tylko łyżki, ewentualnie widelce, ale nie noże, do stołu nakrywają za nich panie kucharki, zaś mycia zębów w ogóle nie ma. Powód? Za dużo zamieszania oraz bezpieczeństwo. - Mieszają się kubeczki, więc może to być niehigieniczne - tłumaczono w jednym z przedszkoli.
Czymś zupełnie innym, na co uwagę zwraca również Rzecznik Praw Rodziców, jest edukacja matematyczna w działaniu. W obecnej podstawie programowej istnieje zapis, że dzieci mają "rozpoznawać wyniki dodawania i odejmowania, pomagając sobie liczeniem na palcach, posługiwać się liczebnikami porządkowymi czy też znać stronę prawą i lewą". W kontrprojekcie wskazano, że dzieci same powinny dojść do tych wyników - czyli np. odejmowania i dodawania uczyć się niejako niechcący, przy okazji, czyli w czasie zabawy, prac porządkowych, ćwiczeń i wykonywania innych czynności. Przykład? Dziecko "wybiera z pudełka 6 klocków czerwonych i 6 niebieskich, ustawia się w rzędzie jako dziewiąte, odczytuje cyfry oznaczające liczby od 0 do 10, eksperymentuje z tworzeniem kolejnych liczb, wykonuje dodawanie i odejmowanie w sytuacji użytkowej".
Podstawa programowa jest propozycją towarzyszącą projektowi ustawy "Rodzice chcą mieć wybór", pod którym zbierane są obecnie podpisy.