We wtorek w Ministerstwie Edukacji i Nauki odbyło się posiedzenie zespołu ds. statusu zawodowego pracowników oświaty, w skład którego wchodzą przedstawiciele resortu edukacji, związków zawodowych zrzeszających nauczycieli i korporacji samorządowych. Podczas niego minister Przemysław Czarnek oraz wiceministrowie Dariusz Piontkowski i Marzena Machałek przestawili propozycje zmian w zakresie pragmatyki zawodowej nauczycieli, dotyczące takich obszarów, jak m.in. system wynagradzania, czas pracy nauczycieli i awans zawodowy.

Reklama

"Medialne deklaracje ministra Czarnka"

Przewodniczący Sekcji Krajowej Oświaty i Wychowania NSZZ "Solidarność" Ryszard Proksa odniósł się do propozycji MEiN w wywiadzie udostępnionym PAP.

To, co nam przedstawiono, to pakiet anty-nauczycielskich i anty-oświatowych propozycji. Bulwersujący jest fakt złożenia nam projektu jeszcze bardziej niekorzystnych zmian, niż w maju tego roku. Przypominam, że NSZZ "Solidarność" w całości je odrzuciła. Propozycje ministerstwa bynajmniej nie służą podniesieniu prestiżu zawodu nauczyciela. Są natomiast wyrazem braku szacunku dla tej grupy zawodowej i nieznajomości realnych warunków jej pracy. Takie zdanie wyraziliśmy podczas spotkania w ministerstwie - powiedział.

Pytany czy przedstawione propozycje w jakikolwiek sposób nawiązują do VI punktu Porozumienia podpisanego przez rząd a NSZZ "Solidarność" w 2019 r., odpowiedział, nie ma takiego powiązania.

Niestety, mimo medialnych deklaracji ministra Przemysława Czarnka, nie ma w nich mowy o powiązaniu wynagrodzeń nauczycieli ze średnią płacą w gospodarce narodowej. Zamiast tego, nasze pensje zależeć mają od kwoty bazowej ustalanej co roku przez polityków – tak, jak obecnie. Z wielkim ubolewaniem przyjmujemy fakt, iż przez blisko 2,5 roku resort edukacji nie był w stanie przygotować propozycji systemu wynagradzania nauczycieli, o jakim była mowa w negocjacjach w 2019 r. Wówczas byliśmy przekonani, że dokument podpisany przez Wiceprezesa Rady Ministrów, Ministra Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, Ministra Edukacji Narodowej, Szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów oraz Podsekretarza Stanu w Ministerstwie Finansów ma swoją wartość - powiedział. Dziś przekonaliśmy się, że Rząd RP lekceważy porozumienia podpisane z NSZZ "Solidarność", nie dotrzymuje swoich zobowiązań i nie jest godny zaufania - dodał.

Reklama

Podwyżki dla nauczycieli

Proksa odniósł się też do ogłoszonej przez ministra edukacji i nauki podwyżki nauczycielskich pensji o ponad 1000 zł od następnego roku szkolnego.

Obecna władza, jak poprzednie, wprowadza w błąd opinię publiczną posługując się kwotami "średniego" lub "przeciętnego" wynagrodzenia nauczyciela. Są one zawyżone, bo wlicza się do nich np. odprawy emerytalne czy wysokie dodatki kadry kierowniczej. Takich pieniędzy nie zarabia przeciętny nauczyciel. W związku z pomysłem podniesienia pensum o 4 godziny oraz likwidacji części zakładowego funduszu świadczeń socjalnych i 1000 zł na start dla stażystów, nauczyciele sfinansowaliby sobie tzw. podwyżki sami - powiedział. W ustawie budżetowej na 2022 rok nie ma zaplanowanych pieniędzy na podwyżki w oświacie, a ogłoszone wczoraj 7 mld zł to dodatkowe środki z rezerwy przeznaczone na dwa lata – 2022 i 2023! - wskazał.

Szef oświatowej "S" odniósł się także, do wtorkowej wypowiedzi wiceministra Dariusza Piontkowskiego, który powiedział, że propozycja podniesienia pensum do 22 godzin, to tak naprawdę zwiększenie o jedną godzinę. Przeciętnie bowiem nauczyciel ma obecnie 3 godziny ponadwymiarowe, czyli 21 godzin.

Brakująca godzina przemnożona przez liczbę ok. 700 tys. pracujących dziś nauczycieli daje 700 000 godzin, czyli ponad 30 000 brakujących etatów. Zatem około 30 tys. nauczycieli straciłoby pracę. Przykładem są nauczyciele edukacji wczesnoszkolnej, mający ze swoimi uczniami klas I - III 18 godzin zajęć. Małe dzieci nie mogą mieć więcej zajęć tygodniowo. Skąd zatem mają się wziąć brakujące 4 godziny? Nauczyciele straciliby zatrudnienie w pełnym wymiarze. Dlatego "Solidarność" nigdy nie zgodzi się na podniesienie pensum - wyjaśnił.

Proksa mówił również o pomyśle MEiN by niezależnie od czasu prowadzenia lekcji nauczyciel był dostępny w szkole dla uczniów i rodziców przez 8 godzin tygodniowo.

Minister Czarnek ogłasza, że zwalcza biurokrację, a proponuje ewidencjonowanie czasu pracy przeznaczonego na szkolenia, posiedzenia Rady Pedagogicznej, zebrania z rodzicami, rozmowy z uczniami, wycieczki, przygotowywanie uroczystości i itp. Nie rozumiem, czemu to ma służyć. Wielu nauczycieli wolałoby iść do pracy na 8 godzin i mieć po jej zakończeniu czas dla siebie oraz rodziny. W szkole nauczyciel nie ma zapewnionego - odpowiedniego wyposażonego - miejsca do spokojnej pracy. Pracuje więc w domu korzystając z własnego sprzętu komputerowego, łącza internetowego, powiela materiały dla uczniów na kupionym przez siebie papierze. Ministrowie edukacji zmieniają się, a żaden z nich nie chce podjąć tematu standaryzacji w oświacie, którą postulujemy od wielu lat.

Przewodniczący SKOiW NSZZ "Solidarność" negatywnie ocenił też propozycję kwotowego określania minimalnych dodatków do wynagrodzenia zasadniczego nauczycieli. Kwotowe określanie wysokości dodatków jest dużo bardziej niekorzystne niż np. procentowe. Każdego roku, z powodu inflacji (ostatnio powyżej 5 proc.), siła nabywcza wynagrodzeń maleje. Jestem temu zdecydowanie przeciwny - mówił.

Zapowiedział, że zwoła nadzwyczajne posiedzenie Rady Krajowej Sekcji Oświaty i Wychowania. Podejmiemy decyzję o naszych kolejnych krokach. Nie wykluczamy żadnej formy protestu - poinformował.

Propozycje MEN

MEiN proponuje podwyższenie tygodniowego obowiązkowego wymiaru godzin zajęć nauczycieli o 4 godziny (z wyjątkiem nauczycieli wychowania przedszkolnego). Jednocześnie proponuje, aby nauczyciel zatrudniony w pełnym wymiarze czasu pracy (z wyjątkiem nauczycieli przedszkoli) zobowiązany był "do bycia dostępnym" dla uczniów i nauczycieli w szkole w wymiarze 8 godzin tygodniowo.

Resort proponuje też wprowadzenie przeciętnego wynagrodzenia nauczycieli zamiast średniego, ustalanego na podstawie kwoty bazowej ogłaszanej corocznie w ustawie budżetowej. Będzie ono wynosiło dla: nauczyciela bez stopnia awansu zawodowego – 140 proc., nauczyciela mianowanego – 181 proc., nauczyciela dyplomowanego – 219 proc. kwoty bazowej.

Według wyliczeń ministerstwa stawka przeciętnego wynagrodzenia wynosiłaby od 1 września 2022 r. dla nauczyciela niemającego stopnia awansu zawodowego – 4950 zł brutto, nauczyciela mianowanego – 6400 zł brutto i dla nauczyciela dyplomowanego – 7750 zł brutto. Z kolei minimalne stawki wynagrodzenia zasadniczego nauczycieli mających tytuł magistra i przygotowanie pedagogiczne będą wynosiły brutto odpowiednio: dla nauczyciela bez stopnia awansu zawodowego – 4010 zł, nauczyciela mianowanego – 4540 zł i dla nauczyciela dyplomowanego – 5040 zł.

Propozycje przedstawione przez kierownictwo MEiN we wtorek po posiedzeniu Zespołu ds. statusu zawodowego pracowników oświaty skrytykowali też obecni na nim przedstawiciele Związku Nauczycielstwa Polskiego i Forum Związków Zawodowych. Wszystkie trzy centrale związkowe są przeciwne zwiększeniu pensum i wprowadzeniu godzin dostępności. Od kilku lat postulują też powiązanie wysokości wynagrodzenia nauczycieli z przeciętnym wynagrodzeniem w gospodarce.